Paweł: rozdział 8 - Telefon od syna (cz.1)

40 11 2
                                    

W pomieszczeniu panował mrok, a do tego kończył się wrzesień i noce przychodziły coraz szybciej. Oczy go bolały. Nic dziwnego, że Damianowi popsuł się wzrok, skoro musiał wszystko robić przy takim oświetleniu. Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? Nawet jak zapaliło się światło, to żarówka była tylko czterdziestowatowa. Nic nie zmieniała, a on od kilku lat nie naprawił kontaktu w jego pokoju i chłopakowi służyła tylko mała lampka nocna przy łóżku. Dlaczego Paweł nie pomyślał o tym, gdy syn z nim mieszkał? Dlaczego tak wielu rzeczy nie zauważał? Dlaczego? Odpowiedź była oczywista, bo był pijany. Ciągle był pijany i nie dostrzegł, jak bardzo cierpi jego własne dziecko. Na szczęście, w życiu chłopca pojawiła się pani Daniela i zajęła się nim. Na szczęście pojawił się Marek, który za każdym razem stawał w jego obronie. Na szczęście pojawiła się Samanta i dała mu to, co jest w życiu najcenniejsze. Dała mu miłość i dała mu przyszłość. Oby ich historia napisała się szczęśliwie. Bez chorób, raka i umierania. Oby stworzyli wspólnie dom, którego jego synowi zabrakło i to nie przez śmierć matki, ani nie przez obojętność nieporadnej babci, ani nie przez dziadka zwyrodnialca, ale przez niego. Mieli tylko siebie, ale on wolał zapomnieć się w alkoholu, zamiast zająć się rodzicielstwem. Miał tylko syna, ale porzucił wszystko, co pozostało mu po Kasi. On był synem Kasi i wszystkim, co miał po zmarłej żonie, a jednak wyrzekł się go. Był beznadziejnym ojcem i zostanie jeszcze gorszym dziadkiem. Nieobecnym. Martwym.

Mimo zmęczenia, jakie Paweł odczuwał prawie przez cały czas. Mimo nudności i osłabienia, wstał z łóżka i podszedł do butelki whiskey leżącej na komodzie. Jack Daniels kusił swoim bursztynowym kolorem. Nigdy nie przestanie czuć chęci, by się go napić. Już na zawsze w jego sercu i głowie pozostanie alkohol. Wyciągnął rękę i sięgnął po listek z lekami. Paracetamol. Ostatnia tabletka, więcej nie miał i przez jakiś czas sobie na niego nie pozwoli, choć kosztował zaledwie pięć złotych. Mógłby ukraść, ale nie chciał dokładać sobie grzechów i tak już będzie się miał z czego tłumaczyć. Wielkie, malachitowe oczy pojawiły się z tyłu jego głowy i twarz drobnej piętnastolatki o czarnych włosach i śniadej cerze, która błagała go o życie. Widok, gdy jej drobne ciało porywa sunący po torach pociąg do dziś, mroziło mu krew w żyłach. Nic nie zrobił, nie uratował jej, a jak się okazało, była rodziną. Jego ojciec tylko go odciągał. Jak mógł nie rozpoznać własnej krwi? Była tak bardzo zmasakrowana. Praktycznie nie miała twarzy... Ona pierwsza będzie patrzyć na niego zimnym wzrokiem i nie zrobi nic – tak jak on nic nie zrobił – gdy będzie smażył się w piekle. Zasłużył, a ona zasłużyła na satysfakcję. 

Sara, miała na imię Sara...

Ponownie wyciągnął rękę w stronę butelki, ale tym razem również jej nie dosięgnął. Jego dłoń zawisła tuż przed strażnikami, jego aniołami. Przed zdjęciem opartym o czarną etykietkę, na którym uśmiechała się do niego drobna brunetka trzymająca na kolanach chłopca o równie czarnych włosach, ale nieco ciemniejszej cerze. Drobny i delikatny, o urodzie jak porcelanowa lalka, taki podobny do matki. Doskonali. Obydwoje. Więc, zamiast chwycić butelkę, raz jeszcze spojrzał na komodę. Biała kartka. Recepta, a na niej: Heperegen, Hydrochlorothiazidumoraz Spironolakton. Wszystkie leki, na które nie było go stać. Sięgnął po nią i schował do szuflady, gdzie leżały inne dokumenty mówiące o tym, że rak pożera jego wątrobę i nic nie jest w stanie zrobić, by to powstrzymać. Mógł myśleć o tym lata temu, gdy po raz pierwszy postanowił zapić się, aby zapomnieć o stracie. 

Mógł... ale tego nie zrobił. 

Teraz nie pozna własnych wnuków i jeśli jego syn nie postanowi wcześniej się ożenić, to prawdopodobnie nie doczeka nawet ślubu. Góra pięć lat. Tak mu zawyrokował lekarz, a było to ponad dwa lata temu. Był w połowie i to przy korzystnym obrocie spraw, a teraz nie miał leków. Spuchnie, będzie go boleć całe ciało, a jego stan się pogorszy. Nic na to nie poradzi, lepiej wróci na wersalkę, z której wstał, a gdzie spędzał ostatnio sporo czasu... i pomyśli o tej, z którą miał się niedługo spotkać, zanim ognie piekielne go pochłoną.

Za zamkniętymi drzwiami: Prawda [tom II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz