Kilka przecznic od centrum, w domowym zaciszu siedział Sylwester, odchodząc od zmysłów, gdyż Mikołaj nie odpisał mu na żadną z ostatnich wiadomości. Druid z początku przyjmował dość płytką narrację. Mianowicie wmawiał sobie, że to kolejny młodzieńczy kaprys zmotywowany dużą dawką alkoholu. Potem uznał swoją teorię za bezsensowną. I tak w kółko. Wykończony własnymi dywagacjami, Sylwek przebrał się w brunatną szatę, nadal nie domyślając się najjaśniejszej rzeczy pod słońcem. Dlaczego Mikołaj zareagował w tak drastyczny sposób?
– Kurwa mać – złapał się za głowę, dochodząc do kluczowego momentu realizacji. – Przecież on jest przekonany, że przespałem się z nią tamtego dnia. Jak mogłem być tak głupim.
Leśny Rabin powstał z tapczanu, ze śmiertelną powagą spoglądając na oparty o ścianę kij. Nie byłby sobą, gdyby tak łatwo dał za wygraną.
– No, kolego – mówił do kija, chwytając magiczną broń w rękę. – Coś czuję, że dziś mi się jeszcze przydasz.
Sylwester wiedział, iż natarczywe wypisywanie do kochanka nic nie wskóra, toteż postanowił wdrożyć w życie nowy plan. Intuicja słusznie mu podpowiadała, że Mikołaj dokonał kilku impulsywnych decyzji pod jego nieobecność. Żywił podejrzenie, jakby ktoś raz powtórny próbował namieszać w ich relacji. Czuł pod skórą pewnego intruza, mającego w sidłach zagubionego Konopa. Zamawiając taksówkę, łudził się jak świnia przed rzezią, że były to wyłącznie paranoiczne obawy. Sprytny Wardęga zadecydował podjechać pod miejsce, gdzie narodził się wczorajszy efekt motyla, czyli wieżowiec Fame MMA.
Tymczasem Mikołaj opuszczał klub wraz z nowym kolegą, Kacprem Błońskim. Zjeżdżając windą tylko we dwójkę, dwudziestolatek odnosił silne wrażenie, jak gdyby zbliżał się do piekła. Crusher bezwstydnie obcinał go wzrokiem od dołu do góry, snując grzeszne scenariusze w myślach. Mikołaj począł delikatnie wątpić w słuszność swojego wyboru. Nosił w sobie sprzeczne emocje.
– Co się tak patrzysz? – zapytał Konopski, posyłając mu niezręczny uśmiech.
– Och, zastanawiam się, czy jesteś głośny – odpowiedział Błoński, jak gdyby takie myśli stanowiły dla niego zwykłą codzienność.
– Wow, w tańcu się nie pierdolisz – skomentował ze zdumieniem.
– Fakt, podczas tańca dotychczas nie zdarzyło mi się pierdolić, ale...
– Dobra, skończ, rozumiem – wtrącił Mikołaj z poirytowaniem. Bezpośredniość Błońskiego zaczęła grać na jego nerwach.
Wychodząc z budynku, panowie od razu rozglądali się za dostępną taksówką. Prócz niewielkiej sumy ludzi, nie znaleźni niczego. Zimne, jesienne powietrze połączone z odorem wymiocin na chodniku zawitało w ich nozdrzach. Żaden kierowca nie przyjmował przejazdu w aplikacji, dlatego Błoński oświadczył:
– Poczekaj, zadzwonię po znajomego, by nas zgarnął.
Mikołaj skinął głową, po czym Kacper oddalił się o około dziesięć metrów w bok. Trzeźwość powoli wracała do rozumu Konopskiego, tym samym przywołując pamięć o Sylwestrze. Mikołaj pozostawał zawiedziony ogółem sytuacji. Miał cichą, wręcz miniaturową nadzieję, iż było to jedno wielkie nieporozumienie.
Wkrótce o jego pole widzenia zahaczył Tromba, zresztą vice versa. Mateusz porozumiewawczo szturchnął łokciem swojego przydupasa, Kubę Nowaczkiewicza, na co Kuba uśmiechnął się paskudnie. Zupełnie jakby los tylko czekał na ich ponowne spotkanie. Między nimi, a Konopem było zaledwie kilka metrów przestrzeni. Mikołaj wywrócił oczami na widok podchodzących mężczyzn. Problemów nigdy dość, pomyślał.
– Co tam porabiasz, chłopaczku? – odezwał się Tromba aroganckim tonem.
– Dajcie mi święty spokój – odparł ze zmęczeniem w głosie.
CZYTASZ
Puszka Pandory | Wardęga x Konopskyy
Fiksi PenggemarKiedy polski internet potrzebował zbawienia, pojawili się oni. Dwójka niezależnych twórców pragnących nocy oczyszczenia. Sylwester wiedział, że nie uda mu się unieść na barkach ciężaru wstrętnych informacji. Nigdy nie podejrzewał, iż wyciągnie w tym...