Rozdział pierwszy

162 12 2
                                    

Wielka zaspa śniegu spadła prosto pod moje nogi. Westchnęłam. Stopą zatrzasnęłam za sobą drzwi od domu. Świąteczny stroik zakołysał się na boki. Chwyciłam łopatę do odśnieżania, odpinając smycz od haczyka obroży Haw. Od razu wbiegł w ośnieżone krzaki. Pokiwałam głową na boki. Odgarnęłam śnieg z patio, stopniowo oczyszczając schodki. Potarłam zimnym rękawem kurtki czoło.

- Nie zapomnij o ścieżce przed wejściem! - głos siostry doleciał z okolic uchylonego okna w kuchni.

- Właśnie to robię - mruknęłam pod nosem.

Nachyliłam się, żeby odrzucić do boku złamaną, oszronioną gałąź. Co roku Swanbary zasypuje jeszcze przed rozpoczęciem sezonu zimowego. Tafle jeziora ścina mróz. Drzewa uginają się pod ciężarem zamarzniętego lodu. Miasteczko zmienia się w jedną wielką białą pałać. Zmarszczyłam zaczerwieniony nos. Zamaszyście odgarnęłam zaspę. Haw radośnie zaszczekał. Nie przestałam odśnieżać, wołając go. Mimo to wciąż szczekał, coraz głośniej. Odwróciłam się z przyklejonymi do twarzy włosami, mrużąc oczy. Zacisnęłam grubą rękawicę na kiju od łopaty. Stał niedaleko w idealnie dopasowanej kurtce ze stojącym kołnierzykiem. Z ładną fryzurą pod błękitną czapką, którą dostał ode mnie na święta pięć lat temu. Haw skakał radośnie wokół jego dobrze zbudowanej sylwetki. Otworzyłam usta, po czym szybko je zamknęłam. Znowu przetarłam przedramieniem czoło, odgarniając wilgotne kosmyki na boki.

- Haw, do nogi! - krzyknęłam oziębłym tonem.

Pies nie zareagował, kładąc przednie łapy na jego dżinsach.

- Chyba nadal się ciebie nie słucha - powiedział.

Po chwili zaśmiał się, drapiąc naszego psa za uchem. Posłał mi promienny uśmiech, spoglądając na mnie jasnymi oczami. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, ponownie wołając:

- Haw, do nogi, ale już!

Pies zaczął biec w moją stronę. Odwróciłam się plecami do nich. Otworzyłam drzwi, przez które wbiegł Haw. Nie oglądając się, trzasnęłam za sobą. Usłyszałam, jak znów śnieg spada na patio. Opuściłam ramiona, opierając łopatę o ścianę.

- Czy to był? - Sadie w progu wycierała dłonie w ścierkę.

Spojrzałam siostrze w oczy, przytakując wolno.

- Cholera - szepnęła. - Nie wiedziałam, że Caden wrócił.

- Ja też - mimowolnie spojrzałam na drzwi, którymi przed chwilą weszłam.

- Wszystko w porządku?

- Lepiej nie było - zdjęłam rękawiczki.

- Ruby...

Sadie objęła mnie ręką w pasie. Położyłam głowę na jej ramieniu. Usłyszałam szuranie i głośno stawiane kroki w salonie. Tata stanął w progu ze zdezorientowaną miną.

- Pomożesz tacie ze świerkiem?

Pokiwałam, zdejmując buty wciąż w przedsionku. Oni skierowali się do kuchni, oddalając powoli. Sadie szepnęła parę słów do ucha taty.

- Poważnie? Przyjechał do Swanbary? - tata, aż zatrzymał się w pół drogi.

Wywróciłam oczami, odkładając szalik na półkę.

- Wiecie, że ja wszystko słyszę? - podbiegłam do nich z Haw przy nodze.

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz