Rozdział dwudziesty pierwszy

54 5 0
                                    

Ubierałam grubą parę skarpet, skacząc na jednej nodze w poszukiwaniu swetra, gdy krzyczałam z salonu:

- Sadie, jesteś już gotowa?!

- Za dwie minuty, a co ty już jesteś?!

- To wychodzę z Haw przed dom! - ułożyłam dłonie w tubę wokół ust.

Przywołałam psa, żeby założyć mu obrożę i otworzyłam wejściowe drzwi, wpadając na Jamesa pociągającego z zimna nosem.

- Ooo..., nie wyszłyście jeszcze, dobrze.

Zamrugałam i roześmiana strzepałam śnieg z jego czapki. Zaprzeczyłam głową, mówiąc:

- Właśnie wychodzimy, więc jeśli masz sprawę, to przykro mi spacer cię nie ominie.

Jęknął teatralnie, sięgając sobie drugą parę rękawiczek do ubrania z górnej półki. Haw zaszczekał radośnie, wybiegając na ośnieżone podwórze. Wskoczył prosto w największą zaspę. Sadie zbiegła po schodach i zatrzymała na nasz widok. Uśmiechnęła się niezręcznie do Jamesa, on uniósł dłoń i pokazał jej kciuka. Uniosłam brwi i zgromiłam ich pytającym spojrzeniem.

- Bruce nie jest już więcej waszym kłopotem - odparł, zamykając za nami drzwi.

Skierowaliśmy się w stronę lasu. Szłam przed nimi, rzucając co jakiś czas patyk psu. Obejrzałam się przez ramię i uśmiechnęłam na widok rozgadanych w szepcie towarzyszy.

- Przynieś patyk! No przynieś! - krzyczałam do Haw. - Mądry piesek, właśnie tak.

Pogłaskałam go po pysku, biorąc ponowny zamach gałęzią. Zakryłam usta, oglądając jak wysuszony patyk leci w stronę wyłaniającego się zza zakrętu Cadena.

- Co jest? - powiedział i złapał zręcznie gałąź.

Kiedy mnie spostrzegł, zaśmiał się głośno.

- Już czymś we mnie rzucasz! - podbiegł. - Nawet nie zdążyłem cię dzisiaj jeszcze czymś rozzłościć.

- To było przez przypadek - uniosłam kąciki ust.

- Jasne, ty i przypadek, coś nie dowierzam - droczył się i pstryknął delikatnie palcami w moje czoło.

Dramatycznie złapałam się w miejscu, gdzie powinno zaboleć.

- Już bijesz moją siostrę?

- To ona pierwsza brutalnie targnęła się na moje życie.

- Mówiłam, że to był wypadek - machałam rękoma na boki.

Caden objął mnie ramieniem i spojrzał z góry w moje oczy.

- Tylko się z ciebie trochę nabijamy, przecież wiesz - pogładził moje plecy. - A właśnie. Szedłem akurat do was.

Sadie uniosła brew.

- Organizujemy taki jakby bankiet z okazji wygranej, musicie przyjść.

- Organizujecie, wy?

James tryknął moją siostrę w bok, a ona szepnęła: No co?

- Przyjedziemy - odparłam szybko przyjaznym tonem.

Caden rozpromienił się, odetchnąwszy z ulgą. Stanął do mnie bokiem, rzucając daleko Haw patyk.

- Dziękuję Ruby - powiedział odwrócony plecami do mnie obserwując mojego bawiącego się psa. - Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, że... Naprawdę dziękuję.  

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz