Rozdział trzynasty

66 9 0
                                    

Przewróciłam się na drugi bok, wpatrując się w powiewającą na wietrze firankę. Księżyc oświetlał mój pokój. Przymknęłam powieki, kładąc się z irytacją na plecach. Zrzuciłam z siebie pościel, kładąc stopy na drewnianych deskach. Sięgnęłam po sweter, wciągając go przez głowę. Po cichu zeszłam na dół. Założyłam buty i kurtkę. Chwyciłam czapkę i szalik. Pokazałam palcem Haw, żeby był cicho. Zegar wybił drugą w nocy. Wyszłam na dwór, wciągając do płuc świeże, zimne powietrze. Uniosłam głowę, wpatrując się w niebo.

- Miałem swoje powody - szepnęłam, szybko zaprzeczając głową.

Westchnęłam głośno, zanurzając stopę w zaspie. Położyłam szalik na masce samochodu, siadając na nim. Podciągnęłam kolana pod brodę. Wyobraziłam sobie siebie obok Cadena odbierającą medal olimpijski. Najpierw się uśmiechnęłam, żeby po chwili przekląć w myślach. Drobne płatki śniegu powoli zleciały z gałęzi nade mną. Przeniosłam wzrok na patio, gdzie zapaliła się żarówka. Zaspany tata, okrywając się kocem, powoli zmierzał w moim kierunku. Oparł się o maskę samochodu, wpatrując przed siebie. Światło przed domem zgasło.

- Bezsenna noc, co skarbie? - zapytał ochrypłym głosem.

Przytaknęłam, cicho pomrukując. Obserwowałam unoszący się z moich ust kłębek białego powietrza.

- Jest jakiś powód? - tata spojrzał na mnie.

- Gdybym tylko była lepsza w jeździe... - szepnęłam cicho.

Pokiwał niespiesznie, posyłając mi serdeczne spojrzenie.

- To niczego by nie zmieniło i tak by wyjechał bez ciebie.

Zamrugałam szybko.

- Czemu tak mówisz? - przysunęłam się jeszcze bliżej niego.

- Nie wyjechałabyś stąd wtedy, nie z powodu mamy.

Opuściłam nogi bezwładnie nad ośnieżoną ziemią. Przygryzłam wargę. Tata objął mnie, schowałam się w jego ramionach. Pogładził moje włosy.

- Masz rację, nie wyjechałabym.

- Przecież wiem, głuptasie.

Odsunęłam się, ściągając do siebie brwi.

- Sądzisz, że Caden, o tym wiedział?

Tata uniósł kącik ust, szczelniej otulając się kocem.

- Możliwe - pokiwał. - Cóż na pewno nie chciał, żebyś kiedykolwiek stąd wyjechała. To jest twoje miejsce, kochanie. Swanbary od zawsze było twoim domem.

Otworzyłam lekko usta, wpatrując się w tatę. Na kilka sekund czas zwolnił.

- Ty tutaj jesteś, Sadie tutaj jest, mama tutaj była - przytaknęłam cicho.

- I wszystkie pozostałe wspomnienia, co?

Nieśmiało się uśmiechnęłam. Wszystkie pozostałe wspomnienia. Spojrzałam na okno siostry.

- Tato - powiedziałam, przeciągając wzrok z budynku na niego.

- Tak, kochanie?

- Bruce rozmawiał dzisiaj w barze z Sadie. Możliwe, że nie tylko ja dzisiaj cierpię na bezsenność.

- W porządku - wyprostował się, klepiąc mnie po ramieniu. - Zerknę do niej.

Pocałował mnie w czoło, dodając:

- Wracajmy, nie chcę, żebyś się rozchorowała.

Ześlizgnęłam się z maski samochodu, zostawiając w śniegu dwie głębokie dziury. Obejrzałam się przez ramię. Poczułam dziwną ulgę.

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz