Barty był spóźniony już o dwie lekcje, ale zanim zwlekł się z łóżka, zanim przykleił plaster na ranę i zanim wybrał bluzę nie wyglądającą jak wyrzygana przez psa, z odpowiednio długimi rękawami, minęło trochę czasu.
Teraz szedł wolnym krokiem w kierunku tego budynku. Nie był on znienawidzony, bo chyba bardziej nienawidził swojego domu rodzinnego, przynajmniej wtedy, kiedy ojciec w nim jest. Ale nie zmienia to faktu, że nigdy nie przepadał za szkołą, a dzisiaj to już w ogóle.
Miał jakieś dziwne uczucie, że wszyscy uczniowie słyszeli jego wczorajszą kłótnię z ojcem, słyszeli jak ten go wyzywał od dziwek. Czuł się zhańbiony, nagi. Oczywiście wiedział, że to nierealne aby inni mieli podsłuchy w jego domu, ale mimo wszystko nie mógł się wyzbyć wrażenia obserwowania, które najprawdopodobniej powstawało po prostu w jego głowie.
Przekroczył próg szkoły i z trzęsącymi się nogami, skierował się w stronę sali, w której miał mieć teraz lekcje. Wziął wdech, otworzył drzwi i przeprosił nauczycielkę fizyki, profesor Trelawney. Wszyscy uczniowie spojrzeli w jego stronę. Jego ciało przeszył nietypowy dreszcz.
Będzie dobrze, musi być dobrze, powtarzał sobie w głowie, chociaż w to nie wierzył. Instynktownie zaciągnął rękawy bluzy i idąc chwiejnym krokiem, przysiadł się do ławki Evana, który - jeśli wzrok go nie mylił, co biorąc pod uwagę jego dzisiejszy stan, jest jak najbardziej możliwe - momentalnie przygryzł wargę na jego widok.
Oj chyba rzeczywiście mózg Barty'ego nie działał dzisiaj najlepiej, skoro widział takie rzeczy.
- Cześć. - szepnął Evan z jakimś dziwnym uśmiechem na ustach.
- Cześć. - odpowiedział Barty i zaczął się rozpakowywać.
Czas na lekcję, na naukę, a przynajmniej próbę nauki, bo jego dzisiejsze skupienie było fatalne. Czas na udawanie, że jest okej.
W sensie nie było tragicznie, prawda? Zawsze mogło być gorzej.
Zawsze jego ojciec mógł się okazać seryjnym mordercą, albo coś. Wtedy na pewno byłoby gorzej.
Trelawney mówiła coś o atomach, ale Barty nie słuchał. Nie był wstanie się skupić, tym bardziej, że Evan cały czas przygryzał końcówkę długopisu i co jakiś czas posyłał spojrzenia w jego stronę, wyglądające co najmniej dziwnie.
Gdy wreszcie ta strasznie długa lekcja minęła, a uczniowie wysypali się z klasy, kierując się pod salę chemiczną, Barty rzucił:
- Jesteś dzisiaj jakiś dziwny, Evan.
- Co? Ja? Czemu niby? - zaczął mówić niezmiernie szybko, a szatyn już wiedział, że Rosier coś odwalił.
Może to egoistyczne, ale miał nadzieję, że to coś na tyle absorbującego, że on sam zapomni o tym koszmarnym weekendzie.
- Dziwnie się uśmiechasz.
- Nie można się cieszyć?
- Można. Tylko zastanawia mnie, co cię tak cieszy. - Crouch wymusił, aby jego kąciki ust powędrowały lekko do góry.
- Twój widok. - blondyn puścił mu oczko.
Cholera, rzeczywiście albo coś z Rosierem się stało i ktoś mu wymienił system myślenia, albo z Bartym i jego wyobraźnią było aż tak źle.
W sensie Evan czasem z nim flirtował, owszem zdarzały się takie sytuację, ale wtedy zazwyczaj któryś z nich był pijany, a jeśli jakimś cudem nie, to robili to raczej w formie dogryzania albo żartu.
Ale teraz nie żartowali, ani nie byli narąbani. Chyba, że...
- Rosier, jesteś pijany?
- Nie. Skąd ten pomysł?
CZYTASZ
pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS
FanfictionRemus Lupin jest introwertycznym chłopakiem, który kocha malować i rysować, nienawidzi wuefu, a jedyna znajomość jaką zdołał nawiązać przez cały rok to ta z Regulusem Blackiem. Regulus pod wieloma względami jest podobny do Lupina. Szkicowanie to jeg...