Samanta/Damian: rozdział 30 - Pięć światów Samanty (cz.5)

49 9 0
                                    


Miała na sobie prostą czarną sukienkę, którą naszykowała jej mama. Na czarnych rajstopach powstała dziura, odsłaniająca jej łydkę, a oczko pociągnęło się wysoko po udzie. Jej obcasy były rozrzucone w pobliżu, a jeden opierał się o pień zwalonego dębu. Siedziała skulona z brodą ukrytą w kolanach, które oplotła ramionami. Po jej twarzy spływały łzy, strumienie słonych kropli zalewały jej buzię, a sprzed oczu nie znikała jego twarz. Delikatny nieśmiały uśmiech i te wpatrzone w nią oczy, jakby była wszystkim, nieskończonością. Dlaczego musiał być to właśnie on? Z tym swoim granatowym sweterkiem i białą koszulką polo pod nim. Z tymi okularami na nosie, które ciągle nerwowo poprawiał. Z tymi swoimi liścikami wrzucanymi do jej szafki. Z głupimi prezentami, które znajdowała w plecaku, po powrocie do domu. Z szyją pachnącą kremem Nivea i tanimi perfumami. Dlaczego właśnie on? Przecież był nikim. Był pośmiewiskiem, był drwiną. Wszyscy to wiedzieli, wszyscy o tym mówili. Dlaczego musiał zakochać się akurat w niej? Dlaczego przyszedł tego dnia do jej kryjówki w lesie? Dlaczego to dla niej zrobił? Dlaczego był uległy? Dlaczego był posłuszny? Dlaczego jej posłuchał? Dlaczego się zgodził? Dlaczego go nie powstrzymała? Dlaczego to zrobi? Dlaczego TO zrobił...? Dlaczego się zabił? Dlaczego ona go... zabiła?

Jego twarz była wszędzie. Na jego szafce wisiało jego zdjęcie z czarną wstążką, a pod nią głupie dziewuchy kładły kwiatki i znicze. Nie znosiły go, śmiały się z niego, a teraz z pochyloną głową kwiliły nad szkolnym ołtarzykiem. Głupie, złośliwe jędze... patrzyły na nią z wyrzutem, gdy starała się nie spoglądać w tamtą stronę, gdy usiłowała udawać, że jest jej to obojętne. Wszystkie nosiły winę, ale to w niej dopatrywały się odpowiedzialności. "Przez ciebie się zabił", mówiły ich oczy. "Przez ciebie nie żyje..."

– Samanta... kochanie...

Usłyszała głos ojca i odwróciła się zaskoczona. Dlaczego jej szukał? Czy przecież właśnie nie był skoncentrowany na sobie? Na tworzeniu mistyfikacji przed ludźmi? Zastraszaniu ich? Gnębieniu? On pierwszy nie znosił słabości. To on jej tego nauczył, by pogardzać ludźmi słabymi... On jej to zrobił.

Rozejrzała się i zobaczyła, że nie jest sam. Zobaczyła bladą na twarzy matkę Damiana i jej zaskakująco niepasującego ojca. Wysokiego, przystojnego i barczystego mężczyznę, którego dłonie były jak bochny chleba, a włosy lekko opadały mu na czoło i przysłaniały czarne jak smoła oczy. Dlaczego Damian nie mógł być bardziej podobny do ojca? Dlaczego upodobnił się do chudej, drobnej i lekko upiornej matki, będąc wątłym i wrażliwym jak ona?

– Dlaczego płaczesz? – zapytał Marek.

Dlaczego płakała w dniu pogrzebu? On naprawdę zadał jej to pytanie? Potrząsnęła głową i przetarła dłonią twarz. Nie mogła powiedzieć prawdy. Musiała udawać, ale czy umiała?

– Nie chciałam... – wyszeptała i sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała.

– Czego nie chciałaś? – dopytywał jej ojciec.

– Zabić go?

Matka Damiana prychnęła oskarżycielsko i miała rację. Była winna. Ona to wiedziała. Ich wzroki się spotkały i odczytała to w jej spojrzeniu. Ona szukała winnego i go znalazła.

– Nie chciałam... – zdołała jedynie wyszeptać ponownie.

– Ty zrobiłaś ten film, prawda? Dlaczego?!

– Kasia... nie po to tu przyszliśmy... – napomniał żonę ojciec Damiana.

– Moja córka nie zrobiłaby czegoś takiego...

Ojciec był taki pewny tego, co mówił. Nadymał się, jak to robił, gdy chciał usilnie zachować pozory, stworzyć mistyfikację. Przecież byli tacy idealni. Mama nie miała depresji, ciocia nie czuła się piątym kołem u wozu, ona nie była porzucona, bo trzeba było się zajmować pozostałymi dziećmi, a ojciec nie próbował wszystkiego ogarnąć, tak by nikt nie traktował ich z pogardą, choć byli parodią rodziny. Podniosła głowę, patrząc podejrzliwie na ojca.

Za zamkniętymi drzwiami: Prawda [tom II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz