19 - love from the window.

627 51 23
                                    

Regulus leżał na swoim łóżku i szkicował. Nie szło mu to jednak kompletnie. Od sytuacji z Bartym minęły cztery dni, a on wciąż czuł się w pewnym sensie bezsilnie. Teraz Crouch już wyszedł ze szpitala, ale nie chciał widzieć nikogo poza Evanem, któremu musiał coś ważnego przekazać. Żyje, to było najważniejsze.

A Regulus czuł wyrzuty sumienia, bo w pewnym sensie przez cierpienie przyjaciela, on sam doznał szczęścia. Miał chłopaka, który swoją drogą teraz wysyłał mu memy z kotami i starał się go pocieszyć. Wow. Jeśli wysyła ci urocze kotki, to na pewno ten jedyny. Regulus zaśmiał się lekko na tę myśl. James był cudem i nawet jeśli nie wszystko rozumiał, to naprawdę się starał.

Wczoraj poszli na pierwszą randkę. Nic nadzwyczajnego, normalne spotkanie w galerii i kawa, ale Regulus czuł się wyjątkowo. Był kiedyś na kilku randkach w swoim życiu, ale nigdy nie z osobą, którą naprawdę darzył uczuciem. Nigdy z kimś, kto umiał go szczerze rozśmieszyć. Kto delikatnie dotykał jego dłoni i mówił, że jest przy nim.

Uśmiechnął się na wspomnienia minionego popołudnia i odchylił głowę do tyłu. Było w porządku.

Zerknął na kartkę w szkicowniku. Widniała na niej piłka od siatkówki i dwie dłonie, które ją trzymały; jedna należała do Jamesa, druga do Evana Rosiera. Wziął telefon do ręki i zobaczył wiadomość od swojego chłopaka.

Od Jamie: Reeeegie
Od Jamie: Reggie chodź do mnie

Regulus przygryzł wargę. Gdziekolwiek Potter był, on również chciałby się tam znaleźć, nawet jakby miało to być na drugim końcu świata. Jednak zaraz po tej jakże romantycznej myśli, przyszła kolejna już nie tak urocza i kolorowa: twór, który śmie się nazywać jego matką. Po tym jak wrócił w niedzielę o godzinie 5 rano do domu, dostał niezłe lanie. Całe szczęście w miejsca, których raczej nikt nie zobaczy, więc nie musiał ratować się pudrem. Wczoraj aż bał się wrócić, ale matka całe szczęście tylko powiedziała kilka nie miłych rzeczy i rzuciła mu zabójcze spojrzenie, nic więcej. Może już nie chciała się wysilać.

Komórka ponownie zawibrowała w jego dłoni.

Od Jamie: Wyjrzyj przez okno.

Regulus pośpiesznie wstał i otworzył balkon. Powiew zimnego powietrza przeszył jego ciało. Miał na sobie tylko czarne, szerokie krótkie spodenki i ciemnozielony golf (świetne połączenie, nie ma co), więc było mu strasznie zimno. Balkonik był malutki i jedynym, co tu się znajdowało, był drewniany stołek i popielniczka - Walburga Black była tym typem matki, której wisiało to, czy jej dziecko pali albo pije, ważne aby robiło to w szanowanym towarzystwie, dzięki któremu w przyszłości rodzina może mieć same korzyści.

Wychylił się przez barierkę i...

- Kurwa. - wymknęło mu się z ust.

Nie wiedział, czy powinien cieszyć, czy raczej się wkurzyć. Nie wiedział też, czy to co zrobił Potter było słodkie i ciut szalone w tym dobrym sensie, czy kompletnie głupie i szalone w tym złym sensie.

- Cześć, Reggie! - zawołał okularnik z wielkim bananem na ustach, machając do niego.

Wyglądał przekomicznie, ubrany w tą swoją bejsbolówkę i ze wzrokiem wbitym w górę, że aż szkoda było nie parsknąć śmiechem.

- Pogięło cię?! - szepnął zdenerwowany Regulus, ale gdzieś w jego tonie czaił się cień wesołości.

Jego pokój znajdował się na pierwszym piętrze, ale nie było wysoko. Wystarczyłoby gdyby podał mu kawałek jakiegoś materiału, na przykład koca i wejście na balkonik to byłaby już bułka z masłem, w szczególności dla kogoś tak wysportowanego, jak Potter...

pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz