Rozdział 14. Alexander

508 43 3
                                    


~ Alexander ~

Od czterech dni przebywam w Cloe w domu, który należy do naszej rodziny. Znajduje się on niezbyt daleko Nowego Jorku, a jednocześnie jest odosobniony. Wszyscy w naszej rodzinie uważają, że dom nad jeziorem jest w pewien sposób magiczny. To tutaj tata zawsze przywoził mamę, gdy miała kryzys i potrzebowała przemyśleń i nabrać sił. To tutaj na prawie 3 miesiące zaszyła się Olivia, gdy jej mąż Joe zginął w tragicznym wypadku. To właśnie tu spędziłem kilka dni po tym jak w wieku 16 lat pierwszy raz pociągnąłem za spust odbierając komuś życie, podobnie jak Nathan. Mimo, że właściwie od zawsze byliśmy z bratem przygotowywani do tego czym będziemy się zajmować i już wcześniej wielokrotnie byliśmy świadkami egzekucji dokonywanych przez ojca lub jego ludzi, to i tak gdy byliśmy zmuszeni by odebrać komuś życie osobiście to potrzebowaliśmy chwili spokoju dla siebie. Nate niestety trochę więcej. To miejsce zawsze działało na wszystkich w naszej rodzinie jak „dobre lekarstwo". Przywiozłem tutaj Cloe, by pomóc przezwyciężyć jej obecny jej kryzys. Chyba i tym razem to miejsce spełnia swoją rolę. Od razu jak Cloe zobaczyła to miejsce była nim zachwycona. Mimo początkowego przerażenia jak skręciłem z drogi głównej na drogę dojazdową, która prowadziła przez las. Teraz mógłbym się już pośmiać z tego, ale wtedy nie było mi ani trochę do śmiechu.

~ 4 dni wcześniej ~

- Gdzie ty jedziesz?!

Cloe nagle krzyknęła, gdy skręciłem w drogę prowadzącą przez las. Całą wcześniejszą drogę milczała.

- Mówiłem, że to niespodzianka. Zobaczysz spodoba ci się.

- Wywozisz mnie w las, żeby się mnie pozbyć? No tak tu nikt pewnie nie znajdzie mojego ciała.

Drugie zdanie powiedziała ledwo słyszalnym głosem. Jednak gdy je usłyszałem cała krew we mnie zawrzała. Za kogo ona mnie ma? Momentalnie nacisnąłem na hamulec, by zatrzymać samochód. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy i wziąłem dwa głębokie oddechy by nie wybuchnąć. Po chwili odwróciłem się w jej stronę. Siedziała skulona na fotelu pasażera. Od razu wyłapałem jej przerażenie, zresztą nawet nie próbowała tego ukryć.

- Za jakiego potwora ty mnie masz Cloe? Myślisz, że po co cię tu przywiozłem? Żeby cię zabić? Zakopać gdzieś w lesie? A może jeszcze do tego wcześniej cię pobiję, albo będę torturował? A co mi tam, może w pakiecie i na dodatek cię zgwałcę? Naprawdę tak o mnie myślisz?

Po policzku Cloe spłynęła pojedyncza łza.

- Podaj mi chociaż jeden powód dla którego miałbym postąpić wobec ciebie w jakikolwiek okrutny sposób.

Cloe milczała.

- Cloe, do kurwy powiedz chociaż jeden powód!

- Nie wiem.

- Kurwa! Cloe nie jestem potworem! Nie zabijam dla przyjemności! Nie krzywdzę niewinnych! Kurwa!!!

Opuściłem samochód, trzaskając drzwiami. Musiałem się uspokoić. Krążyłem obok niego tam i z powrotem. Nie wiem ile czasu minęło jak Cloe również wysiadła i stanęła obok maski. Po jej twarzy było widać, że jeszcze przed momentem płakała. Przystanąłem obok niej.

- Jeśli kiedykolwiek miałbym kogoś skrzywdzić w twoim otoczeniu to na pewno nie będziesz to ty i zrobiłbym to tylko w twojej obronie. Nie pozwolę by stała ci się jakaś krzywda. Przy mnie jesteś bezpieczna. Zaufaj mi Cloe. Znajdę zabójcę twojego ojca.

- Nie szukaj go. Nie chcę by dowiedział się, że wróciłam do miasta. Nie chcę by przeze mnie coś ci się stało. Tobie albo komuś z twojej rodziny.

AlexanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz