Rozdział 31

118 3 0
                                    

Colin

I znowu. Po raz kolejny miałem spotkać się z dziewczyną. Co prawda ponownie w domu Oliviera, ale lepsze to niż nic. Prawda?

Nie chodzi o to, że nie byłem wdzięczny przyjacielowi, który tak po prostu pozwala nam się spotykać u siebie w domu. Byłem, i to bardzo. Chodziło mi raczej o nieustanny strach. Bałem się, że ktoś, kto nie powinien. Bałem się, że ktoś niespodziewanie wejdzie do pokoju. Nie było to oczywiście nic złego, ale ja pragnąłem spędzić te kilka godzin w tygodniu tylko i wyłącznie z nią. Bez przeszkadzaczy, którym był między innymi Walton.

Na każde nasze spotkanie nosiłem pierścionek, który nie tak dawno kupiłem. Nawet nie wiedziałem dlaczego to robię. Moim pragnieniem było jej go podarować i zapewnić, że już zawsze będzie mogła na mnie liczyć. Chciałem, aby zdawała sobie sprawę z mojej obecności i tego, że już zawsze będzie mogła na mnie liczyć. Jest to w końcu podstawa każdej relacji. Również tej romantycznej.

Oczywiście, po zobaczeniu tego pierścionka mogła mnie wyśmiać, bo niby co ktoś taki jak ja będzie miał jej do zaoferowania? Kobieta miała już swoje dostatnie życie, i mogła zapewnić sobie wszystko. Moim pragnieniem nie było ściągnięcie jej na samo dno. Chociaż ona raczej nie należała do typu materialistek, ale zawsze lepiej jest się mieć na baczności.

Tak twierdziła moja mama, a jej rady nigdy mnie nie zawiodły.

Może jednak powinienem pokazać jej biżuterię? W końcu została kupiona specjalnie dla niej. Nawet welurowy materiał pudełka przypomina jej oczy. Tak piękne i hipnotyzujące. Uwielbiam się nim przyglądać, gdyż czuję się wtedy wyjątkowy. Wiem , że niewielu przede mną, ale też niewielu po mnie będzie miało taką okazję.

Postanowione. Dostanie ten pierścionek, choćby nie wiem co. Nie poproszę ją o rękę, ale dam w formie prezentu. Myślę, że to dobry pomysł. Nie powinna go wyśmiać, ani odrzucić, bo to prezent. Tylko i aż.

Dzisiaj była sobota, która od jakiegoś czasu stała się moim ulubionym dniem tygodnia. Te spotkania pomagały mi odliczać dni w kalendarzu. Żyłem tak na prawdę od jednej do następnej, a reszta dni stanowiła całość, sporadycznie przerywaną przez pracę, szkołę czy sen.

Do domu przyjaciela dodarłem cały w skowronkach. Wiedziałem, że dzisiaj nadszedł jeden z najważniejszych dni w moim życiu. Przekazanie symbolu mojej wierności i miłości kobiecie moich marzeń. Niestety nie były to zwyczajne okoliczności, jednak sama ta myśl po prostu mnie radowała.

***

Wraz z dziewczyną siedzieliśmy na kanapie w pokoju Oliviera, podczas gdy tamten poszedł pomóc w czymś swojej mamie. Zawołała go kilka minut temu, a on z wielkim grymasem opuścił nas i zostawił w swoim pokoju. Cieszyłem się, ponieważ stanowiło to najlepsze możliwe warunki do podarowania dziewczynie prezentu. Mogłem zrobić to przy Olivierze, jednak sądząc po jego reakcji, zaraz po zobaczeniu pierścionka wolałem nie ryzykować. Potem chyba do końca mojego marnego życia musiałbym słuchać słów A nie mówiłem?

- Coś ty taki zamyślony? - zapytała. Przed chwilą zadała mi jakieś pytanie, jednak ja przez moje nadmierne rozmyślania nie odpowiedziałem na nie.

- Możesz powtórzyć? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Zapytałam, dlaczego jesteś taki zamyślony, i trochę przy okazji z jakiej przyczyny mnie olewasz.

- Myślałem o mojej przyszłości. - odparłem pierwsze co przyszło mi do głowy. Ledwo zdążyłem ugryźć się w język, aby nie dodać czegoś w stylu ,,z tobą u mego boku''.

- I co wymyśliłeś? - zapytała ożywiona.

- Nic szczególnego.

- Nadal chcesz zwiedzić świat? - zapytała. Ta dziewczyna coś knuła.

- Szczerze? Nie wiem. Dlaczego pytasz?

- Uznałam, że będziesz mógł mi wysyłać pocztówki z tych miejsc, a ja będę się potem chwalić Olivierowi, że jego przyjaciel woli mnie od niego. - wytłumaczyła, na co ja się zaśmiałem. - Ej! Ja na serio. - wytłumaczyła, po dostrzeżeniu mojej reakcji na jej słowa. Zawsze słyszałem, że kobiety miewają głupie pomysły, ale nie spodziewałem się doświadczyć czegoś takiego. Jak widać w każdej legendzie lub stwierdzeniu jest ziarnko prawdy.

- Cassandra? - zapytałem, chcąc zrobić coś, co powinienem zrobić już bardzo dawno temu.

- Co tam?

- Mam sprawę niecierpiącą zwłoki.

- Dajesz. - odparła, bacznie mi się przy tym przyglądając.

- Chciałbym... - zacząłem, jednak nie dane mi było dokończyć, gdyż w pomieszczeniu rozległ się dźwięk melodii Let Her Go. Za dzieciaka kochałem piosenki autorstwa Passengera, zarówno zespołu, jak i solowego wykonawcy. Już chciałem podśpiewywać tekst, który znałem niemal na pamięć, jednak wtedy zobaczyłem to.

Na jej twarzy można było dostrzec takie przerażenie, jakby właśnie zobaczyła ducha. Niech to szlak.

Ze strachem w oczach nacisnęła zieloną słuchawkę, po czym przyłożyła telefon do ucha. O dziwo odezwała się jako pierwsza.

- Dzień dobry, kochanie. - powiedziała do odbiornika. W tym samym momencie podała mi też swoją trzęsącą się dłoń, chcąc najpewniej, abym ją przytrzymał i dodał jej otuchy. Oczywiście z chęcią i bez zbędnych ceregieli uczyniłem to.

Przez słuchawkę słyszałem donośny, męski głos, który wydawał się być bardzo zdenerwowany.

- Ah. Rozumiem. - odparła.

Przez kilka sekund nieznacznie się do mnie przybliżyła, chcąc abym ją objął. Ja jednak poszedłem o krok dalej, podnosząc ją, i sadzając na swoje kolana. Było to głupie z mojej strony, gdyż ta prawie krzyknęła zaskoczona moim nagłym ruchem. Ja z kolei powinienem się hamować.

- Na spacerze. W domu będę do dwudziestu minut. - zapewniła, chcąc, aby jej głos brzmiał w zupełności naturalnie. Musiałem przyznać, że ja, gdybym był po drugiej stronie telefonu pewnie bym się nie zorientował.

- Oczywiście. Rozumiem. - rzekła, po czym się rozłączyła. Przez kilka sekund spazmatycznie oddychała, aby w końcu powiedzieć.

- Mógłbyś pozwolić mi wstać? - zapytała. No tak przecież cały czas przyciskałem ją do swojej klatki piersiowej, chcąc dodać jej otuchy.

- Jasne, wybacz.

- Muszę się zbierać, Colin. - odparła, na co mnie zrobiło się cholernie przykro. Niby po tym telefonie spodziewałem się, że się rozstaniemy, jednak chciałem, aby dziewczyna siedziała tu dłużej, a najlepiej nigdy stąd nie wychodziła. - Do zobaczenia następnym razem. - rzuciła wychodząc z pokoju.

- Jasne. Do zobaczenia. - odparłem głucho.

Nikt nie mógł przewidzieć, że następne spotkanie odbędzie się w całkiem innej formie. Żadne z nich nie mogło przewidzieć, że w następnym tygodniu dziewczyna popłacze więcej, niż przez całe swoje życie...

Zniewolony do Miłości - Dylogia Zniewolony 1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz