Rozdział osiemnasty

46 6 0
                                    

Siedziałam wygodnie na kanapie po tym, jak pomogłam tacie z obiadem, przewijając kanały w telewizji. Na moim udzie spoczywał pysk Haw, który powoli zamrugał oczami. James wyszedł razem z Sadie jakiś czas temu, cicho do siebie pomrukując. Za oknem prószył lekko śnieg przez wiatr obijający się o szybę. Na parę sekund przerwało łącze, ale obraz wrócił, choć delikatnie zdeformowany. Odłożyłam pilota na bok, głaszcząc psa pomiędzy uszami. Kiedy rozległo się łagodne pukanie Haw zerwał się na nogi, biegnąc w stronę drzwi wejściowych. Odrzuciłam wełniany koc, podążając za psem w grubych skarpetkach. Uchyliłam drzwi, a przez próg do domu wszedł Caden. Strzepał zimny puch z niebieskiej czapki, marszcząc brwi. Haw zamachał ogonem radośnie, obchodząc nogi mężczyzny. Skrzyżowałam ręce na piersi, przenosząc cały ciężar na jedną nogę.

- Czemu tak nagle zniknęłaś? - zapytał, zdejmując kurtkę i rozpinając buty.

Bezmyślnie podałam mu kapcie, które założył od razu.

- Co? - mruknęłam, wpatrując się w jego zaczerwienione z zimna policzki.

Wciąż miał surową minę, ale jego ton w głosie złagodniał. Pogłaskał Haw, przechodząc obok mnie w kierunku salonu.

- Miałaś zaczekać - mówił, oglądając się na mnie przez ramię. - Skończyłem wywiad chwilę później, a po tobie żywego ducha nie było.

Wróciłam do salonu, zatrzymując się obok niego. Podrapałam się po karku, wzruszając niby od niechcenia ramionami.

- Nie chciałam ci przeszkadzać. Wyglądało, jakbyś dobrze się bawił.

- Było fajnie, było fajnie, dopóki nie poszłaś - westchnął, siadając na blacie stolika do kawy. - Potem bez ciebie... - urwał i potrząsnął głową na boki. - Miałem ochotę sobie stamtąd iść.

Opuściłam zrezygnowana ramiona, siadając obok niego. Pomiędzy moimi nogami położył się Haw, pomrukując co chwila.

- Właściwie - zaczęłam skubać skórkę przy paznokciu - poczułam się nie na miejscu. Tak jakbym nie pasowała do twojego nowego życia.

Nastała cisza, przerywana dźwiękami, wydawanymi przez psa.

- Wiele nad tym myślałem - przytakiwał do swoich słów. - Pierwszym błędem byłoby założyć, że to ty nie pasujesz. To wszystko inne powinno się dopasowywać do ciebie w moim życiu.

Przekręcił głowę do boku, spoglądając na mnie. Wyglądał dobrze. Musiał się niedawno ogolić, bo szczecina zniknęła z jego brody. Włosy miał gęste, rozwichrzone w każdym możliwym kierunku. Przypominał chwilami swoją nastoletnią wersję.

- Ale mimo to wiele się zmieniło, co? - zapytałam spokojnie cichym głosem.

- Tak - odpowiedział smutno. - Trochę się pozmieniało.

Położyłam policzek na jego ramieniu, wyczuwając nikły zapach pianki do golenia.

- Niestety będzie się zmieniać - objął mnie, gładząc moje przedramię. - To nieuniknione.

Wolałabym wrócić do dni, w których beztrosko przekomarzałam się z nim i siostrą. Nie chciałam prowadzić z nim sentymentalnych rozmów. Nie chciałam omawiać z nim rozłąki, która nastąpiła przez jego karierę. Chciałam siedzieć przy nim tak jak teraz w czasie, który zatrzymał się w miejscu. Miałam tyle pytań, które cisnęły się mi na usta od jego powrotu, ale bałam się je wypowiedzieć z obawy o odpowiedź. Zamknęłam powieki, pozwalając sobie na chwilę złudnego szczęścia. 

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz