- To gdzie znajduje się winda?-zapytał po chwili chłopaka Jack.
- Na drugim końcu tego piętra, ale ja na waszym miejscu nie byłbym aż tak szczęśliwy z tego powodu...-odparł chłopak.-Wieszćcie mi lub nie, ale tych stworów jest na tym piętrze od chuja.
- Co ty nie powiesz...-mruknął pod nosem Jack.
- Posłuchaj, długo już tutaj jesteś? Szukam siostry, podoba do mnie. Ten sam kolor włosów, ten sam charakter...-zapytałem po chwili chłopaka.
- Widziałem, ale tylko przez chwilę-odparł mi chłopak.-Szła korytarzem, po czym zniknęła mi z oczu. Na początku myślałem, że to Wybawca, ale po chwili zrozumiałem, że to musiał być ktoś z tego rozbitego helikoptera.
- Gdzie poszła tą dziewczyna?-zapytałem go po chwili.
- Chyba... w stronę laboratorium, ale pewności nie mam...-powiedział chłopak.-A tak przy okazji, jestem Ron.
- Nathan, a to jest Jack-przedstawiłem siebie i Jack-a.
Ton spojrzał na Jack-a, tak jakby go znał.
- Jack?-odezwał się po chwili Ron.-Jack Miller?-zapytał.
- Chwila... Ron?-zdziwił się Jack.
- Boże drogi! Jack! Jak cię długo nie widziałem!-zawołał po chwili Ron, rzucając się na szyję Jack-a.
- Ron! Braciszku mój!-krzyknął Jack.
- Zamknąć się!-zawołałem do nich.-Chcecie zostać pożarci przez te stwory? Proszę bardzo, droga wolna, ale ja nie mam zamiaru umierać.
- I tak w sumie jesteś już martwy...-odparł Ron, wskazując na moją ranę na biodrze.-Zostało ci góra pół godziny, zanim się przemienisz.
- To nie ugryzienie, tylko rana postrzałowa-wyjaśnił mu Jack.-Został postrzelony.
- No chyba wiem, że został postrzelony, skoro to rana potrzałowa-odparł do niego Ron.-Chyba nie został zadźgany nożem, prawda?
- Kurwa, możecie przestać gadać i mi pomóc?-zapytałem ich, nieco poddenerwowany.-Jakbyście nie zauważyli, to nadal jesteśmy w jebanej dupie, jeżeli chodzi o naszą aktualną sytuację.
- Hej, spokojnie, Nate-powiedział do mnie Jack.-Wybacz nam, ale po prostu długo się nie widzieliśmy, a jak wcześniej mówiłem, Kevin obiecał mi, że go uwolni...
- Ale zamiast tego zostawił go tutaj na śmierć i wmawiał ci, że go uwolni-dokończyłem za niego.
Jack przytaknął głową.
- Dobra, skończmy gadać, bo nas ranek zastanie, zanim się stąd wydostaniemy-dodałem po chwili, powoli wstając z podłogi.-Ruszajmy do tej windy, może po drodze spotkamy moją siostrę.
- Nie, lepiej będzie, jak na początek zatamujemy ci tą ranę, bo widać, że ty ledwo chodzisz-odparł stanowczo Jack.-Dopiero później możemy iść w stronę windy.
- Nie mam zamiaru siedzieć w miejscu. Chcę się stąd jak najszybciej wydostać i odszukać siostrę-powiedziałem stanowczo.
- Kurwa, Nate, ty się ledwo ruszać, do kurwy nędzy!-zawołał do mnie Jack.-Co chcesz zrobić w takim stanie? Nic nie zrobisz! Ron, zaprowadź nas do punktu medycznego-zwrócił się do chłopaka.
- Tak jest!-zawołał jego brat, po czym ruszył przodem, a my poszliśmy za nim.
Wiedziałem, że nie możemy się ociagać, gdyż Rea nie ma zbyt wiele czasu. Nie wiadomo, w co się wpakowała, ale po tym, co tutaj zobaczyłem, byłem świadomy, że każda sekunda się liczyła. Teraz jednak ważne było to, żebym nie umarł z powodu utraty dużej ilości krwi.
Ron zaprowadził nas do niewielkiego pomieszczenia, który był punktem medycznym. Po drodze oczywiście musieliśmy spotkać kolejnego stwora, ale też obeszło się bez konfrontacji z nim. Coraz bardziej martwiłem się o siostrę. Po drodze do punktu medycznego widziałem wiele ciał zabitych Wybawców oraz dzieci i nastolatków. Wiedziałem teraz, do tego te stwory są zdolne.
Wchodząc do pomieszczenia, Ron kazał mi usiąść na krześle oraz zdjąć koszulkę, a on sam zaczął patrzeć po półkach oraz regałach, by znaleźć sprzęt medyczny, bandaże oraz wodę utlenioną. Kiedy on szukał tego wszystkiego, ja w tym czasie zacząłem powoli zdejmować z siebie koszulkę. Moje biodro bolało mnie jak jasna cholera, lecz nie okazywałem tego przy Jack-u i Ron-ie, gdyż zapewne pomyślą, że jestem słaby, a tego nie chciałem.
- Dobra, mam wszystko-powiedział po chwili do mnie Ron, odkładając wszystkie znalezione przez niego rzeczy.-Teraz trzeba wyciągnąć ci kulę, załatać ranę, odkazić i zabandażować. Trochę mi to zajmie, ale spokojnie, nie zabiję cię...
- Na pewno?-zapytałem go, gdyż nie wierzyłem w to, że dziesięciolatek umie operować ludzi.
- Tak, przeczytałem parę książek medycznych oraz widziałem, jak lekarze operowali ludzi-odparł Ron.-Dam sobie radę, nie martw się.
- Kurwa, naprawdę, bardzo mnie tym uspokoiłeś...-mruknąłem pod nosem.
Ron uśmiechnął się do mnie słabo. Chyba nie wiedział, czy mówić mi prawdę czy jednak nadal trzymać mnie w niepewności.
Ron przystąpił po chwili do roboty. Najpierw zaczął nieco rozcinać mi ranę, potem zaczął wkładać mi do niej pęsetę. Czułem tą pęsetę, jak chodzi mi w środku mojego ciała. Bolało jak jasna cholera. Chłopak jednak nie zatrzymywał się i po kilku nerwowych minutach złapał za kulę i powoli wyciągnął ją. Następnie za pomocą medycznego zszywacza, nie wiem, jak to inaczej nazwać, zaczął zszywać mi ranę, by na koniec mi ją zabandażować i przemyć.
- Dobra, skończyłem-powiedział Ron, cały zlany potem.-Kurwa, było ciężko, ale się udało.
- Ja pierdole, ty widzisz, ile on krwi stracił?!-zawołał do niego Jack.
- Widzę właśnie. Pewnie kula naruszyła żyłę lub tętnicę-oznajmił Ron.-Ale spokojnie, dzień lub dwa i będzie zdrów jak ryba-powiedzial do mnie.
Słyszałem go jakby przez mgłę. Byłem ledwo żywy oraz wykończony. Potrzebowałem się przespać, ale wiedziałem też, że jeżeli usnę, to w czasie, kiedy będę spał, Rea może umrzeć gdzieś na tym piętrze. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem ją odnaleźć.
- Hej! Spokojnie, kowboju!-zawołał do mnie Ron, kiedy chciałem wstać z krzesła.-Lepiej nie wstawaj, straciłem zbyt dużo krwi, musisz odpocząć...
- Kurwa, nie ma takiej opcji!-powiedziałem stanowczo do niego.-Muszę odszukać siostrę!
- Wiem, że się o nią martwisz, Nate, ale wiesz mi, w takim stanie nie przejdziesz nawet kilku metrów-odparł Ron.-Stracisz przytomność, a wtedy nie będzie z ciebie pożytku na kilka godzin.
Chciałem coś temu smarkaczowi powiedzieć, ale wiedziałem, że i tak Ron będzie miał rację, w dodatku może to się odbić na moim stosunku do Jack-a, bo przecież Ron to jego brat. Postanowiłem więc trzymać język za zębami i się nie wypowiadać niepotrzebnie.
- Więc, co teraz zrobimy?-zapytałem.
- Jak na razie tutaj posiedzimy, później ruszymy na poszukiwania twojej siostry, a następnie ruszyły w stronę windy-oświadczył mi Jack.-Przypomnij mi, Ron, gdzie widziałeś Reę?-zwrócił się po chwili do swojego brata.
- Szła korytarzem w stronę laboratorium-odparł szybko Ron.-Nie wiem, czy nadal tam jest, bo tam trudno jest wejść, nie mówiąc już o wyjściu. Nie wiem, jak wam to powiedzieć, ale możliwe, że ona już nie żyje...
- Nawet tak nie mów!-zawołałem do niego.-Ona żyje, jest twarda. Twardsza nawet ode mnie.
- Hej, spokojnie, nie chciałem cię tym urazić-powiedział spokojnie Ron.
- Nate, uspokój się-odparł do mnie Jack.-Wiem, że martwisz się o swoją siostrę, ale musimy też założyć najgorszy scenariusz. Gdyby się spełnił, to będziemy musieli od razu ruszyć do windy.
Nie wiem, co chciałem mu wtedy odpowiedzieć, ale szybko z tego zrezygnowałem. Musiałem zachować spokój i modlić się, że moja siostra jeszcze żyje. Teraz tylko to mi zostało do zrobienia.
CZYTASZ
Pandemic [Ukończone]
AventureTen świat nie jest już taki, jaki był kiedyś... W 2020 roku obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki oraz innych państw świata zmagają się z niebezpiecznym, nieznanym dotąd wirusem. Kilka miesięcy po pierwszym zakażeniu, wirus zaczął mutować i zamieni...