Epilog. Miłość ma zapach wiśni.

5.2K 292 46
                                    

HUNTER

Czas zapieprza nieubłaganie. Zanim się obejrzałem, jest już początek kwietnia, a nasza drużyna za dwa tygodnie weźmie udział w finale, jestem tego pewny. Musimy odebrać przeciwnikom Puchar Stanleya, który przez ostatnie lata gościł u  nas najczęściej.

Raz dwa wyszedłem z przygnębienia, które pojawiło się u mnie na ślubie Jake'a. Teraz nawet już o tym nie pamiętam, a to wszystko dzięki Lacey. Ona jest światełkiem w moim życiu, które przegania najgorsze koszmary.

I o dziwo, nie tyczy się to tylko mnie. Lacey tak bardzo wspiera Cody'ego, że nigdy bym nie pomyślał, że on może aż tak mocno zaprzyjaźnić się w dziewczyną. Pewnego dnia, gdy wróciłem do domu po wizycie u terapeuty, zastałem ich w salonie grających na konsoli. Może i Lacey nie szło najlepiej, ale przynajmniej się starała i dotrzymywała mu towarzystwa. A Cody się uśmiechał i chichrał jak głupi, więc to, co chciała zrobić, podziałało.

Jej urok zwalił na kolana nas obu. Ale to ja mam to szczęście, że ona jest moją dziewczyną.

W dodatku w marcu były urodziny Maisie. Cody dość ciężko przeszedł ten dzień i chyba nadal sądzi, że nikt z nas nie wie, że wysłał jej prezent. Nie wiem, co w nim było, a sam ten czyn mówi, że mu nadal na niej zależy. Nie raz przyłapuję go, jak czyta ich stare wiadomości. Było ich mnóstwo, a teraz ich czat milczy od dłuższego czasu.

– Czy ty znowu zostawiłeś cuchnące skarpetki pod fotelem?! – słyszę jej krzyk.

Parskam śmiechem i wychodzę z pokoju, ale zatrzymuję się w progu i opieram o futrynę. Cody z zbolałym uśmiechem spogląda na Lacey, po czym przenosi spojrzenie na mnie, jakby szukał pomocy. Kręcę głową i wyszczerzam się w jego stronę. On zostawia śmierdzące skarpetki w salonie, to on musi poczuć co to gniew mojej dziewczyny.

– Tym razem to nie moja wina, tylko Goldie – burczy, wskazując na suczkę, która leży niewinnie na kanapie i wpatruje się w nich wielkimi oczami. – Możliwe, że zostawiłem je w pokoju, a ona je stamtąd wyniosła.

– Tam są trzy skarpetki, Cody – upomina go. – Więc skoro to wina Goldie, to jak długo tam leżą? I dlaczego ty tego nie posprzątałeś?

Kuzyn krzywi się i podnosi te cholerne skarpetki. Wzdycha ciężko, gdy unosi jedną i dostrzega ogromną dziurę na jej środku. Wyrzuca je do śmietnika, a te dobre zanosi do łazienki.

– Posortuj kolorami! – woła za nim.

Już nie potrafię powstrzymać śmiechu. Podchodzę do dziewczyny i otaczam ją ramionami, a następnie układam podbródek na jej barku.

– Zostawiasz nas sobie po kątach – zauważam, śmiejąc się głośno. – Podoba mi się to.

Lacey uśmiecha się dumnie i unosi brodę do góry.

– Ktoś musi go tego oduczyć – stwierdza.

Cody na pewno to słyszał, bo wychodzi z łazienki z jeszcze większym grymasem niż przedtem.

– Twoja dziewczyna to jakiś potwór. – Każdy z nas wie, że żartuje, bo na jego twarzy pojawia się uśmiech. – My rządzimy na lodzie, a ona tutaj.

– Każdy ma swoje królestwo – oznajmia.

Całą trójką wybuchamy śmiechem tak mocnym, że pewnie słychać nas w całym budynku.

Mocniej otulam ją ramionami, po czym wymieniam się znaczącym spojrzeniem z kuzynem. Na dzisiejszym meczu planujemy zrobić coś wyjątkowego i cieszę się, że Lacey nie śledzi hokejowych wiadomości, bo niespodzianka by się nie udała.

CALL ON ME | Call Me #4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz