Rozdział dwudziesty

43 4 0
                                    

Powoli zapadał zmierzch, kiedy wracaliśmy niespiesznie pod mój dom. Caden obejmował mnie ramieniem, cicho nucąc piosenkę, z której śmialiśmy się, będąc dziećmi. Położyłam na moment głowę na jego ramieniu. Śnieg zaczął drobno sypać, przykrywając wszystko jasną warstwą puchu. Z daleka wyłoniło się migoczące zza okna salonu światło. Weszliśmy na podwórze, łącząc dłonie w delikatnym splocie. Nagle lampka na patio zapaliła się, a w drzwiach wejściowych stanęła Sadie. Zauważając nas, wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersi. Caden zatrzymał się i uśmiechnął łagodnie do mnie, a potem pocałował krótko w policzek.

- Lepiej będzie, jeśli tu się pożegnamy.

Przytaknęłam, z niechęcią puszczając jego dłoń.

- Wracaj bezpiecznie - szepnęłam i skierowałam się w stronę patio.

Schowałam dłonie do kieszeni kurtki, przechodząc w drzwiach obok Sadie, która zamknęła drzwi od razu po przekroczeniu przeze mnie progu. Rozebrałam się w ciszy, czując na sobie jej przeszywające spojrzenie. Odwiesiłam szalik na wieszak, zakładając kapcie. Odezwała się dopiero w momencie pokonywania przeze mnie schodów.

- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytała za moimi plecami, wchodząc po stopniach za mną.

- Nie - odpowiedziałam po chwili.

- Jesteś pewna? - kontynuowała.

Zatrzymałam się w połowie drogi, odwracając przodem do siostry.

- A ty chcesz o tym porozmawiać? - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.

Westchnęła, opuszczając w dół ramiona.

- Nie chcę, żebyś znowu była rozczarowana. Wiesz, że uwielbiam Cadena, ale wciąż martwię się powtórką sprzed czterech lat - oparła się barkiem o ścianę.

Uścisnęłam ją szybko z szerokim uśmiechem na twarzy. Odwzajemniła go.

- Teraz jestem już starsza - usiadłam na stopniu podciągając kolana pod klatkę piersiową. - Zresztą... sama nie wiem, czy my...

Sadie usiadła obok mnie, klepiąc mnie po kolanie.

- Poczekamy, zobaczymy.

Przytaknęłam odrobinę rozpromieniona, spoglądają na nią pośpiesznie.

- Właśnie, a co w sprawie Bruce'a i Jamesa? Nic mi w końcu nie wyjaśniłaś.

Odchyliła głowę do tyłu z jękiem. Pomrukując, przetarła czoło cierpiętniczo.

- Szkoda gadać.

- Sadie - zaśmiałam się cicho.

- Dobra, dobra - uniosła ręce, zakładając je za kark. - Bruce chciał kasy.

- A to nowość - prychnęłam pod nosem.

Odpowiedziała na to krótkim, głośnym parsknięciem.

- James uparł się, że pogada z nim. Ja oczywiście nie chciałam go mieszać w takie sprawy. - Wywróciła oczami, mówiąc: - Nie szczerz się tak, nic między nami nie ma.

- Jasne, jasne.

- Serio!

- Ja wiem swoje, wiem, co widzę.

- Ta, a niby co takiego?

- Jego maślane oczy wpatrujące się w ciebie przy każdej możliwej sposobności.

Sadie zaprzeczyła szybko głową, śmiejąc się, zakryła usta dłonią.

- Powiedziała ekspertka związków - skwitowała to, przywołując gestem Haw.

- Jesteś okrutna! - delikatnie uderzyłam ją w ramię.

- Zawsze do usług - mrugnęła dowcipnie. - Zawsze do usług.

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz