Mikołaj resztkami sił starał się zachować przytomność. Odwodnienie, brak jedzenia i skrępowane ciało przyczyniło się do jego wyczerpania. Psychika również siadała, młodzieniec odrzucił szansę na jakikolwiek ratunek. Gdzieś tam w głębi duszy czuł, że musi walczyć, musi zostać przy nadzieji na ponowne ujrzenie światła dziennego. Ale z każdą następną minutą to uczucie zanikało.
Kilka sekund później w pokoju rozniósł się dźwięk skrzypiących zawiasów. Mikołaj będąc pewien, iż to Baxton, dlatego specjalnie nie otwierał oczu. Obawiał się kolejnego ataku agresji ze strony sprawcy. Zaledwie godzinę przed nadejściem Watahy Baxton kilkukrotnie uderzył dwudziestolatka. Nagle drzwi gwałtownie się zatrzasnęły, aż Mikołaj cały się wzdrygnął, od razu uchylając ociężałe powieki. To był nie kto inny jak Sylwester Wardęga.
– Boże... Mikołaj – powiedział Wardęga, czując ulgę na sercu. Wielokrotnie przez jego umysł przedarł się czarny scenariusz, w którym znajduje martwego chłopaka. Od razu podbiegł do przestraszonego Mikołaja, biorąc się za rozwiązanie sznura wokół jego rąk. – Tak cholernie się o ciebie bałem. Odchodziłem od zmysłów, tak bardzo się martwiłem. Matko jedyna, co on ci zrobił? – zapytał, przyglądając się rozbitej wardze młodszego.
– Nie przejmuj się, to nic takiego – odparł Konop, dotykając przesuszonych nadgarstków.
– Przysięgam, że nie daruję mu tego. Ukatrupię go! Baxton zapłaci za każdy siniak na twoim drobnym ciele.
Wardęga przejechał dłonią po zimnym policzku dwudziestolatka, powstrzymując słone łzy. Widok skrzywdzonego Mikołaja odbierał mu dech w piersi. Gdyby mógł, to bez wahania przeniósłby odniesione straty na siebie.
– Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę – przyznał płaczliwym tonem Konopski.
– W życiu bym na to nie pozwolił, słyszysz? Za żadne skarby nie oddałbym cię w ręce tego podłego skurwysyna. Prędzej zmarłbym, próbując cię wydostać.
Mężczyźni nie czekali dłużej z nieśmiałym okazaniem swoich uczuć. Złączyli się w ulotnym, jakże mocnym uścisku. Ich tętno znacznie przyspieszyło, a źrenice powiększyły się na znak odwzajemnionego zauroczenia.
– Musimy się stąd wynosić – oznajmił Druid, łapiąc pod pachę Konopskiego. – Dasz radę chodzić?
– Chyba tak. Co z ochroną na górze? Gdzie jest Baxton?
– O nic więcej się już nie martw, słońce. Wataha ma wszystko pod kontrolą. Najważniejsze, że jestem przy tobie.
Niespodziewanie w całym domu rozniósł się ogromny trzask i krzyk dochodzący z ust Boxdela, który w porę zorientował się kłamstwa Wardęgi. Pozostała czwórka nie czekała dłużej na polecenia Druida, momentalnie porywając się do zaciętej, chaotycznej walki z ochroną. Bombel prędko zbiegł do piwnicy, gdzie spełnił się jego najgorszy ze snów.
– Co do kurwy? – wydarł się Potężny Włodarz, zatrzymując dwójkę uciekinierów. – Chyba sobie ze mnie kpicie w tym momencie. Kiedy ja to wszystko przeoczyłem? Gola był twoją przepustką? No, przyznaję, że takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Tyle zachodu, żeby ocalić takiego robaka jak Konopski. Rzeczywiście... jesteś sprytny, leśny chuju. Ale czy poradzisz sobie z mistrzem śląska?
I się zaczęło. Wardęga odsunął Konopskiego na ziemię i ledwo zdążył unieść gardę, zanim Baxton nie wykonał pierwszego uderzenia w jego stronę. Druid sprawnie uniknął ciosu, aczkolwiek wkrótce otrzymał sierpowego w nos. Baxton parsknął śmiechem, rzucając się na Druida z wielką satysfakcją. Okładał go pięściami na prawo i lewo, delektując się wyciem Konopskiego.
– Ostrzegałem cię tyle razy – powtarzał w kółko Baxton, przerywając na moment tortury. – Sam się o to prosiłeś. Mogłeś siedzieć cicho. To wszystko twoja wina! Zachciało ci się wojny ze mną, to masz!
– Zostaw go! – nakazał donośnie Mikołaj, zachodząc Baxtona za pleców, starając się go przydusić własnymi przedramionami.
– Ty mała gnido – wycedził przez zęby Baxton, sprawnie zrzucając z siebie chłopaka. – Mam ci zafundować jeszcze jedną lekcję pokory?! Doigrałeś się, pajacu w okularach!
Włodarz popchnął z impetem Konopa, aż ten padł na podłogę. Wymierzył solidne kopnięcie w okolicę wątroby mniejszego, po czym kurczowo złapał za jego włosy, mówiąc:
– Nie wygracie ze mną. To tylko kwestia czasu zanim ochrona tu nie zejdzie. Wtedy zakopiemy was żywcem daleko od Warszawy. Calutki internet weźmie was za parszywych oszustów, a ja odzyskam swoje dobre imię!
Druid wstał jak porażony, dosłuchując się obrzydliwych komentarzy w stronę jego chłopca. Widząc jak Baxton szarpie za włosy Konopskiego niczym szmacianą lalką, Druid wyprowadził ogłuszający cios w profil Baxtona, gasząc mu przy tym światło.
– Czasami wystarczy raz, a porządnie – dodał Sylwester, spluwając pod nogi leżącego Włodarza.
Przywódca Watahy powstrzymywał się od kontynuowania ataku, ponieważ jego priorytetem było ocalenie Konopskiego. Jednakże najchętniej połamałby wszystkie kości Włodarza ze względu na ilość wyrządzonych cierpień na przestrzeni ostatnich dni.
– Przepraszam, że pozwoliłem mu tak haniebnie cię sponiewierać – zwrócił się do Konopa, podnosząc go z ziemi. – Już nigdy do tego nie dopuszczę. Zmywajmy się stąd, póki ten śmieć leży nieprzytomny.
Mężczyźni wyjechali windą na parter, gdzie rozgrywał się istny armagedon. Alanik siłował się większym od siebie gorylem, Kasjo i Gola walczyli z trójką ochroniarzy, a Najman zajmował się resztą, rozpierdalając ich po kolei na drobny mak. Większość mebli zamieniła się w ruiny, po ścianach lała się krew.
– Panowie! – zawołał Druid, sugerując koniec całej imprezy.
– Uciekaj, Wardęga! My się wszystkim zajmiemy! Poczekajcie na nas za bramą! – odkrzyknął Cesarz Najman.
Fakt. Sylwester najpierw musiał zapewnić bezpieczeństwo Konopskiemu, toteż przeprowadził go przez pole bitwy bez szwanku. Chwilę później dołączyła do nich pozostała drużyna Watahy, pośpiesznie zmierzając za progi zniszczonej rezydencji. Mężczyźni wyciągnęli najmłodszego poza mur otaczający willę, po czym sami przeskoczyli bramę. Na zewnątrz czekał na nich Psiakobus, którym pierwotnie przyjechali na miejsce zdarzenia. Mikołaj w końcu zaznał powiew wolności.
W drodze powrotnej do ambasady drużyna z dumą wspominała bohaterską eskapadę. Oficjalnie każdy był zadowolony ze szlachetnej krucjaty. Najman, Kasjo i Alan generalnie cieszyli się z okazji do najebania kilku typom.
Z tyłu samochodu siedział Wardęga z Konopskim, który opierał swoją głowę o silne ramię Druida. Mikołaj nareszcie czuł się bezpieczny. Pragnął okazać swoją wdzięczność w nieco odważniejszy sposób, wszakże obecność Watahy go stresowała. Nie był też pewien czy Wardęga zaakceptowałby jego pocałunek. Natomiast Sylwester marzył o tym równie mocno jak dwudziestolatek. Jednego dnia któryś z nich będzie musiał stawić czoła ich relacji.
Pytanie: kto będzie tym pierwszym do podjęcia się tak pozornie ryzykownego kroku?
Mikołaj wkrótce zasnął ze zmęczenia, beztrosko osuwając się na kolana Sylwestra. Motyle zawitały w brzuchu starszego, wszakże przyjemnie odczucia zostały przerwane przez dźwięk powiadomienia z telefonu Druida. Była to wiadomość od Boxdela.
Pożałujesz tego.
Sylwester nie podzielił się niepokojącą wiadomością z resztą. Uznał, że dzisiejszej nocy każdy zasługuje na wypoczynek. Był dumny ze swojego zaangażowania i stworzenia unikatowej Watahy. Teraz musiał przede wszystkim zająć się swoją pociechą, by finalnie wynagrodzić mu okrutny czas w oziębłej piwnicy Boxdela. Na problemy przyjdzie jeszcze pora.
CZYTASZ
Puszka Pandory | Wardęga x Konopskyy
FanfictionKiedy polski internet potrzebował zbawienia, pojawili się oni. Dwójka niezależnych twórców pragnących nocy oczyszczenia. Sylwester wiedział, że nie uda mu się unieść na barkach ciężaru wstrętnych informacji. Nigdy nie podejrzewał, iż wyciągnie w tym...