Rozdział dwunasty

68 6 0
                                    

Teatralnie pchnęłam Sadie do przodu.

- No dalej - cicho jęknęłam.

Odwróciła się gwałtownie, miażdżąc mnie spojrzeniem. Moja szczęka zazgrzytała z zimna. Naciągnęłam czapkę na uszy.

- Nie możesz przez tydzień leżeć odłogiem - jęczałam dalej.

- Nie dramatyzuj jak zawsze, nie tydzień, a cztery dni - westchnęła.

Przebierałam nogami ze zniecierpliwienia. Wepchnęłam ją prawie siłą do naszego lokalnego baru. Ciepło od razu uderzyło w zmarznięte policzki. Przełknęłam ślinę, zauważając masywne plecy ubrane w kraciastą koszulę.

- Cholera.

Sadie przymknęła oczy.

- Jeśli chcesz - złapałam ją za ramię - możemy już wyjść. Nie wiedziałam... Przepraszam, zawsze sknocę.

- W porządku - złapała dłonią za moją trzymającą w uścisku jej ramię. - Przecież wiem, że chce dla mnie dobrze. I tak kiedyś musiało to nastąpić. Nie mogę wiecznie go unikać.

Posłałam jej pokrzepiający uśmiech. Zza jej ramienia wpatrywała się we mnie jasna para oczu. Serce zabiło mi szybciej. Zamrugałam, uciekając wzrokiem. Sadie zajęła miejsca przy barze.

- To, co zawsze? - James rozpromieniony zarzucił ścierkę na ramię, pochylając się ku nam zajmującym miejsca na stołkach.

- Dla mnie coś mocniejszego - Sadie wykrzywiła usta. - Dla niej to, co zawsze - wskazał mnie podbródkiem.

- Się robi! - James zaśmiał się, posyłając mi zdziwione spojrzenie.

Obejrzałam się przez ramię na miejsce zajmowane przez Cadena. Uniosłam kącik ust, przenosząc wzrok na trzymany w jego dłoni kubek z herbatą. W tym samym czasie James postawił mój na blacie baru.

- Siostra nie w humorze, co? - delikatnie uderzył mnie w ramię.

- A weź, przestań. Lepiej podaj mi...

Wyszczerzył się, kładąc szklankę wypełnioną po brzegi alkoholem, lodem, miętą i pokrojoną limonką przed moją siostrą. Upiła łyk i zatrzymała wargi kilka milimetrów od krawędzi szklanki.

- Sadie - jego głos był bardzo poważny.

- Bruce - odpowiedziała.

- Ruby - przeniósł powoli spojrzenie na mnie.

- Bruce - odpowiedziałam.

Palce Sadie lekko pobielały od mocniejszego zaciskania ich na szkle.

- Bruce - James powiedział.

- James? - Bruce zmierzył go wzrokiem.

Zaśmiałam się pod nosem, ale szybko odchrząknęłam, wpatrując się intensywnie w koszulę w kratkę Bruce'a. Między naszą czwórką nastała cisza. James subtelnie odszedł na drugi koniec baru. Zaczęłam pić swoją herbatę, nawet mimo tego, że parzyła mnie w usta.

- Chcesz mi coś powiedzieć? - Sadie pociągnęła długi łyk drinka, opróżniając połowę szklanki.

Skuliłam się lekko. Już miałam się odezwać, kiedy Caden usiadł obok mnie. Uśmiechnął się lekko, widząc moją herbatę. Bruce zerknął na niego, mówiąc do mojej siostry:

- Możemy porozmawiać na osobności?

Wywróciła oczami, opróżniła szklankę do końca, z impetem odstawiając ją na bar. James skrzyżował ramiona na piersi, udając, że słucha już niezbyt trzeźwego klienta. Zeskoczyła sprawnie ze stołka, odchodząc wraz z Bruce'em.

- Myślałem, że zaraz mu przywali - Caden zagwizdał.

Nachyliłam się do przodu, milcząc.

- Co jest? Ruby?

- Nic, po prostu nie mów o sprawach, o których nie masz pojęcia.

Zmarszczył brwi, przeczesując palcami włosy.

- Masz rację, to wyglądało na coś poważnego.

Westchnęłam, nachylając się bliżej niego.

- Oni byli, tak jakby zaręczeni - z każdym słowem przyciszałam głos. - Na całe szczęście Sadie dowiedziała się o jego długach, zanim się pobrali.

Kiedy skończyłam szeptać, uniosłam wzrok. Jego twarz była zbyt blisko mojej. Szybko się odsunęłam, po kryjomu rozglądając na boki.

- I nic jej przedtem nie powiedział?

Zaprzeczyłam głową, popijając herbaty.

- A to drań.

- Tak, zwłaszcza że na początku kompletnie się tego wypierał - prawie oplułam sobie podbródek. - Ostro się kłócili.

- Caden! - czyjś pijany głos przerwał nam rozmowę.

Obok nas stanęli trzej mężczyźni. Jeden z nich musiał przytrzymywać się baru, prawie dotykał mnie ramieniem. Caden wstał, rozdzielając nas sobą.

- Wieki was nie widziałem - zaśmiał się.

- Prawda, prawda.

- Swanbary nic się nie zmieniło, co?

- Tak, to prawda.

- A ty, co? Nic nie pijesz? - jeden z nich wymachiwał pustym kuflem.

Zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki wdech, mrugając.

- Jestem prawdziwym sportowcem, a ci nie piją.

- Właśnie, chłopie, co ty w ogóle tu robisz? Nie powinieneś gdzieś imprezować w wielkich miastach?

Chyba wzruszył ramionami.

- Nie no, a tak serio, czemu wróciłeś to tego zapyziałego miasteczka?

James dolał mi herbaty, wycierając blat szmatką.

- Miałem swoje powody - głos Cadena był teraz spokojny i ciepły. - Miłego wieczoru, panowie.

- Miłego, miłego - oddalili się.

Wrócił na stołek obok mnie. Zerknęłam na niego uśmiechnięta z zaróżowionymi policzkami, on zerknął na mnie uśmiechając się. Nagle poczułam czyjąś dłoń na czubku głowy.

- Zbieramy się, młoda.

Sadie ewidentnie zła stanęła obok mnie. Zeskoczyłam na podłogę. Sadie położyła banknot pod podstawką.

- Jedźcie bezpiecznie - Caden oparł łokieć o krawędź blatu.

Sadie spojrzała na niego wrogo. Zdziwił się, a potem spojrzał na mnie pytająco. Opuściłam głowę.

- Chodź Ruby - pociągnęła mnie w stronę wyjścia.

Przy drzwiach obejrzałam się jeszcze. Powoli obok niego siadała Nora. Szybko wyszłam i zabrałam od siostry kluczyki do naszego samochodu. Siadając za kierownicą, mruknęłam:

- Byłoby łatwiej, gdyby był kretynem.

- Co? - Sadie zapięła pas.

- Nic, mówiłam, że byłoby łatwiej, gdyby mężczyźni byli głupi.

- Przecież są - zamknęła oczy, opierając głowę o zagłówek.

- Wiesz, o co mi chodzi... Masz rację, masz rację, ale niestety nie wszyscy.

- Co on ci znowu nagadał? - uchyliła jedną powiekę.

- Właściwie nic - westchnęłam, odpalając silnik.

Uderzyła mnie.

- A to za co? - pisnęłam urażona.

- Nie zachowuj się tak, to ja miałam dzisiaj przesrany wieczór.

Prychnęłam, wyjeżdżając z parkingu.

- Dobra, dobra, zgadzam się z tobą. Faktycznie do dupy.

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz