Rozdział 3

256 10 1
                                    

Cassandra

Zimny podmuch wiatru zwiastował nadejście zimy. Niestety, mój cieniutki płaszczyk już niedługo będzie musiał zostać zamieniony na grubą, puchatą kurtkę.

Czekałam na Thomasa, który miał zajechać pod szpitalne wejście z parkingu, jednocześnie zatapiając się w najciemniejszych zakamarkach mojego umysłu. Musiałam przemyśleć kilka spraw, a tak właściwie jedną.

Spotkałam Oliviera, którego widok jeszcze kilka miesięcy temu najpewniej by mnie ucieszył, a teraz na miejsce szczęścia wdarła się ogromna tęsknota. Nie pomagał tu fakt, iż przyjaźniliśmy się od wielu długich lat, które tak cudownie wspominałam. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że chłopak miał prawo, aby się na mnie gniewać. Nie znał on jednak mojego powodu, którym był niestety mój narzeczony, który to stwierdził, że kilka lat temu wpadł w konflikt z ojcem Oliviera. Była to jego oficjalna wersja, jednak ta prawdziwa w najzwyklejszym tego słowa znaczeniu oznaczała zazdrość. Drażniło go to, że mam dobrego przyjaciela, z którym się dogaduje. Oczywiście nie miałam prawa się odezwać. Jedyną rzeczą, o której mogłam samodzielnie zadecydować, było to, w jaki sposób planuję zakończyć tę znajomość. Nikt nie interesował się moim zdaniem w tej kwestii, a powinien. Mnie to okropnie bolało. Jego na pewno też.

Przez zamyślenie nie byłam nawet w stanie usłyszeć samochodu, który zatrzymał się centralnie przede mną. Gdy tylko się zorientowałam, natychmiast otworzyłam drzwi wejściowe od strony pasażera.

- Wsiadaj. - powiedział Thomas, po którego głosie byłam w stanie zrozumieć, że na szczęście jest w dobrym nastroju. Przynajmniej tym nie muszę się na razie przejmować.

Szybko wykonałam jego polecenie i usadowiłam się na fotelu. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, co akurat w tym momencie było mi na rękę. Musiałam skupić się na hamowaniu łez, które Cisły się do oczu. Było mi zwyczajnie przykro, jednak nie chciałam tego pokazać. Komfortowa (przynajmniej dla mnie) cisza trwała do momentu, gdy mężczyzna zatrzymał się pod moim domem.

- Do zobaczenia. - rzuciłam w pośpiechu, chcąc jak najszybciej zadzwonić do Tanyi, a najlepiej wypłakać się przy niej. Była to moja jedyna przyjaciółka z którą znajomość, aż tak bardzo nie drażniła mojego narzeczonego. Kilka razy zamienili ze sobą po kilka zdań złożonych, co można było uznać za sukces. Nie licząc tego, nie interesowała go zbytnio ta dziewczyna.

- Miłego wieczoru, droga Cassandro — powiedział, jednocześnie przytrzymując moje ramię, tak abym najpewniej szybko mu nie uciekała. Pewnie chciał mi coś przekazać.

Powolnie obróciłam głowę, którą skierowałam na mężczyznę.

- Wyglądasz na zdenerwowaną — bardziej stwierdził, niżeli zapytał. - Ten chłopak, zrobił Ci coś? - podpytał, jednak znając go tak długi okres, wiedziałam, że pyta mnie tylko dla formalności. Jeżeli on cokolwiek podejrzewał, to żadna siła wyższa nie będzie w stanie powstrzymać jego żądzy zemsty. Albo ewentualnie wysokiego ego. Jednak jak kto preferuje.

- Nie. - zaczęłam niepewnie, jednak przypominając sobie, że Thomas nie lubi domysłów, natychmiast odpowiedziałam pełnym zdaniem — Nic mi nie zrobił. Nie tknął mnie nawet ani nie powiedział nic niestosownego. Naprawdę musisz mi uwierzyć.

- Nie powiedziałem, że Ci nie wierzę — tym zdaniem mnie zaskoczył, gdyż byłam wręcz pewna, że mężczyzna ma już w głowie ułożony cały plan, w którym to dziełem ,,przypadku" Colin zginie w jakimś tragicznych okolicznościach. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to okrutnie, ale niestety po niespełna osiemnastu latach życia w tym popapranym świecie do niektórych rzeczy się najzwyczajniej przyzwyczaiłam. - Ten chłopak mi się po prostu nie podoba. - stwierdził w końcu.

Zniewolony do Miłości - Dylogia Zniewolony 1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz