Rozdział 36. Definicja szczęścia.

3.5K 297 24
                                    

LACEY

– Witamy w Cherries, co mogę pani podać? – pytam kobietę siedzącą przy stoliku w kącie.

Zamieram z ołówkiem zawieszonym nad notesem, gdy orientuję się, że przede mną siedzi moja własna matka. Serce zaczyna walić jak szalone i ledwo udaje mi się przełknąć ślinę.

Nie spodziewałam się jej tutaj. Zwłaszcza w pierwszym dniu pracy po krótkiej przerwie. Ze względu na stan Huntera Jake pozwolił mi wziąć sobie kilka dni wolnego, a ja przez ten czas trwałam przy jego boku.

Jego stan ostatnio bardzo się poprawił. Poszedł na kilka wizyt i terapeuty i razem doszli do wniosku, żeby jeszcze na jakiś czas zrezygnował z treningów i meczy. Mężczyzna polecił mu, aby porządnie wypoczął i nabrał sił. Cieszę się, że nie był to epizod depresyjny, tylko ogromne przytłoczenie i zmęczenie. Nie potrafiłabym patrzeć na jego ból.

Gdy sobie przypomnę, jak Hunt opowiadał mi o swojej pierwszej wizycie w gabinecie terapeuty, na policzki od razu wstępują rumieńce. Hunt twierdzi, że to tylko i wyłącznie dzięki mnie, nie popadł w dołek i tak szybko z tego wyszedł. Twierdził, że gdyby mnie nie było obok, załamałby się całkowicie.

Potrząsam głową i próbuję skupić się na teraźniejszości. Cholera jasna, moja matka tu jest i ewidentnie na mnie czeka!

Szczere powiedziawszy, nie miałam żadnych oczekiwać co do tego, czy moja matka w ogóle zechce się ze mną skontaktować. W przypływie impulsu rzuciłam się w jej stronę z serwetką z moim numerem, jednak po cichu liczyłam na to, że zadzwoni. A zamiast tego, ona przyszła tutaj.

– Skąd wiesz, gdzie pracuję? – Marszczę brwi.

Kobieta wzdycha i zaczyna bawić się obrusem.

– Chciałam do ciebie zadzwonić już trzy razy, ale za każdym razem stchórzyłam – odzywa się w końcu. – No i... parę razy widziałam jak tu wchodzisz, więc dziś zebrałam się na odwagę.

Rozglądam się wokół i upewniam się, że żaden klient nie czeka na swoje zamówienie. Następnie unoszę dłoń, dając jej tym samym znać, że ma chwilę na mnie poczekać. Idę na zaplecze, gdzie Susie rozmawia właśnie przez telefon ze swoim tatą. Szeroko otwiera oczy, kiedy mówię jej, kto do nas przyszedł. Obiecuje, że zajmie się klientami, a ja mam na spokojnie porozmawiać z mamą. Robię nam po kawie, a później na miękkich nogach ruszam w jej stronę.

Czas zamknąć ten etap życia.

Siadam naprzeciwko kobiety, która jest dla mnie teraz kompletnie obca. Owszem, chcę ją jeszcze raz na spokojnie wysłuchać, ale wiem, że cokolwiek by nie powiedziała, to nic nie zmieni. Nie zmieni tego, że mnie porzuciła i nie walczyła o swoją jedyną córkę.

– Nie przyszłam się tutaj spowiadać, ani błagać cię, abyś odnowiła nasz kontakt – wyznaje po długiej ciszy. – Chcę... cię tylko przeprosić, za wszystko co ci zrobiłam. I życzyć ci wspaniałej przyszłości przy boku twojego chłopaka. On robi dla ciebie to, co ja powinnam. Bronił cię jak lew i nie opuszczał ani na krok.

Mruga kilkukrotnie, ale łzy i tak pojawiają się w jej oczach. Bierze drżący oddech i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem.

– Cieszę się, że miałam możliwość spotkać cię po raz ostatni, już jako dorosła kobieta – mamrocze, wyciągając rękę, aby potrzeć mój policzek. Pozwalam jej na to, kompletnie zamrożona. – Jesteś taka piękna... I tak świetnie radzisz sobie beze mnie... Ale to dobrze, bardzo dobrze.

Mam wrażenie, że coś ją właśnie opętało. Mówi jakby nie do końca kontaktowała, albo była porządnie pijana lub na haju.

Spoglądam na nią spod zmarszczonych brwi. Matka wstaje z swojego miejsca, pochodzi do mnie i składa pocałunek na moich włosach, po czym kieruje się w stronę drzwi.

CALL ON ME | Call Me #4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz