Rozdział 37. Cloe, Alexander

319 44 2
                                    


~ Cloe ~

Podjechaliśmy właśnie pod szpital, w którym przebywa moja mama. Na widok budynku wróciły mi wspomnienia tego co wydarzyło się tu kilka miesięcy temu. Ochroniarz, który miał mnie chronić, próbował mnie zabić. Gdyby wtedy nie Franco to...

Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Wszystko w porządku?

- Tak. Po prostu przypomniało mi się jak ten ochroniarz chciał mnie...

- Przepraszam cię za to skarbie. Ktoś taki w ogóle nie powinien być w pobliżu ciebie. Co ja mówię? W ogóle nie powinien dla mnie pracować. Ma szczęście, że nie żyje bo śmierć z moich rąk nie byłaby dla niego przyjemna.

- Nie mówmy o tym. Chcę w końcu zobaczyć się z mamą.

Chciałam wysiąść z samochodu, ale Alex mnie zatrzymał.

- Skarbie ufam ci, więc mnie nie zawiedź. Nie chce żebyś coś kombinowała.

- Niby co?

- Nie wiem. Ucieczka czy coś w tym rodzaju. Pójdziemy najpierw porozmawiać z lekarzem. Umówiłem nas z nim, więc pewnie już na nas czeka, a później odwiedzimy twoją mamę.

- Chce z nią porozmawiać sama. Nie chcę jej stresować twoją obecnością.

- Cloe...

- Przecież nie ucieknę! Poza tym musiałybyśmy uciec razem. Nie naraziłabym jej na twój gniew, zostawiając ją tu.

Alex przymknął oczy. Był zdenerwowany i chyba próbował się w ten sposób wyciszyć.

- Nic jej nie zrobię, ale wolałbym abyś zapomniała o słowie ucieczka. Nie pozwolę ci odejść i jeśli to zrobisz to znajdę cię wcześniej, czy później. Nie chciałbym jednak żeby coś ci się stało w między czasie. Ktoś już raz próbował zrobić ci krzywdę. Nie wiem jeszcze jak, ale dowiem się kto stoi za tym zleceniem, a wtedy pożałuje. Nie wiadomo czy ta osoba zrezygnowała z tych planów. Nie wiadomo ile jeszcze osób może chcieć cię skrzywdzić. Jesteś moją żoną, a na tym świecie mam wielu wrogów. Jeśli będą chcieli choćby mnie osłabić to uderzą w mój najczulszy punkt. Moją jedyną słabość. Czyli w ciebie Cloe. Kocham cię, a to oznacza, że jesteś moją siłą, ale i zarówno największą słabością.

Opuściliśmy samochód i udaliśmy się do budynku. Za nami podążało dwóch ochroniarzy.

Lekarz ocenił stan mamy jako bardzo dobry. Komórki nowotworowe zostały całkowicie zniszczone. Mama przechodzi ostatni cykl leczenia i powiedział, że tak właściwie za miesiąc może opuścić oddział onkologiczny. Co do jej stanu psychicznego określił go bardziej jako brak chęci powrotu do zdrowia. Uważa, że mama nie chce wyzdrowieć i robi wszystko, by to się nie stało. Powiedział, że jej psycholog stwierdził, że albo nie chce wyzdrowieć. Twierdzi, że mama inaczej zachowuje się kiedy jest sama, a inaczej gdy jest obserwowana. Cholera! Chyba wiem dlaczego tak jest.

Po rozmowie lekarz zaprowadził nas pod salę mamy.

- Kochanie poczekam tu na ciebie. Dam wam pół godziny.

- Dziękuję.

Ucieszyłam się, że będę mogła zobaczyć się z mamą sama. Będziemy mogły chwilę porozmawiać. Alex otworzył przede mną i weszłam do sali. Mama siedziała na parapecie i spoglądała się przez okno. Nawet nie spojrzała kto wszedł do środka. Odwróciła się w moją stronę dopiero kiedy się do niej odezwałam.

- Mamo...

- Cloe? Co ty tu robisz dziecko? Miałaś się ukryć.

Podbiegłam do niej, a ona wstała i objęła mnie. Cudownie było być znów w jej ramionach.

AlexanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz