4. Młoda dupa

262 13 13
                                    

|| Perspektywa Konopskiego ||

  Do Warszawy pojechałem bez większego powodu, chociaż ten powód był ogromny, to udawałem, że był maciupeńki. Tym powodem wcale nie był Sylwester. No może troszeczkę. Zaparkowałem pod galerią handlową, w której pierwszy raz spotkałem się z Sylwestrem.

Mikołaj Kociara😸
Hej. Możesz się teraz spotkać?

Sylwek😚
Jesteś w Warszawie?

Mikołaj Kociara😸
Tak. Jestem pod tą samą galerią, co ostatnio się spotkaliśmy

Sylwek😚
Już do ciebie jadę. Spotkajmy się na parkingu

  Uśmiechnąłem się i dodałem reakcję serduszka do jego wiadomości. Rozpiąłem pas bezpieczeństwa i wygodnie rozsiadłem się na fotelu. Zrobiłem przegląd serwera na Discordzie, który co jakiś czas robiłem, po czym przerzuciłem się na Instagrama.

  Po jakimś czasie, zaraz obok mojego samochodu zaparkował inny samochód, co z początku zignorowałem, jednak wystraszony podskoczyłem na fotelu, kiedy nagle rozległo się głośne trąbienie.

  Zdezorientowany podskoczyłem na fotelu, popatrzyłem przez boczną szybę, w samochodzie obok za kierownicą siedział rozbawiony Sylwester, który mi machał, rozbawiony mu odmachałem. Oboje wysiedliśmy z samochodu.

    — Wystraszyłeś mnie — zaśmiałem się podając mu swoją dłoń, a Sylwester mi zawtórował.

    — To już nie moja wina, myślałem, że zasnąłeś w tym aucie

    — Myślisz, że byłbym w stanie aż tak szybko zasnąć? Pisaliśmy chyba z kwadrans temu

    — Uwierz, chciałbym, żeby to było piętnaście minut. Pisaliśmy jakieś pół godziny temu

    — Poważnie?

    — Tak, byłbym szybciej, ale coś mi wypadło po drodze

    — Okej — pokiwałem głową.

  Weszliśmy do galerii, zahaczyliśmy o parę sklepów z odzieżą, Sylwester zrobił sobie małe zakupy, w czym mu towarzyszyłem i sam zakupiłem sobie parę nowych spodni, golfów i płaszcz na jesień, oboje pomagaliśmy sobie w wyborze ubrań.

  Kiedy Sylwester płacił za swoje ubrania, a ja stałem na uboczu ze swoją torbą i wymieniałem się wiadomościami z Filipem.

yoshihitomayo
widziałem na storce, że jesteś w Warszawie

konopskyy_
No jestem, a co?

yoshihitomayo
bo ta paczka dla ciebie już przyszła do paczkomatu i w sumie mógłbyś ją już sobie odebrać

konopskyy_
Już przyszła? XD

yoshihitomayo
tak

konopskyy_
O kurwa 

yoshihitomayo
no XD

konopskyy_
Dobra, to ja ją sobie odbiorę. Wyślij mi ten kod odbioru, to podjadę i odbiorę

  Filip podesłał mi kod odbioru składający się z sześciu cyfr. Sylwester do mnie podszedł, kiedy dokończył płacić za zakupy.

    — Muszę pojechać do paczkomatu odebrać paczkę — oznajmiłem mu od razu.

    — Zamówiłeś coś do paczkomatu w Warszawie?

    — Można tak powiedzieć

    — Jeśli chcesz, możemy pojechać moim samochodem

    — Jesteś pewien?

    — Tak

    — Okej, dzięki

  Wyszliśmy z galerii i na parkingu odnaleźliśmy nasze samochody stojące obok siebie. Wpakowałem torby z zakupami na tylne kanapy swojego Mercedesa i wsiadłem do samochodu Sylwestra, który już siedział za kierownicą i czekał, aż będzie mógł włączyć się do ruchu drogowego.

  Rozmawialiśmy w trakcie, gdy Sylwester podwoził mnie pod paczkomat, w którym miała być paczka dla mnie od Filipa. Patrzyłem na jego dłonie i palce, których koniuszki bielały, gdy zaciskał mocno palce na kierownicy. Wyobrażałem sobie, jak nasze palce się splatają i trzymamy się za ręce. Skarciłem się za taką myśl, głównie dlatego, że w tej myśli wystąpił Sylwester, który niczego nie świadomy ciągle do mnie mówił.

    — Słuchasz mnie?

    — Uhm... tak

    — A co przed chwilą powiedziałem?

    — A co przed chwilą powiedziałem? — powtórzyłem po nim z chytrym uśmiechem na ustach.

    — Ty nie bądź taki sprytny, tylko powiedz o czym mówiłem

    — No dobra, nie słuchałem — westchnąłem wygodnie opierając się o fotel.

    — Ty wiesz ile ja śliny straciłem, żeby ci o tym wszystkim opowiedzieć?

    — Nie, ale możesz stracić drugie tyle, opowiadając mi to jeszcze raz

    — O nie, nie, nie, bo jeszcze się odwodnię — zaśmiał się.

    — To zajedziemy do sklepu kupić ci wodę, żebyś uzupełnił braki — patrzyłem się na niego intensywnie.

    — Nie rób do mnie maślanych oczu, i tak mnie nie przekonasz

    — Nie robię do ciebie maślanych oczu — mruknąłem oburzony jego zarzutami, których byłem świadomy.

    — Robisz. Zachowaj ten wzrok dla jakiejś ładnej pani, którą zbajerujesz tym spojrzeniem

    — Pierdol się, Sylwek — prychnąłem pod nosem, a on tylko się zaśmiał, przez co sam chciałem zacząć się śmiać.

  Wardęga chciał mi odpowiedzieć, ale zaczął dzwonić jego telefon. Spojrzał kto dzwoni i odebrał, przełączając na tryb głośnomówiący i odłożył telefon na deskę rozdzielczą. Zobaczyłem, że dzwonił do niego Boxdel, krótką chwilę rozmawiali o planach na odcinek do Goats'ów.

    — A ty teraz jedziesz gdzieś? — zapytał po krótkiej chwili, gdy samochód przed nami zaczął trąbić.

    — Tak, jadę do paczkomatu

    — Zamawiałeś coś?

    — Ja nie, ale młoda dupa, z którą właśnie jadę, tak

  MŁODA DUPA?

  Policzki zaczęły mnie piec, czułem, że robiłem się czerwony, Sylwester uznał, że to ze złości i zaczął się śmiać pod nosem.

    — Pierdol się — wysyczałem cicho przez zęby, żeby tylko on mnie usłyszał.

    — Z przyjemnością — pochylił się nade mną i równie cicho to powiedział. Dłonią poklepał mnie po nodze, niedaleko uda, a ja myślałem, że zaraz umrę. Chwyciłem jego dłoń i szybko zrzuciłem ją na swoje kolano.

  Moja noga obumarła, kiedy jego palce zaciskały się na moim kolanie. Nie czułem nic, oprócz jego ciepłej dłoni, która szybko zadomowiła się na mojej nodze.

    — Zwyrol — wyszeptałem, mężczyzna tylko się zaśmiał, a jego palce lekko uciskały moje zgięcie w kolanie, przez co zadrżałem, a ten widok chyba go fascynował.

  Sylwester zaparkował pod paczkomatem, a ja jak oparzony wysiadłem z jego samochodu. Potrzebowałem ochłonąć.

Kordęga || Konopski x WardęgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz