Rozdział 7 -Po smutku przychodzi radość-

25 5 8
                                    

            Przytulaliśmy się w ciszy przez dłuższą chwilę. To ten moment w życiu, kiedy jestem przekonana, że wszystko wróciło na właściwe tory. Będzie dobrze. Najgorsze za nami.

             - Jesteś pewna, że nie masz nic przeciwko temu, że wpływam na całe twoje życie?

             - Zmieniasz je na lepsze.

               Dla mnie najlepszą drogą jest po prostu ta, którą podążam z Fransem przy moim boku.

                - Razem ze zmianą szkoły zmieni się liczba lat, jakie w niej spędzisz. Liceum, które ja lubię nazywać ,,Wyjątkiem" trwa 5 lat.

               - Nie ogarniam prywatnych szkół. Nie mam pojęcia, o jakiej placówce w ogóle mówisz. Ogarnę później- pomyślałam na głos.

                  Mężczyzna pokrzepiająco pogłaskał mnie po głowie.

                 - Jasne Ali.

                 - ...

                 - Właściwie, czy nie powinniśmy wracać do salonu? Podejrzanie długo tu siedzimy. Twoi rodzice zaczną się niepokoić.

                    Skinęłam głową. Faktycznie- powinniśmy schodzić.

                    Nie bałam się opuścić jego objęcia. Wierzę, że będzie jeszcze mnóstwo okazji, by znowu do niego wrócić.

                   Frans zszedł pierwszy, wymachując w stronę moich rodziców plikiem papierów.

                   - Możemy podpisywać- powiedział, uśmiechając się czarująco.

                   Nie wiem, co myślą moi rodzice, ale ja nigdy w życiu nie mogłabym odmówić temu uśmiechowi.

                  Frans został tamtego wieczoru u nas na noc. Po podpisaniu wniosku o przeniesienie oraz przyjęcie do nowej placówki mój tata wyjął z kuchennej szafki jakąś, nie wiadomo skąd wynalezioną, whisky i bez pytania o opinię nauczyciela nalał im po szklance. Zresztą- nie musiał pytać. Profesor uwielbiał smak alkoholu, a natura obdarzyła go godną podziwu wytrzymałością na jego skutki uboczne.

                  Oczywiście po tym, jak wspólnie wypili, nie było opcji, żeby Frans mógł wrócić do swojego domu samochodem. Poprosili go, aby został na noc.

                    Widok moich rodziców wesoło gawędzących z moim wychowawcą był dla mnie zaskakujący i dziwny. Widziałam, jak szybko się do siebie zbliżają. Odnaleźli wspólny język w jeden wieczór.

                    - Mogę ci mówić po imieniu?

                   - Oczywiście Panie Loren!

                   - Nie jestem taki stary- odpuść sobie to ,,panie". Mówi mi po prostu Karl.

                  - Zgodnie z życzeniem, Karl.

                   Myślałam, że może to tylko iluzja i zwykła uprzejmość, ale po jednej kwestii, wypowiedzianej przez moją mamę, zrozumiałam, że Frans objął funkcję najlepszego przyjaciela rodziny.

                   - Cieszę się, że masz tak dobrego nauczyciela. To wspaniały człowiek!

                      ... Frans jest niemożliwy. Najprawdopodobniej będzie teraz regularnie bywać u nas na posiłkach. Nie zdziwiłabym się, gdyby z czasem moi rodzice zaczęli nazywać go synem.

I want you to be hereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz