4 - twisted ankle.

842 65 55
                                    

Remus nienawidził poniedziałków. Szczerze i namiętnie nienawidził tego dnia tygodnia. Poczynając od fizyki, przez chemię, a kończąc na najgorszym pomyśle tego świata, czyli wuefie. Doprawdy kto to wymyślił? Remus nie wiedział, ale już nienawidził tego człowieka.

Wuef sam w sobie nie byłby taki tragiczny, gdyby nie trzy sprawy - szatnia pełna spoconych nastolatków, którzy go wyzywają, trener, który drze się na wszystkich, faworyzuje tych "hetero piłkarzyków" i nie przyjmuje do wiadomości zwolnienia, no i ostatnia najgorsza rzecz - piłka nożna sama w sobie.

Czemu jego grupa nie mogłaby mieć siatkówki tak jak większość?

Prawie wszystkie grupy ćwiczyły siatkówkę, a ci lepsi dostawali się do szkolnej drużyny, prowadzonej przez Jamesa Pottera. Chyba po los naprawdę nienawidził Remusa, bo niemal na każdej lekcji wuefu był zmuszony ćwiczyć piłkę nożną razem z zadufanymi w sobie chłopcami, którzy myślą, że rządzą w tej szkole i robią, co im się żywnie podoba.

Przebrał się w toalecie, bo nie miał najmniejszej ochoty słuchać tych idiotów, po czym wyszedł na boisko. Padało. Było mokro, chłodno i wiało, jak cholera.

Zazwyczaj Remus uwielbia taką pogodę. Tak, to świetna pogoda do czytania książki siedząc w domu pod ciepłym kocem z herbatą malinową w ręku. Szkoda tylko, że teraz zamiast czytać jakąś interesującą książkę albo malować nowy obraz, musiał ganiać głupią piłkę przez całe boisko.

Rozgrzewka poszła łatwo. Dopiero później zaczęły się schody.

- Lupin! - krzyknął wkurzony trener, kiedy kopnął piłkę na aut. - Ogarnij się!

Remus westchnął wkurzony.

Następna piłka przeleciała mu tuż przy nogach, ale on nic z tym nie zrobił.

- Lupin, do cholery! - darli się jego "koledzy". - Wiesz, że piłkę się kopie, cioto?

- Co ty wyprawiasz, chłopcze!? - trener wyglądał na znudzonego i zirytowanego jednocześnie.

To w końcu ma kopać tą piłkę, czy nie?!

Minęła już połowa wuefu. Da radę.

Nadarzyła się okazja do pokazania trenerowi i tym dupkom, że nie jest aż tak beznadziejny.

Piłka leciała prosto do niego. Idealna sytuacja. Zamachnął się i...

Nie trafił w piłkę.

Zamiast tego wywrócił się na śliskiej trawie. Na dodatek wylądował dupą w kałuży, a kostka nagle zaczęła pulsować ostrym bólem.

Chyba tylko on może mieć takie nieszczęście.

Wszyscy zaczęli się śmiać, ale on tylko się skrzywił i spróbował podnieść. Niestety kostka strasznie go bolała, więc nie był wstanie.

- Ja pierdole, co za ciota. - słyszał szepty, ale obecnie się nimi nie przejmował.

- Lupin, schodź z boiska! - wydarł się trener i machnął ręką w stronę trybun.

Zauważając, że ten nie może się podnieść, mężczyzna podszedł do Remusa i pociągnął go za ramię tak mocno, że Remus obawiał się o stan swojego barku.

Dokuśtykał do ławki, usiadł ciężko i położył stopę na mokrych deskach. Nie przejmował się tym zbytnio, zważając na to, że jego spodenki były całe w błocie.

Strasznie bolało, zapewne ją skręcił. W pierwszym odruchu tą myśl była naprawdę ponura i wkurzająca. Z drugiej strony nie będzie musiał kopać głupiej piłki przez przynajmniej miesiąc. Może to wcale nie takie złe.

Powinien pójść do pani Pomfrey, szkolnej pielęgniarki, ale nie był wstanie ustać na nogach. A nie miał co liczyć na życzliwość tych palantów, którzy właśnie biegali po boisku wreszcie szczęśliwi, że nie muszą z nim współpracować.

Westchnął ciężko i uniósł głowę. Spojrzał na szare niebo mówiące, że po raz kolejny tego dnia będzie padać.

- Hej. - usłyszał nagle.

Nie wiedział do kogo należy głos, ale skądś kojarzył to brzmienie. Odwrócił głowę i zobaczył brata Regulusa. Syriusza, jeśli dobrze zapamiętał.

- Och, cześć. - wyjąkał nieco zaskoczony.

Długowłosy brunet przysiadł koło niego. Miał na nogach czarne rurki z srebrnym łańcuszkiem przypiętym do paska. Skórzana kurtka pasowała do nich idealnie.

Remus stwierdził, że Syriusz wygląda... nietuzinkowo, to chyba odpowiednie określenie. Ładnie też, nawet bardzo.

- Pani Hooch wywaliła mnie z sali. Powiedziała, że przeszkadzam Jamesowi w prowadzeniu treningu. Przecież Crouch też się wydziera i kibicuje temu swojemu Rosierowi, więc czemu ja nie mogę? - natłok słów wypływających z ust Syriusza, zdziwił Remusa.

Zastanawiał się, czy powinien mu odpowiedzieć, czy może Black zadał pytanie retoryczne.

- Emm...

- Co ci się stało w nogę? - Syriusz wskazał na kostkę Remusa, dopiero zauważając, że nie wygląda naturalnie.

- Wywaliłem się.

- Och. Byłeś u pani Pomfrey?

- Nie. Nie za bardzo mogę chodzić. - odpowiedział Remus, wciąż czując się dziwnie rozmawiając z nim.

- Mogę cię zaprowadzić. - zaoferował brunet, po czym wstał z ławki.

- Emm... dobrze. Chodźmy.

Remus chwycił dłoń Syriusza i uważając na lewą nogę wstał, wsparty o jego ramię.

Czuł się niezręcznie. W końcu jeden z popularniejszych (i najprzystojniejszych) chłopaków w szkole prowadził go do szkolnej pielęgniarki, trzymając go w pasie.

- Tak w ogóle to czekam na mój portret. - wspomniał Syriusz, a Remus mimowolnie się uśmiechnął.

Pamiętał o tym portrecie. Nawet zaczął już szkic.

- Cierpliwości, Black. Poza tym potrzebuję twojego zdjęcia, żeby nie skrzywić ci twarzy.

Syriusz stanął nagle w miejscu, a na jego twarz wślizgnął się szczery, szeroki uśmiech

- Nie sądziłem, że naprawdę zechcesz mnie namalować.

Na twarz Remusa wkradł się rumieniec, o ile jeszcze wcześniej go tam nie było, zważając na bliskość ich ciał.

- Emm... lubię malować. I szkicować. Traktuje twój portret jako wyzwanie. - powiedział starając się nie zdradzić swojej paniki.

- W takim razie ja potraktuję jako wyzwanie znalezienie melodii pasującej do ciebie. - oświadczył Syriusz, po czym jak gdyby nigdy nic chwycił mocniej Remusa i zaczęli iść dalej.

Melodia. Brzmi pięknie, pomyślał szatyn i uśmiechnął się pod nosem.

pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz