Rozdział 3. Małe śnieżynki.

3.7K 247 29
                                    

HUNTER

Tamta dziewczyna z kawiarni utknęła w mojej głowie na dobre. Minęły dwa dni, a ja mam ochotę tam pójść i przesiedzieć cały wieczór, tylko po to, aby ją ponownie zobaczyć. Nie chcę wyjść na jakiegoś stalkera czy kogoś podobnego, ale coś wewnątrz mnie mówi, że powinienem tam pójść i sprawdzić jej samopoczucie.

Widziałem łzy w jej oczach, jestem tego pewien. I to na pewno nie było wywołane tym, że ją przestraszyłem. Już jak podeszła do naszego stolika była dziwnie przybita, a jej dłoń drżała. Coś musi być na rzeczy, wiem to.

Rodzice wychowali mnie tak, że nie jestem obojętny na czyjeś cierpienie. Dlatego potem zapytałem ją, czy na pewno nie stała się jej jakaś krzywda. Musiałem się tego upewnić, bo w przeciwnym razie bym oszalał.

Chciałem do niej zagadać już wczoraj, ale jej nie zastałem w kawiarni. Był jakiś facet, a żebym nie wyszedł na jakiegoś idiotę, zamówiłem kawę na wynos i wyszedłem. Ale będę próbował do skutku.

- A tobie co? - Głos taty wyrywa mnie z rozmyślań. Spogląda na mnie z uniesioną brwią. - Czekasz, aż ten talerz ci odpowie czy...

- Bardzo śmieszne - sarkam. Tata parska śmiechem i podchodzi do szafki, z której wyciąga dwa kubki. - Mam... pewien problem. Z dziewczyną.

Ojciec zerka na mnie przez ramię z pytająca miną.

- Byłem dwa dni temu w kawiarni przy uczelni - zaczynam. - Pracuje tam taka ładna dziewczyna. I ona... mam wrażenie, że potrzebuje pomocy.

Mężczyzna przekręca się i opiera się tyłkiem o blat, po czym zaplata ramiona na piersi.

- Po czym to stwierdzasz?

- Cholera, nie wiem, ale ona... - Wzdycham ciężko. - Wyglądała na mocno przybitą. I jestem na sto procent pewien, że płakała.

Tata oblizuje usta i kiwa głową ze zrozumieniem.

- Miałem to samo z twoją mamą - mówi cicho. - Już po pierwszym spojrzeniu na jej twarz wiedziałem, że kryje w sobie ogromny ból i cierpienie. No i nie potrafiłem trzymać się zbyt daleko.

- I co zrobiłeś?

- Isey sama do mnie zadzwoniła, po tym, jak powiedziałem jej, że czasami warto się komuś wygadać - wyznaje, a w jego głosie czai się nutka nostalgii. - Rozmawialiśmy coraz częściej, potem doszły spotkania na żywo, aż w końcu przepadliśmy.

- A co ja mam zrobić? - pytam.

- Nic na siłę, synu. Czasami wystarczy podmuch, aby złamani ludzie poszli na dno. Możesz pokręcić się wokół kawiarni, ale daj jej samej zdecydować.

Jęczę z udręką i dociskam czoło do blatu.

- A skąd będę wiedzieć, czy się nie narzucam?

- Masz moje geny, poczujesz, kiedy nadejdzie ten idealny moment - śmieje się, po czym klepie mnie po ramieniu.

Zabiera kawy, po czym zostawia mnie samego z plątaniną myśli w głowie.

Wzdycham ciężko i kończę swoje śniadanie. Mam dziś trening dwadzieścia minut po skończeniu zajęć, ale podejdę do niej jak tylko go skończę.

Zbieram wszystkie swoje rzeczy i ruszam w stronę drzwi. Jak tylko je otwieram, szybko je zamykam, słysząc bieg Naddie. Z uśmiechem kucam i porywam ją w swoje ramiona.

- Buzi! - piszczy, ściskając paluszkami moje policzki.

Śmieję się głośno i wykonuję jej polecenie. Chwilę później obok mnie pojawia się Josie. Kładzie plecak na ziemi i sięga po swoje buty.

CALL ON ME | Call Me #4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz