Rozdział 36

161 5 0
                                    

Cassandra

Rano obudził mnie słodki zapach, który dotarł do moich nozdrzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego Colina tuż nad moją głową. Chłopak trzymał w dłoni jakiś talerz, który bardzo szybko znalazł się obok materaca, na którym leżałam.

Przez chwilę moją głowę napadła myśl dlaczego budzę się na materacu zamiast na łóżku chłopaka, jednak równie szybko przypomniałam sobie, że wieczorem położyłam się obok niego i po prostu zasnęłam. Było mi tak przyjemnie.

Na naczyniu, które zostało wręczone do moich rąk dostrzegłam tosty, na których górze widziałam rysunki namalowane ketchupem. Większością z nich były zwykłe serca, jednak znalazła się tam też gwiazda i coś, co według mnie miało być pierścionkiem.

- Smacznego, kochana. - złapał mnie za dłoń, którą pocałował.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.

- Ja za chwilę do Ciebie wrócę. - poinformował mnie. - Jeżeli chcesz się przebrać to śmiało korzystaj. - pokazał dłonią na szafę.

- Mhm. - pokiwałam głową zajadając się śniadaniem.

Colin wyszedł, a ja skończyłam posiłek, zostawiając kilka tostów na talerzu. Chciałam zrobić coś pożytecznego, więc pościelił łóżko i sprzątnęłam materac z ziemi, wsuwając go pod łóżko.

- Nie musiałaś. - odparł, wchodząc do pokoju.

- Ale chciałam. - odparłam zgodnie z prawdą.

- Czym sobie zasłużyłem na tak cudowną kobietę u mego boku? - zadumał się.

- A czym ja zasłużyłam sobie na mężczyznę, który przynosi mi śniadania do łóżka?

Colin tylko się uśmiechnął, aby następnie lekko podnieść moją brodę i złożyć buziaka na mych ustach.

- Dzisiaj pójdziemy kupić Ci jakieś ubrania, dobrze? - zapytał, jakbym była małym dzieckiem. - Chociaż ja osobiście wolę, jak paradujesz w moich koszulkach.

Zaśmiałam się i pokręciłam głową.

- Czyli naprawdę przez coś takiego podwyższa wam się ego? - zapytałam w kompanii śmiechu.

- A skąd ty wiesz takie rzeczy? - zapytał.

- Olivier ma dokładnie to samo, mimo, że mu się nie podobam.

- Chodziłaś kiedyś w jego rzeczach. Bo jeśli tak, to chyba będę musiał do niego pojechać i dosadnie wytłumaczyć, że jesteś tylko moja.

Słowa ,,tylko moja" zmieniły cały szyk zdania. Nigdy nie zapomnę jak mój były już narzeczony mówił o mnie w ten sposób. Przyrównywał mnie do przedmiotu, czego nienawidziłam. W języku mężczyzny słowa oznaczały, że należę do niego i nikt inny nie ma prawa na mnie patrzeć.

Colin, najwidoczniej zdziwiony brakiem riposty z mojej strony zapytał.

- Cassandra? Powiedziałem coś nie tak? - popatrzył na mnie przerażony.

Wzdychnełam i usiadłam na łóżku chłopaka. On sam usiadł na ziemi i popatrzył na mnie z dołu.

- W jakim sensie jestem ,,tylko twoja"? - zapytałam wkońcu.

- W takim, że chcę, żebyś była szczęśliwa ze mną. - odparł w prost. - Moim pragnieniem jest posiadanie zaszczytu. - powiedział, jednak widząc moją minę dodał. - Ciebie. Chciałbym wiedzieć, że jako jedyny będę mógł nazwać taką cudowną osobę moją żoną.

- Dziękuję. - było to jedyne, co byłam w stanie powiedzieć.

***

Udaliśmy się do centrum handlowego w San Jose. Colin uparł się, że kupi mi ubrania za swoje pieniądze, bo jestem ,,jego kobietą, którą powinien uszczęśliwiać". Nie protestowałam, gdyż sama miałam tylko pięćdziesiąt dolarów, które trzymałam za obudową telefonu.

Widziałam, że chłopak jest zmęczony zakupami, jednak nadal dzielnie stara się udawać zadowolonego. Nie sądziłam, że obejdę kilka sklepów, nie słysząc przy tym żadnego komentarza z jego strony.

Wybrałam kilka bluzek, bluz i spodni oraz oczywiście bieliznę. Na sam początek powinno wystarczyć.

***

Chłopak powoli wnosił wszystkie torby na klatkę schodową. Nie chciał się przyznać, ale zwykłe zakupy go totalnie wykończyły. Chociaż nadal byłam z niego dumna. Przynajmniej sprawiał wrażenie, że czerpie z tego radość.

Otworzył mi drzwi i wpuścił do środka, gdzie od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Miałam dziwne i nieotwarte wrażenie, że w mieszkaniu znajduje się ktoś jeszcze.

Niezbyt się pomyliłam, ponieważ już po kilku krokach zobaczyłam około pięćdziesięcioletniego mężczyznę, który badawczo mi się przyglądał.

Musiał to być ojciec Colina. Postanowiłam podejść i się przywitać. Byłam w końcu narzeczoną jego syna i jego przyszłą synową.

Postawiłam pierwszy krok, jednak w tym momencie poczułam uścisk na ramieniu i nagłe pociągnięcie w tył.

Colin złapał mnie za biodro i przysunął do swojego boku, chcąc najpewniej mnie ochronić.

- W którym burdelu są takie ładne, synu? - zapytał mojego narzeczonego, który wydawał się tak samo zszokowany jak ja.

- Jeżeli to pana interesuje. - odparłam pewnie. - to jestem przyszłą żoną pańskiego syna.

Facet patrzył na nas w szoku. Chciał chyba coś powiedzieć, jednak nie było mu to dane ponieważ Colin zaprowadził mnie do swojego pokoju i zakluczył drzwi.

Przysunął mnie do siebie tak mocno, jak jeszcze nigdy.

- Przepraszam, kochana. - powiedział.

- Nic się nie dzieje.

- Właśnie, że się dzieje. - odparł pewny swych słów. - Mój ojciec obraża Cię pod moim dachem.

- Colin. - wyrwałam się z jego uścisku. - Nic się nie stało. Nie poczułam się uniżona. - wypowiedziałam słowa, które nie do końca były prawdą. Oczywiście, że to, co powiedział mój przyszły teść nie należało do przyjemnych. Jaka kobieta chciałaby zostać nazwana dziwką? Jednak teraz chciałam uspokoić Colina, i nie mówić mu o mojej zranionej dumie.

- Nie. - stwierdził kompletnie olewając to, co do tej pory powiedziałam. - Jedziemy do Oliviera. - postanowił. - Już nigdy więcej tutaj nie wrócimy.

Zniewolony do Miłości - Dylogia Zniewolony 1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz