2 - ice.

958 69 17
                                    

Kilka dni później Regulus siedział na szkolnych schodach. Jego tłów był pochylony, a kosmyki włosów zasłaniały oczy. Za kilka minut zaczynała się chemia, ale chciał skończyć ten szkic. Właściwie nie było to nic szczególnego; dłonie splecione ze sobą. Do dorysowania zostały mu tylko paznokcie. Prowadził delikatnie i z wyczuciem ołówek przez kartkę, zarysowując idealne kontury długich paznokci, kiedy ktoś szturchnął go w ramię. W rezultacie na paznokciu widniała spora rysa.

- Reg! - usłyszał czyjś głos.

Odwrócił głowę z zaciętą miną, gotów przyłożyć temu typowi, który zniszczył mu rysunek. W sensie nie żeby był umiał się bić, ale zazwyczaj taka miną wystarczała.

Ku swojemu lekkiemu zdziwieniu, ujrzał Barty'ego Croucha.

- Czego, Barty? - fuknął na kolegę.

Barty i Evan Rosier byli jedynymi osobami z którymi Regulus miał jakiś kontakt w swojej klasie. I właściwie w całej szkole, bo brat się nie liczy. Chociaż miał jeszcze Remusa. Lupin był jedyną osobą, która jest w stanie w pełni zrozumieć jego problemy, jego introwertyczność i przede wszystkim jego pasję. Rysowanie to naprawdę coś wspaniałego, ale wiele osób tego nie docenia. A Remus doceniał i to Regulus w nim lubił. Tą umiejętność cieszenia się z małych rzeczy.

Barty natomiast nie posiadał żadnej z tych cech.

- Idziemy, Reg. - zarządził.

- Co? Gdzie?

- Na trening siatkarzy. - powiedział Crouch, jakby to było normą, jakby każdego października uczęszczali na treningi.

- Ponowię pytanie: Co?

- No wiesz, siatkówka. Jest piłka, jest siatka i... właściwie to nie mam pojęcia co jeszcze.

- Więc, co? Chcesz iść, tak po prostu, bez żadnej wiedzy i prosić Pottera o miejsce w drużynie? - prychnął Regulus i podniósł się ze schodów, chowając szkicownik do plecaka.

- Debilu, słuchasz czasem co do ciebie mówimy razem z Evanem, czy pływasz po jakiś oceanach ołówków?

Black przewrócił oczami, ale nic nie odpowiedział, czekając aż Barty będzie kontynuował swoją wypowiedź.

- No więc, może zauważyłeś, że Evan nie gadał od tygodnia o niczym innym, poza drużyną siatkarską. Dostał się! - zawołał Barty tak, jakby to on sam spełnił swoje największe marzenie, przez co Regulus mimowolnie się uśmiechnął.

- No tak, racja. - skruszył się lekko przez to, iż rzeczywiście nie do końca słuchał ich paplaniny i tych podchodów trwających odkąd ich zna.

- Idziemy oglądać jego trening! - szatyn machnął mu przed oczami ręką.

- Dobra, dobra. Mogę wziąć szkicownik?

- Możesz. - westchnął Barty.

Już bezstrosko kierowali się w stronę sali gimnastycznej, kiedy nagle Black sobie przypomniał:

- Nie mamy teraz chemii, przypadkiem?

- Mamy. - potwierdził Barty, ale nie dodał nic więcej.

Taki właśnie był. Nie przejmował się zbytnio nauką, szkołą i opinią innych. Dlatego Regulus mimo wszystko cieszył się, że zna kogoś takiego, kogoś kto jest jego przeciwieństwem, a mimo wszystko się dogadują.

***

Evan Rosier się stresował, a Regulus doskonale to widział. Odbijał piłki niedokładnie, a nogi mu się lekko trzęsły, co było widoczne nawet z trybun.

Barty mówił coś do Blacka, zapewne na temat treningu, ale on nie słuchał. Naprawdę się starał, ale nie wychodziło. Starał się również patrzeć na Evana i chciał myśleć, że to właśnie jego blond włosów szukał w tłumie. Niestety całą jego uwagę pochłonął James Potter, kapitan drużyny siatkarskiej, ubrany w idealnie dopasowany strój. Jego ciemno włosy były rozczochrane jak zawsze, ale na oczach nie miał okularów. Wygląda niesamowicie w takim wydaniu, pomyślał Regulus, ale szybko wyrzucił tą myśl z umysłu.

Niestety nie tak łatwo zapomnieć o nieziemsko przystojnym chłopaku, dlatego w jego myślach pojawiło się nowe stwierdzenie:

On zawsze wygląda niesamowicie.

Było to prawdą, ale Regulus nie chciał tak myśleć. Przecież oni nawet się nie znają i ich jedyną konfrontacja, to zdawkowe hej.

- Cholera, Reg, słuchałeś mnie w ogóle? - wyraźnie zirytowany ton Barty'ego wyrwał go z zamyślenia o Potterze.

- Emm...

- Oh, Black, serio? - szatyn wywrócił oczami. - Prawiłem o taktyce. I o zasadach. Nauczyłem się tego, że móc ci wytłumaczyć, debilu! A ty się gapisz na kapitana. Nieźle.

Regulus spłonął purpurowym rumieńcem. Nie gapił się, tylko niezauważlnie zerkał.

Barty poklepał go po plecach, po czym spytał:

- A jak wczoraj poszło ci z bratem?

Och, no tak. Regulus niemal już zapomniał o wizycie w mieszkaniu brata. Szczerze spodziewał się, że będzie dużo gorzej. A było naprawdę fajnie. Odkąd Syriusz wyniósł się z domu stał się pogodniejszy i zaczął traktować brata inaczej. Inaczej, w dobrym sensie. Więc mimo, że dzieli ich teraz większa odległość, to bardziej się rozumieją.

- Dobrze. Spodziewałem się... właściwie to nie wiem czego, ale było naprawdę w porządku.

Barty już miał coś powiedzieć, kiedy piłka wleciała na trybuny, prosto w ręce Regulusa.

Cholera.

Powinien rzucić, czy odbić? A może zagrać? A może lepiej kopnąć?

To przecież siatkówka. Chyba więc powinien odbić.

Takie dylematy nad bardzo nieistotnymi rzeczami były stałym bywalcem w umyśle Rega. To było głupie, ale nic nie umiał na to poradzić. Tym bardziej, że siatkówka jest dla niego jak obca planeta. Zresztą w ogóle piłki to coś, z czym nie ma miłych wspomnień.

I tym razem znów to się potwierdziło.

Odbił. Niestety kompletnie mu to nie wyszło, więc w rezultacie piłka walnęła go w sam czubek głowy.

Większość zaczęła się śmiać. Nawet Barty i Evan. Ale nie James Potter. On się tylko uśmiechnął, po czym spytał:

- Wszystko okej? - ton głosu miał troskliwy, co zdziwiło Regulusa.

- T-tak. - wyjąkał i potarł czubek głowy. - Trochę boli, ale nic więcej.

Ich pierwsza rozmowa nawiązała się dzięki braku jakichkolwiek umiejętności siatkarskich ze strony Rega. Cudowny początek, nie ma co.

- Chcesz lodu? Mogę przynieść. - zaoferował Potter.

- Eee... - Black nie wiedział, co odpowiedzieć, ale nie zdążył wymyślić niczego sensownego, bo James już zniknął w niewielkim pomieszczeniu przy sali gimnastycznej.

Wrócił po kilku chwilach z lodem zawiniętym w szmatkę.

- Łap, Black. - powiedział i rzucił na trybuny.

Regulus złapał, ale wciąż nie do końca ogarnął, co tu się właśnie stało. James Potter przyniósł mu lód. Interesujące.

Dla samego Pottera najwyraźniej była to codzienność, bo wrócił na boisko i zaczął poprawiać postawę swoich kolegów z drużyny, lub dawać im wskazówki.

- Więcej pewności siebie, Rosier, a będziesz naprawdę dobry. - powiedział do Evana. - Nie bój się piłki, ani opinii innych o twojej grze.

Blondyn uśmiechnął się lekko na te słowa, a Regulus stwierdził, że James chyba rzeczywiście jest dobrym kapitanem.

I dba o poszkodowanych.





pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz