- Hej, śpiochu! Pobudka!-usłyszałem jakiś głos, jakby we mgle.
Otworzyłem oczy. Przede mną stał jakiś chłopak, którzy trzymał w lewej ręce kij bejsbolowy, do którego chyba są wbite gwoździe. Bolała mnie głowa, jakbym czymś oberwał w potylicę. Chciałem się poruszyć, ale nie mogłem, gdyż jak zauważyłem, miałem skrępowane ręce i nogi. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Było to chyba zaplecze jakiegoś sklepu, tak mi się przynajmniej zdawało.
- Gdzie ja...-zacząłem słabym głosem.-Gdzie ja jestem?-dokończyłem.
- O, jednak żyjesz!-ucieszył się chłopak.-Już myślałem, że wykitowałeś na tej zamieci.
- Kim jesteś?-zapytałem go.
- Twoim ratunkiem, ja co myślałeś?-odparł chłopak.-A teraz powiedz, co ty robiłeś na tej zamieci? Grzybów szukałeś?-chłopak roześmiał się ze swojego żartu.
- Byłem w drodze do Chicago, ale zamieć mnie zaskoczyła-wytłumaczyłem chłopakowi, kiedy ten przestał się już śmiać.
- A czego ty szukasz w tym opuszczonym od dawna mieście?-zapytał mnie chłopak.-Nic tam nie ma, oprócz zarażonych. Ja bym ci radził ruszyć dalej na zachód, do Los Angeles.
- Muszę się dostać do Chicago-powiedziałem stanowczo.
- Nic tam nie ma, mówię ci to przecież!-zawołał chłopak.-Jezu, ale uparty z ciebie chłopak.
Nie miałem żadnych innych argumentów, żeby przekonać tego chłopaka. Teraz zostało mi tylko powiedzieć mu, że szukam w tym mieście siostry. Innego wyboru już nie miałem.
- Szukam swojej siostry-powiedziałem.-Rozdzieliłem się z nią w Dniu Z i od tamtej pory jej nie widziałem. Ostatnio się dowiedziałem, że jest w Chicago i teraz tam idę, a raczej szedłem, dopóki nie zaskoczyła mnie zamieć i ty mnie nie złapałeś.
- Nie złapałem, tylko uratowałem-poprawił mnie chłopak.-Ale wracając, nie sądzisz, że to trochę przesada, że twoja siostra unikała cię przez te ponad pięć lat i nie próbowała cię odnaleźć?
W sumie, jak się nad tym zastanowić, chłopak miał trochę racji. Czasami się zastanawiałem, czemu Rea nie chciała mnie odnaleźć. A może chciała, tylko nie mogła? Musiało jej coś przeszkodzić w tym, co nie wykluczałem.
- W sumie, masz trochę racji...-mruknąłem.
- Oczywiście, że mam!-zawołał chłopak.-A teraz musisz mi pomóc. Kiedy cię tutaj zanosiłem, zaczęły wychodzić zarażeni, a teraz jesteśmy tutaj uwięzieni. Jak pomożesz mi się stąd wydostać, to ja pomogę tobie dostać się do Chicago.
- Ciekawa propozycja-powiedziałem.-Nawet bym się na nią zgodził, gdyby nie fakt, że nadal mam skrępowane ręce i nogi.
Chłopak kucnął przy mnie, po czym wyciągnął za pleców składany nóż. Za jego pomocą rozciął linę, która krępowała mi ręce i nogi. W końcu mogłem wstać na nogi, co mnie ucieszyło. Teraz musiałem odzyskać swoją broń. Już chciałem o to zapytać chłopaka, ale ten pokazał mi moje rzeczy, które leżały sobie na biurku. Chłopak wyszedł z pomieszczenia, dając mi czas, żebym się przygotował. Przejrzałem swoje rzeczy i odkryłem, że nic nie zginęło. Najwyraźniej chłopak nie miał czasu, by je przejrzeć, albo po prostu nie chciał mnie okradać. Wziąłem swój rewolwer i schowałem za pasek od spodni. Plecak założyłem na plecy, a krabin snajperski założyłem sobie na ramię. Nie miałem żadnej białej broni, nawet noża, co mnie trochę zmartwiło, gdyż strzelanie na otwartej przestrzeni, niezależnie od tego, do kogo strzelamy, może się skończyć źle.
Wyszedłem z pomieszczenia i podszedłem do chłopaka, który stał pod drzwiami i przyglądał się zarażonym, którzy chodzili w jedną i drugą stronę, jakby czegoś szukali. Było ich z dziesięciu, jak dobrze policzyłem, ale nadal była zamieć, więc mogło być ich więcej.
CZYTASZ
Pandemic [Ukończone]
AdventureTen świat nie jest już taki, jaki był kiedyś... W 2020 roku obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki oraz innych państw świata zmagają się z niebezpiecznym, nieznanym dotąd wirusem. Kilka miesięcy po pierwszym zakażeniu, wirus zaczął mutować i zamieni...