6. Tajemnicza przesyłka

239 16 47
                                    

|| Perspektywa Konopskiego ||

  Zbliżało się do mojego spotkania z Sylwestrem. Umówiliśmy się we włoskiej knajpce na dobre jedzenie z okazji moich urodzin, co na szczęście nie gryzło się z moim przyjęciem urodzinowym, które mama planowała wyprawić w sobotę, w rodzinnym gronie. Stałem przed lustrem i pierwszy raz przed jakimkolwiek spotkaniem z kimkolwiek, a zwłaszcza z kimś takim jak Sylwester Adam Wardęga zastanawiałem się, czy dobrze wyglądam.

  Chciałem ładnie wyglądać. Nie dlatego, że ta kolacja była z okazji moich urodzin, a dlatego, że tą kolację miałem zjeść z Sylwestrem.

  Czarne jeansy przepasane skórzanym paskiem oraz czarne, skórzane buty. Mój ulubiony czarny golf i tego samego koloru płaszcz, a dopełnieniem był srebrny sygnet na palcu, łańcuszek oraz perfumy. Normalnie jak na pogrzeb.

  Akurat otwierałem drzwi, kiedy stał pod nimi kurier ze sporym kartonem w rękach.

    — Uff, na szczęście pan jest... Mikołaj Tylko?

    — Tak

    — Mam dla pana paczkę. Proszę tu podpisać

    — Dobrze, już

  Podpisałem co potrzeba i wziąłem sporych rozmiarów karton do rąk od kuriera i zaniosłem go do sypialni, po czym wyszedłem z mieszkania, żeby nie spóźnić się na umówione spotkanie z Sylwestrem.

  Choć w samochodzie grało radio, czułem się, jakby panowała cisza, moje myśli zagłuszały wszystko co tylko wydawało dźwięki. Stresowałem się, a moje spocone dłonie ślizgały się po kierownicy, zwłaszcza na zakrętach, co mogłoby źle się skończyć i zamiast wylądować w knajpce na kolacji z Sylwestrem, wylądowałbym połamany w szpitalu.

  Zaparkowałem przed lokalem. Wyłączyłem radio i oparłem głowę o zagłówek oparcia, położyłem spocone dłonie na udach, i zacząłem wcierać pot w materiał spodni. Po paru wdechach wysiadłem z samochodu i wszedłem do knajpki, wzrokiem odnalazłem Sylwestra siedzącego przy stoliku w rogu lokalu, nie zauważył mnie, bo wpatrywał się w swój telefon, od razu ruszyłem w jego kierunku.

    — Cześć — rzuciłem krótko siadając do stolika.

    — O, już jesteś — podniósł wzrok znad telefonu, który po chwili położył na stolik. — Właśnie miałem do ciebie pisać, bo się niepokoiłem, że coś ci się stało, bo trochę już na ciebie tu czekałem

  Martwił się o mnie...

    — Zbyt późno wyszedłem z domu, bo zatrzymał mnie kurier, w dodatku był lekki korek. Wybacz, powinienem był cię uprzedzić, że się trochę spóźnię

    — Nie, w porządku

  Zapanowała między nami cisza, przeglądałem kartę z menu, podobnie jak Sylwester, kiedy podeszła do nas kelnerka, byśmy złożyli zamówienie, ale jeszcze nie byliśmy zdecydowani i kelnerka dała nam jeszcze chwilę na zastanowienie się.

    — Zdecydowałeś się już na coś? — zerknąłem na Sylwestra, który postanowił przerwać ciszę.

    — Chyba wezmę sobie spaghetti bolognese... — palcem sunąłem po kancie stolika. — A ty?

    — Makaron ze szparagami i bazylią... do tego czerwone wino?

    — No nie wiem, prowadzę

    — Najwyżej zatrzymasz się u mnie. Z resztą... są twoje urodziny, masz prawo zaszaleć

    — W porządku — westchnąłem ulegając Sylwestrowi.

  Kiedy Sylwester składał nasze zamówienie, ja przyglądałem się jego wyglądowi. Miał na sobie ciemne, garniturowe spodnie, białą koszulę, czarną kamizelkę garniturową oraz czarną marynarkę, co wszystko ładnie się ze sobą komponowało, a zapach jego ostrych męskich perfum atakował moje nozdrza, co działało na mnie jak afrodyzjak. Już raz mu wspomniałem, że ma fajne perfumy i chyba wziął to do siebie, bo czułem je sto razy bardziej niż wcześniej.

***

  Jedliśmy w ciszy, co w tym momencie mnie drażniło. Wierciłem się na krześle jakbym miał owsiki w tyłku, ale czułem sztywność, co chyba również udzielało się Sylwestrowi, który również nie sprawiał wrażenia rozluźnionego.

  Boże, ile dałbym, żeby się stąd wyrwać i znaleźć się już w mieszkaniu Sylwestra.

    — Trochę tu sztywno

    — Mhm... — pokiwałem głową grzebiąc widelcem w makaronie. — Pójdziemy stąd?

    — Do mnie?

    — Tak

    — Chodźmy — oznajmił krótko i wypił resztki wina ze swojego kieliszka, a ja poszedłem w jego ślady.

  Wstaliśmy od stolika, na który Wardęga rzucił zapłatę oraz napiwek dla kelnerki, która nas obsługiwała i wyszliśmy z lokalu. Szliśmy chodnikiem w stronę dzielnicy, w której mieszkał Sylwester.

    — Przepraszam cię za tą kolację, to był niewypał

    — A tam od razu niewypał... może faktycznie było sztywno, ale jedzenie i wino było dobre

    — No tak, ale jedzenie to nie wszystko. Nie mieliśmy jak swobodnie porozmawiać

    — Ale teraz możemy swobodnie porozmawiać — uśmiechnąłem się do niego ciepło, a on odwzajemnił ten uśmiech.

  Sylwester zamknął za nami drzwi od mieszkania. Zdjąłem płaszcz i powiesiłem go na wieszaku w przedsionku, wszedłem w głąb mieszkania i opadłem na kanapę w salonie. Obok mnie pojawiła się wesoła psinka rasy husky, którą zacząłem głaskać za uchem.

    — To Arya — powiedział patrząc na mnie przez ramię, kiedy stał przed lodówką i wyciągał butelki z piwem. Wcześniej zdjął marynarkę i rzucił ją na oparcie krzesła.

    — Sylwek, nie przepadam za piwem — powiedziałem od razu, kiedy chciał wręczyć mi butelkę.

    — Och... jeśli chcesz, mogę skoczyć do monopolowego po coś — odwrócił się, żeby schować do lodówki alkohol. — Na co masz ochotę?

  Na ciebie.

  STOOOOOOOP.

  Skarciłem się za tą zbereźną myśl i zacząłem się zastanawiać nad wyborem alkoholu. Sylwester się do mnie zbliżył i miałem okazję spojrzeć mu w oczy. Aria zeszła z kanapy i położyła się na legowisku.

    — Więc... na co masz ochotę?

  Błękit jego tęczówek mnie pogrążył i skupiłem się na jego oczach.

    — Nie mam ochoty na alkohol — wzruszyłem ramionami.

    — A może chciałbyś coś zjeść? W sumie mało zjadłeś tego makaronu

    — Nie byłem jakoś za specjalnie głodny

  To z nerwów przed spotkaniem z tobą.

    — Mhm...

  Sylwester jedynie usiadł obok mnie, w środku wszystko mnie ścisnęło, poczułem, jak po moim karku płynie dróżka zimnego potu. Co się ze mną działo i dlaczego tak działał na mnie Sylwester? Tym razem jego bliskość działała na mnie sto razy mocniej.

    — Mikołaj, co z tobą? — zapytał obejmując mnie ramieniem. — Jesteś jakiś dziwny, martwi mnie to

  Czemu jest mi tak gorąco?

    — Chyba jednak mam ochotę na whisky... — mruknąłem patrząc na niego.

    — Za niedługo wrócę

  Sylwester poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z mieszkania w celu zakupienia alkoholu.

Kordęga || Konopski x WardęgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz