Deszcz zaczął padać. Stukał rytmicznie w płytki chodnikowe. Jego Conversy powoli przemiękały, a on sam szedł nierównym krokiem. Ktoś trzymał mu nad głową parasolkę. Ten sam ktoś trzymał delikatnie jego dłoń i zapewniał, że wszystko się jakoś ułoży. Nie wierzył mu. Nic też nie odpowiedział. Nie był wstanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nawet wrzasku, chociaż chciałby. Chciał krzyczeć, chciał zwyzywać cały świat, ale coś go powstrzymywało. Jakaś wielka gula w gardle. Dlatego więc rozpaczał w ciszy, czując pojedyńcze łzy spływające po policzkach.
Dotarł do jakiegoś domu. Zrobiło się cieplej, a zimna woda przestała skapywać z nieba. Otwarzyła im uśmiechnięta kobieta, którą skądś kojarzył. Znał ją. To Euphemia Potter, matka Jamesa. Jej promienna twarz, zbladła, kiedy ujrzała minę swojego syna i stan Regulusa. Fizycznie nic mu się nie stało, ale zapewne wyglądał na nieobecnego i zmęczonego, gdyż tak właśnie się czuł. Nieobecny. Jakby to wszystko, co się zdarzyło, przydarzyło się komuś innemu. Całkiem innej i obcej osobie.
Chciałby, aby tak właśnie było. Jakby to wszystko było tylko snem. Jawą. Niczym więcej.
- Co się stało...? - zapytała Euphemia z troską w głosie.
- Później, mamo. - odpowiedział James stanowczo. - Mogłabyś zrobić nam ciepłej herbaty proszę?
Euphemia chyba pokiwała głową, ale właściwie to Regulus nie wiedział. Wszystko widział i słyszał, jak przez mgłę, jakby te oczy i uszy, nie były jego własnymi, a kogoś nieznajomego.
James poprowadził go do swojego pokoju. Nogi Regulusa się lekko trzęsły. Dłonie zresztą też. Usiadł niepewnie na fotelu, a nad nim wisiał plakat Taylor Swift.
- Reggie... - zaczął James. - Ja... Nie wiem, co powiedzieć. Nie powiem, że rozumiem albo, że wiem, co czujesz, bo to gówno prawda. Nie mam pojęcia jak wielkie piekło teraz przeżywasz wewnętrznie. Dlatego jedyne, co ci mogę powiedzieć to, że jestem tutaj i że możesz na mnie polegać. Jeśli tylko potrzebujesz, możesz zostać u mnie, mama raczej nie będzie miała nic przeciwko.
Regulus pokiwał głową. Ledwo jakiekolwiek informacje docierały do jego mózgu, ale zrozumiał. Może na niego liczyć.
- Przytul mnie. - poprosił słabym głosem, a James spełnił tę prośbę.
W jego ramionach czuł się bezpiecznie. Chroniony. Zadbany. To niesamowite uczucie, ale jednak nie wystarczająco, aby stłumić te negatywne. Wstrząsnął nim szloch, a Potter pogładził go po plecach. Jego ciało drżało. Ułożył brodę na ramieniu swojego chłopaka.
Trwali w tym uścisku i Regulus stwierdził, że mógłby tak wiecznie. Było dobrze. Bezpiecznie. Przyjemnie. Czuł, że jeśli się poruszy, zawali się całe poczucie względnej normalności.
- Zaraz dam ci jakąś koszulkę do spania, dobrze?
Regulus pokiwał głową i wypuścił Jamesa z objęć. Słyszał, co do niego mówił, widział, co się dzieje, ale wszystko było rozmazane, jakby to wszystko było tylko złym snem. Koszmarem.
Chciałby, aby to był tylko koszmar.
James po chwili wrócił z szarą koszulką w ręku. Spróbował rzucić pokrzepiający uśmiech, ale nie wyszło mu to najlepiej. Regulus wstał i chwycił materiał, mówiąc ciche "dziękuję", po czym skierował się do łazienki.
Stanął przed lustrem. Wyglądał strasznie. A może po prostu czuł się strasznie. Syriusz zrobił to już dawno. Uciekł z tego koszmaru i ułożył sobie życie. Miał dobre życie, prawda? Więc może Regulus też będzie miał.
Tylko, że Syriusz planował ucieczkę, miał trochę własnych pieniędzy i mieszkanie po wujku, odezwał się głos w głowie Regulusa. Mógł nic nie odpowiadać matce, mógł po prostu zamknąć gębę i się nie odzywać. Wystarczyłoby siedzieć cicho i przetrwać, jak zwykle. Ale nie. On musiał podjąć najbardziej pochopną decyzję w życiu i najzwyczajniej w świecie wyjść z domu z samą torbą, w której miał jedynie ulubiony zestaw ciuchów i szkicownik. To było naprawdę mądre i przemyślane, nie ma co.
CZYTASZ
pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS
FanfictionRemus Lupin jest introwertycznym chłopakiem, który kocha malować i rysować, nienawidzi wuefu, a jedyna znajomość jaką zdołał nawiązać przez cały rok to ta z Regulusem Blackiem. Regulus pod wieloma względami jest podobny do Lupina. Szkicowanie to jeg...