21

69 7 4
                                    

Dzisiaj doszło do tragicznego wydarzenia. Lee Yoonseok, dwudziesto-trzy letnia kobieta, poszukiwana od kilku dni, została znaleziona martwa w lesie na pograniczu Seulu. W krwi znów znaleziono płatki róż, nie może to być przypadek. Ewidentnie jest to sprawka poszukiwanego przez władze całego kraju, seryjnego mordercy.
A teraz przejdźmy do...

Hwang ze wściekłością wyłączył telewizor. Był przerażony tym, jak sprawa się potoczyła. W końcu mieli wrażenie, że już prawie rozwiązali zagadkę, że są już tak blisko. Znów się pomylili, znów dali się wciągnąć w tę zabawę. Nie mógł szczerze w to uwierzyć.

— To... Co teraz? — usłyszał i od razu podniósł zrezygnowanie spojrzenie na siedzącego przed nim Jeongina i westchnął cicho.

— Nie mam pojęcia... Trzeba będzie wypuścić tego wariata z aresztu. — mruknął, na co Yang momentalnie wstał z miejsca. Hwang spojrzał na niego uważnie.

— Ale on na pewno ma coś wspólnego z tym zwyrolem. Musi mieć. Nie zgadzam się na to. — powiedział stanowczo. Możliwe, że trochę tym zaimponował starszemu.

— Nie możemy go trzymać, to jest bez sensu. Tylko sobie zaszkodzimy jeśli postanowi nas zgłosić. — stwierdził. Łatwo było zauważyć po nim zmęczenie, w końcu kto nie byłby wyczerpany w takiej sytuacji?

Yang jednak pokręcił głową.
— Nie możemy go wypuścić, rozumiesz? — zapytał dość ostro. Hyunjin zmarszczył brwi, jednak nie zdążył nic powiedzieć, gdyż Yang zaraz kontynuował.
— On zna tego skurwiela, został przez niego podstawiony. Jego rysopis się zgadza, to za każdym razem był on. Był wysyłany za każdym razem i w ten sposób wkręcał nas w tę chorą zabawę. To jest jego wspólnik, nie możemy go wypuścić. — mówił zdecydowanie. Hwang chyba pierwszy raz widział w nim taką determinację.

— To ty nie rozumiesz, że ten koleś nas pozwie jeśli okaże się, że nie miał nic z tym wspólnego. — prychnął i oparł się wygodniej na swoim fotelu.

— Ale ja wiem, że ma. Proszę, poczekajmy jeszcze... — powiedział ciszej patrząc na Hwanga uważnie. Ten patrzył chwile na młodszego, aż w końcu westchnął ciężko.

— Niech ci będzie, mam nadzieję, że się nie mylisz. — mruknął i zaraz sięgnął po dokumenty. Jeongin uśmiechnął się lekko.

— Moja intuicja nigdy się nie myli. — powiedział pewnie.

•••

Wracali do kawalerki Jeongina, Hyunjin miał zamiar dzisiaj spakować swoje rzeczy i wrócić do siebie. W końcu nie miał powodów, żeby wciąż ciążyć młodszemu.

Większość drogi spędzili w ciszy, żaden z nich nie miał ochoty na rozmowy. Byli zmęczeni i zawiedzeni, nie wiedzieli już co dalej robić. Najchętniej rzuciliby to wszystko i zasnęli, to wydawało się teraz najlepsze. W końcu jednak Yang zabrał głos.

— Hyunjin. — zaczął, na co Hwang spojrzał na odwróconego twarzą do szyby chłopaka. Akurat stali na czerwonym świetle.
— Mam złe przeczucie. — mruknął jakby sam do siebie. Słysząc te słowa, zmarszczył lekko brwi.

— Co masz na myśli? — zapytał zaintrygowany. Widział jak młodszy przełyka ciężko ślinę.

— Coś jest nie tak... — szepnął. W jego głosie łatwo było usłyszeć niemały strach jak i niepokój.
— Musimy jechać na miejsce zbrodni. — powiedział zwracając wzrok ku Hwangowi. Akurat w tym momencie światła zmieniły się. Mimo to starszy co chwila spoglądał na Yanga.

— Słucham? — zapytał lekko zdezorientowany. W końcu było to nagłe, wiedział, że Jeongin ma swój styl myślenia, miał głowę do pracy jaką wykonywał. Te słowa jednak wydawały się dla niego nielogiczne.
— Nie rozumiem, o co chodzi? Po co mamy tam jechać? — pytał nieustannie.

— Nie wiem, ale... Wydaje mi się, że musimy to zrobić. Coś mi tu nie gra. — powiedział cicho. Patrzył wciąż przed siebie w skupieniu, coś zdecydowanie nie dawało mu spokoju.
— Czuje całym sobą, że jest tam coś... Coś czego nikt jeszcze nie odkrył. Coś strasznego. — mówił w zamyśleniu.

Trwali przez chwilę w ciszy, aż w końcu starszy westchnął cicho.

— Dobra, najpierw jedźmy do ciebie. Musimy się przebrać i ogarnąć, to kawałek drogi. — powiedział spokojnie. Nie był jednak przekonany co do tego pomysłu. W końcu jak niby młodszy mógł wiedzieć coś takiego? Kierował się tylko i wyłącznie intuicją. To było dla Hyunjina dość niemożliwe.

Jeongin przystał na jego propozycje. W końcu dojechali pod odpowiedni adres. Obaj szybkim krokiem ruszyli w stronę klatki, zaraz wchodząc pospiesznie po schodach. Nie mieli zbyt wiele czasu, musieli jak najszybciej działać.

Będąc na odpowiednim piętrze, Yang włożył klucz w zamek, jednak nie mógł go przekręcić. Zmarszczył brwi i szarpnął za klamkę, a widząc, że drzwi są otwarte, spojrzał na Hyunjina. Był równie zaskoczony co i on. Chwile patrzyli na siebie, aż w końcu Hyunjin wyminął młodszego i wszedł jako pierwszy do środka. Zrobił zaledwie kilka kroków, a w jednym momencie stanął wręcz sparaliżowany. Yang dołączył do niego zaniepokojony, jednak widok jaki zastał przyprawił go o gęsią skórkę.

Płatki róż. Były wszędzie, na podłodze, łóżku, na blacie kuchennym. Jeongin cofnął się pare kroków, Hwang wręcz od razu spojrzał na detektywa. Widząc jak jego oddech przyspiesza, a kolana załamują się pod nim, szybko podszedł i złapał go za ramiona.

— Jeongin, tylko spokojnie. Uspokój się, błagam. — mówił trzymając go mocno. Widział, że jest bliski upadku, sam nie mógł ukryć swojego przerażenia.

Oddech chłopaka stawał się coraz to szybszy. Oparł się o ścianę i zjechał w dół bezsilnie. Położył dłonie na swojej głowie i delikatnie szarpnął za końcówki włosów, kręcąc głową. Był jak w jakimś amoku, nie mógł się już dłużej kontrolować.

— Jeongin, już, wszystko okej... — mówił cicho samemu nie mogąc ukryć szoku. Nie wiedział jakim cudem to się stało, przecież Jeongin zamykał drzwi, a były one nie ruszone, nie mógł ich więc wyważyć.

— Nic nie jest okej... Ja... Ja wiedziałem.. Hyunjin ja nie mogę... Ja już nie chce... — mówił niczym zahipnotyzowany. Hwang nie czekając dłużej, przyciągnął go do siebie i tym samym przytulił szczelnie.

W końcu Yang zapłakał w jego ramię z bezsilności. Właśnie w takiej sytuacji potrzebował HanSoo, właśnie w tym momencie. On wiedziałby co zrobić, chroniłby Jeongina za wszelką cenę, byłby przy nim.

Nawet nie pomyślał o tym, że Hyunjin właśnie to robił. Tym razem to on chciał chronić mężczyznę, być przy nim w tej sytuacji. I robił to, nie opuszczał chłopaka na krok, póki się nie uspokoił.

Gdy tylko jego oddech się unormował, Hwang wstał i powoli przeszedł się po kawalerce, rozglądając się wokół. Yang wciąż siedział na podłodze, nie czuł się na siłach, by wstawać.

Uwagę Hyunjina przykuła karteczka na łóżku, otoczona czerwonymi płatkami róż. Podniósł ją i rozłożył, a widząc napis, spojrzał na Jeongina.

— Co tam jest...? — zapytał niepewnie patrząc na starszego. Ten przełknął nerwowo ślinę.

— Prima Aprilis.

✔Shut Up [H.HJ x Y.JI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz