Na szczęście zakup szpilek okazał się czymś o wiele prostszym i przede wszystkim szybszym. Miałam na oku jeden model i akurat mi się poszczęściło, bo był i rozmiar i kolor!
Więc całą moją stylizację dopełniały czarne, wysokie szpilki, czyli klasyka. Wolałam nie kombinować za dużo, by nie przedobrzyć i z pięknego stroju nie zrobić jednej wielkiej parodii.
Przed wyjściem z galerii, Nick zaproponował mi kawę w tutejszej kawiarni. Zgodziłam się, bo tylko głupi nie skorzystałby z okazji, by wypić napój bogów.Zajęliśmy miejsca przy wielkim oknie, które było ozdobione biało - różowymi girlandami, dodającymi uroku całej malutkiej restauracji. Zamówiliśmy dwie specjalne kawy, które były dziś „napojem dnia". Było to zwykłe latte z syropem waniliowym i bitą śmietaną. Jak żyć, to na całego i tylko z takimi rarytasami.
- Jak firma? - zapytałam, będąc ciekawa jak się potoczyły kolejne losy.
- Aktualnie ciężko. - westchnął. - Potrzebuję kilku osób na niektóre stanowiska, a szukanie ich to jak szukanie igły w stogu siana.
- A co z Chloe?
- Zrezygnowała. Powiedziała, że chce zająć się teraz sobą i Rose.
- Kurwa mać. - szepnęłam. - Czyli to oznacza, że ja też za niedługo będę bez pracy, bo nie będzie potrzebowała opiekunki. - przysięgam, byłam bliska płaczu, bo nie wyobrażałam sobie tego.
- Hej, spokojnie. Na pewno ona ci wszystko wyjaśni. Nie myśl na zapas. - poczułam jego dłoń na swojej, gdy tę chwilę przerwała kelnerka z naszym zamówieniem. Nie zauważyliśmy, że do kaw dnia jest także domowe ciasto, a dziś była to szarlotka, więc trafiliśmy idealnie.
- M-może mogłabym pracować w twojej firmie? - zapytałam niepewnie, ale musiałam mieć jakieś zajęcie.
- Naprawdę? Chciałabyś? - zapytał zszokowany.
- Muszę coś robić, bo inaczej oszaleję. Nienawidzę mieć aż tyle wolnego czasu, bo nie mam co robić z jego nadmiarem. - przyznałam szczerze.
- To jeśli chcesz, to to może być rozmowa kwalifikacyjna. - uśmiechał się, a ja nie wiedziałam, czy mówił poważnie. - Boże, żartowałem. - parsknął. - Wyglądałaś jakbyś miała zaraz tutaj paść.
- Spierdalaj, dziwisz się? - westchnęłam.
Chwilę rozmawialiśmy o jego firmie, czym się zajmuje i tak dalej, a ja byłam miło zaskoczona tym, z jakim zaangażowaniem opowiadał o koncepcji całej działalności. Zaproponował mi posadę asystentki prezesa, czyli jego własnej. Na ten pomysł wybuchnęłam głośno śmiechem, bo to było co najmniej śmieszne, że będę musiała wtedy słuchać wszystkich jego poleceń. No ale wolałam chyba już to niż siedzenie bezczynnie w domu.
Po pysznej kawie i cieście, zgodziłam się. Przecież nie mogłam podejmować takiej decyzji na głodniaka, a od mojego śniadania trochę czasu minęło. Umówiliśmy się z Nickiem, że gdy tylko Chloe przedstawi mi osobiście swój plan i faktycznie będzie chciała zrezygnować z opiekunki dla małej, to wtedy od razu pojawię się w firmie. I tak było sprawiedliwie, a nawet oboje byliśmy zadowoleni z takiego obrotu spraw, bo znów uratujemy się wzajemnie.
Brunet odwiózł mnie do domu i znów zostałam sama z własnymi myślami, jednak o dziwo nie były to negatywne myśli. Czułam, że mój wewnętrzny ocean osiągnął spokój, a to pewnie za sprawą udanych zakupów i przeprowadzonej z Nickiem rozmowy. Czy nadawałam się na asystentkę? Nie mam pojęcia, ale prezentowałam się godnie, nie miałam problemu z nawiązywaniem kontaktów i relacji, więc raczej o to byłam spokojna, jednak mężczyzna zauważył kilka braków w kwestii wiedzy na temat firmy, no ale halo?! Nie interesowała mnie ona na tyle, by z własnej woli i chęci miałabym czytać o tych wszystkich przedsięwzięciach, ale teraz historia firmy stała się lekturą obowiązkową.
***
Wraz z pierwszymi promieniami słońca, które lekko ogrzewało całe otoczenie miasta, wybrałam się na pobliską plażę. Potrzebowałam pewnego rodzaju odetchnięcia, które mógł mi dać tylko szum fal.
Rozłożyłam mały koc, położyłam termos z jeszcze ciepłą kawą i wpatrywałam się w horyzont. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo pamiętam jak za dzieciaka uwielbiałam spędzać tak czas z moją rodziną. Teraz pozostało mi tylko wspomnienie, które widziałam jakby za mgłą.
Zostałam na tym świecie sama trzy lata temu. Oficjalnie. Bo sama byłam od około trzynastego roku życia.
Mieszkałam w małym miasteczku, które było oddalone od Londynu około czterdzieści kilometrów. Mieliśmy piękny dom, psa i ogromny ogród, gdzie mama troszczyła się o swoje rośliny. To właśnie tam pierwszy raz zdarliśmy kolana, kłóciliśmy się i chowaliśmy się w domku na drzewie, gdy obraziliśmy się na rodziców. No właśnie, my. Ja i mój brat, Tony. Był ode mnie dwa lata starszy i od zawsze próbował być tym lepszym, jednak zawsze traktował mnie jak swoją ukochaną młodszą siostrzyczkę i bronił przed całym złem, które pojawiało się na horyzoncie.
Moja mama, Blanca, była piękną blondynką o szafirowych oczach, których kolor odziedziczyłam. Uwielbiała czytać książki i szyć na maszynie, a ogród był jej drugim domem. Tak samo jak wszelkiego rodzaju kwiaty, które tata jej przynosił po pracy. Byli małżeństwem dwadzieścia lat, kochali się każdego dnia coraz bardziej i można było to dostrzec na pierwszy rzut oka.
Pewnego letniego wieczoru, czekałam z mamą na Toniego i tatę, bo mieli wrócić z treningu piętnastolatka. Pomagałam jej przygotować kolację, bo wiedziałyśmy, że na pewno wrócą głodni. Gdy minęła godzina od planowanego powrotu, moja rodzicielka zaczęła odchodzić od zmysłów, bo jej mąż był punktualny, a jeśli było jakieś opóźnienie, zawsze dawał znać, a jego telefon wtedy nie odpowiadał. Próbowałam ją uspokajać, ale ona wpadła w jakiś szał, jakby przeczuwała, że stało się coś złego. Byłam trzynastolatką, która nawet nie pomyślała o tym, że jej najbliżsi mogli być w niebezpieczeństwie.
Nagle zadzwonił telefon mamy, a ona w pośpiechu odebrała i jedyne co pamiętam, to przeraźliwy krzyk. Osunęła się na krześle i zaczęła płakać, kręcąc przy tym głową. Nic z tego nie rozumiałam i zanim zdążyłam zapytać, ona wypchnęła mnie za drzwi i zostawiła samą.
Pobiegłam do swojego pokoju i przytuliłam swoją ulubioną maskotkę, która wydawała się wtedy jedynym, co mogło mi dać ukojenie. Nie wiem ile czekałam na jakąkolwiek informację, ale gdy otworzyły się drzwi, usłyszałam tylko „Tata i Tony nie żyją. Mieli wypadek samochodowy" i tyle. To były jedyne słowa wypowiedziane do dziecka od swojej matki. Wybuchnęłam wtedy płaczem, bo przecież jak to możliwe, że mój ukochany tatuś i brat nie żyją.
Dzień pogrzebu pamiętałam bardzo słabo. Łzy, kondolencje i niewyobrażalny smutek. Gdy skończyłam czternaście lat, prawie w każdy dzień siedziałam przy grobie. Tak bardzo chciałam znów usłyszeć „ej młoda, podaj piłkę!" od Toniego albo „jesteś moją najpiękniejszą córeczką" od taty.
Dlaczego zostałam sama w wieku trzynastu lat? Bo moja matka zamiast zająć się swoim jedynym dzieckiem, stwierdziła, że idealnym rozwiązaniem problemu nie będzie terapia, tylko narkotyki. Do dziś nie mam pojęcia skąd ona je brała, ale brała ich tak dużo, że w końcu się zaćpała. Miałam wtedy dwadzieścia jeden lat i wtedy postanowiłam, że czas się odciąć od przeszłości.
Od razu po pogrzebie spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam przed siebie. Najwidoczniej los chciał, bym znalazła się właśnie tutaj.
CZYTASZ
Lonely souls [ZAKOŃCZONE]
Storie d'amore„Trzeba żyć bez względu na to, ile razy runęło niebo". Czy Lily i Nick odnajdą w swoim życiu namiastkę nieba? Czy wciąż będą się zmagać z przeciwnościami losu samotnie? Czy ich dusze odnajdą spokój wnikając w inne uczucia?