XVIII

296 20 2
                                        

I znowu zgadłam! Rzeka w lesie! O Boże, śliczniej to wyglądać nie mogło! Przez drzewa do lasu wpadały strumienie światła i oświetlały rzekę i krajobraz, który odbijał się w wodzie. Była ona tak czysta że aż przezroczysta. Całe miejsce wyglądało jak z bajki.

-Czy my przypadkiem nie znalazłyśmy się w innym wymiarze?- zapytała Vans z zachwytem

-Jednego jestem pewna. -odpowiedziałam jej. -Cały ten las znajduje się w innym wymiarze, gdzie przed nami nie było jeszcze żadnych ludzi, którzy zniszczyliby niesamowitość tego miejsca.

Stałam tak oniemiała jeszcze przez kilka minut a później razem z dziewczynami wskoczyłam do wody. Zaczęłyśmy się chlapać i czuję że po tym wysiłku jaki sprawił bieg w wodzie schudnę przynajmniej 3 kilo.

Później zanim słońce zaszło poopalałyśmy się chwilę. Rose trochę za bardzo się spaliła ale nie narzekała aż tak dużo więc sądzę że nie bolało ją to bardzo.

***

Jest godzina 23:30 a my gramy w butelkę. Wypiłyśmy sporo energetyków i może nam trochę odwalać.

-To co? -pyta Kate. -Jeszcze po jednym?- wyciągając zza pleców jeszcze jedną butelkę z szampanem. Widać po niej, że jest już pijana.

-Ja już tęczą rzygam! -odpowiedziałam jej. Margaret też nie wzięła. -A poza tym ja i Vans musimy byś jutro choć trochę trzeźwe bo będziemy rzygać w samolocie.- spojrzałam na Vans, której Kate właśnie nalewała. Zrobiła się trochę czerwona ale po chwili odpowiedziała:

-W Paryżu jesteśmy pierwszy raz i jutro wyjeżdżamy... trzeba się trochę zabawić.

-Dobra. Rób jak chcesz nie zamierzam być twoją niańką.- odpowiedziałam jej i zakręciłam butelką. Wypadło na Rose

-Okay! Wyzwanie czy pytanie, kochana?- zapytałam

-Wyzwanie.- odpowiedziała z taką pewnością, że chyba nie miała bladego pojęcia co ja jej wymyśliłam.

-Ok. -odpowiedziałam i uśmiechnęłam się złowieszczo. ustaliłyśmy przed grą że jeśli my z Vans wyjeżdżamy dopiero o 18:00 i jutro mamy prawie cały dzień, bo prawie wszystko spakowałyśmy to można dograć coś jutro na mieście. Każda z nas miała kartkę na wypadek gdybyśmy się za bardzo upiły i zapomniałyśmy wszystko. Przygotowałyśmy sobie już tabletki na rano.

-Pocałujesz Ed'a.- odpowiedziałam jej a jej odważny wyraz twarzy zmienił się w zaskoczony... ale ona nie wie że to nie koniec.

-No dobra. Spoko.- odpowiedziała zadowolona że to nie jest tak straszne jak picie wody z kibla (które i tak już ma)

-Nie dokończyłam.- ja się uśmiechnęłam. Za to z jej twarzy zniknął uśmiech. Ostatnio powiedziała mi że boi się klownów a ja to wykorzystam. -Przebranego za klowna.

-Co!?- Prawie że wykrzyczała dziewczyna.

-Pocałujesz geja, który będzie przebrany za klowna. -Powiedziałam jeszcze raz, teraz trochę bardziej znudzonym głosem. Wiedziałam że to jeszcze bardziej ją zirytuje.

-Wiem przecież! Głupia nie jestem! Ale dlaczego w przebraniu - wzdrygnęła się. -klo... klo...klowna.- z każdą wypowiadaną sylabą drżała bardziej. -Widzicie, mam dreszcze na samą myśl.- zauważyła dziewczyna.

-Trudno. Dopisuj.- powiedziała Margaret bez uczuć. Ona i ja byłyśmy najmniej pijane.

Rose schowała twarz w jedną rękę udając że płacze a drugą sięgnęła po kratkę i zapisała na niej zadanie. W grę grałyśmy jeszcze jakieś pół godziny. Teraz włączyłyśmy muzykę i tańczyłyśmy. Mogłam pokazać na co mnie stać bo tańczę bardzo dobrze. Rose dorównywała mi umiejętnościami. Nagle nie wiadomo skąd Margaret wyciągnęła worek mąki i zaczęła w nas rzucać. Ale my nie pozostałyśmy jej dłużne. Zaraz po chwili Kata dała reszcie mąkę i rzucałyśmy się mąką.

Nagle Kate jakby od razu wytrzeźwiała zapytała z przerażaniem w oczach:

-Czujecie dym...?- tak, dym był wyraźne wyczuwalny. Zaniepokoiłyśmy się.

-Mam nadzieję że to tylko chłopaki nas straszą.-powiedziała Rose.

-A oni w ogóle wiedzą, że tu jesteśmy.- zapytałam.

-Tak. Ed pomagał mi wynieść rzeczy z waszego pokoju.-powiedziała z bladym uśmiechem Margaret-Chodźmy to sprawdzić- dopowiedziała po chwili.

Nie to nie byli chłopacy. Oni na pewno nie zrobiliby czegoś takiego. Całe schody do domku płonęły. Było to jedyne wyjście. Jak tu przyszłyśmy Kate nas oprowadziła i mówiła , że jest tu bezpiecznie i dlatego nie ma wyjścia awaryjnego. Ale jednak nie jest tak bezpiecznie.

Kate zadzwoniła po straż i do swoich rodziców. Ale nie mogłyśmy dłużej czekać jeśli chcemy być żywe. Musimy wyskoczyć ale do ziemi mamy jakieś 10-15 metrów i jeśli przeżyjemy to będzie cud.

Nagle wszystkie ściany zaczęły płonąć. Kaszlałyśmy od dymu. Ogień biegł w naszą stronę tak jakby ktoś tu przyszedł i każdy centymetr domku pokrył benzyną. Widziałam że Rose upada na podłogę, dusiła się. Wiedziałam ze mnie także to czeka. Nas wszystkie.

Teraz Vans. Spojrzałam na Margaret a ona odwzajemniła mój przestraszony wzrok







Ostatnia klasa... // L. H. ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz