Rozdział 11

139 9 1
                                    

Colin

Przez całą resztę mojej zmiany nie byłem w stanie się na niczym skupić. Cały czas, z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl, że z Cassandrą może być coś nie tak. Dziwił mnie fakt, że tak po prostu opuściła restauracje. Z tego co powiedziała mi moja znajoma z pracy Carla, wiedziałem, że źle się poczuła. Ale nie wierzyłem, że był to prawdziwy powód jej nagłego zniknięcia. Jak odbierałem od nich zamówienie to wszystko było w jak najlepszym porządku. Później zauważyłem, że cieszyła się przypatrując się swojemu telefonowi. Nie chciałem twierdzić, że jej uśmiech był spowodowany moją wiadomością, jednak nadzieja matką głupich.

Wieczorem wyszedłem z pracy, po czym skierowałem się dobrze znaną sobie ulicą. Na chwilę obecną nie marzyłem o niczym innym, jak o ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku. Oczywiście przed tymi pragnieniami czekał mnie jeszcze kilkunastominutowy spacer. Zazwyczaj sprawiał mi on przyjemność i stanowił nijakie wytchnienie, jednak przy dzisiejszej pogodzie droga wydawał się koszmarem. Nie pamiętałem, żeby listopad kiedykolwiek był taki mroźny.

Postanowiłem jeszcze profilaktycznie napisać do Cassandry, aby zapytać czy na pewno nic jej nie jest. Chciałem tylko być pewnym, że wszystko gra. Gdy otrzymałem odpowiedź twierdzącą mogłem ze spokojem udać się do domu.

***

Dystans pokonałem w zadziwiająco szybkim tępię. Nie zauważyłem nawet kiedy otwierałem drzwi od mojego domu. Słowo ,,dom" było tylko prowizorycznym określeniem. Nie czułem się tutaj szczęśliwy i bezpieczny. Od kiedy w domu zabrakło mamy wszystko nieodwracalnie się zmieniło. Tata nie był już taki sam, a wszystkie wydarzenia, które musiałem doświadczyć odbiły się na moim charakterze i sposobie postrzegania rzeczywistości.

Wróciłem wtedy ze szkoły. Zdenerwowany otworzyłem drzwi, aby dostrzec tam moją mamę, która coś gotowała w kuchni. Na pewno kobieta zauważyła, że coś jest nie tak, ponieważ szybko zapytała.

- Skarbie, coś się stało? - spytała tym swoim niewinnym głosem. Mama nie potrafiła na mnie krzyczeć i nigdy tego nie robiła.

- No bo dostałem jedynkę - powiedziałem smutno, jednocześnie wyciągając zmięty sprawdzian z odmętów plecaka.

- Ojej...A z czego to? - zapytała, jednocześnie odbierając ode mnie kartkę papieru i przyglądając się jej.

- Z matematyki mamusiu - odparłem niepewnie.

- Obiecuję, że jak jutro wrócę ze szpitala, to pomogę Ci się tego nauczyć zgoda? - uśmiechnęła się. Teraz oddał bym wszystko, aby ponownie móc zobaczyć.

- Zgoda - rzekłem

- No dobrze, a teraz pomożesz mi z obiadem? - zapytała.

- Jasne mamusiu, jesteś najlepsza!

Później do domu wrócił tata. Pamiętałem, że był na mnie bardzo zły, ale za namową mamy mi odpuścił. Wieczorem zasiedliśmy do stołu, żeby zagrać w chińczyka. Uwielbiałem te grę! Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi...

Zniewolony do Miłości - Dylogia Zniewolony 1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz