Rozdział piąty

69 7 0
                                    

Zawiesiłam bombkę, pochylając się nad krzesłem. Spojrzałam na tatę rozplątującego z trudem łańcuch. Uśmiechnęłam się szeroko, zaraz spoglądając na nasze zdjęcie z mamą stojące na kominku. Płomień ogrzewał pomieszczenie, kiedy na dworze zaczęła się zamieć. Sadie wyjrzała zza framugi, pytając:

- Ktoś pukał?

Spojrzeliśmy z tatą na siebie, unosząc w tym samym czasie ramiona do góry. Sadie mruknęła coś pod nosem, wycierając dłonie w ścierkę. Zniknęła na moment, pojawiając się po chwili z rozbawieniem na twarzy. Posłałam jej pytające spojrzenie. Moja mina momentalnie zrzedła. Zza jej ramienia ukazała się zaśnieżona sylwetka Cadena. Tata stanął w miejscu, z łańcuchem trzymanym w dłoniach.

- Caden, chłopcze, co ty wyprawiasz w taką zawieruchę? - tata zaśmiał się serdecznie, odkładając splecioną ozdobę na poduszkę fotela.

Zza białego szalika Cadena, wyłonił się czarujący uśmiech. Jednym ruchem zdjął czapkę z głowy. Tata wyciągnął do niego dłoń na powitanie. Caden chwycił ją radośnie.

- Byłem niedaleko i postanowiłem się przywitać.

- Zawsze byłeś dobrym dzieciakiem - tata pomachał palcem. - Chodź, chodź - poklepał go po ramieniu. - Rozgość się, dawno nie rozmawialiśmy.

Caden spojrzał na mnie przelotnie, a ja szybko odwróciłam wzrok w przeciwnym kierunku, podnosząc splątany łańcuch.

- To nie jest dobry pomysł - powiedziałam.

Usłyszałam ciche westchnienie siostry.

- Tato, mamy jeszcze trochę roboty - kontynuowałam, zawieszając jeden z końców ozdoby na najniższej gałęzi drzewa.

Trzaski iskier ognia wypełniły ciszę.

- Mogę pomóc - Caden, zaczął zdejmować mokre od śniegu rękawiczki.

- Nie - wypaliłam nagle.

Tata zlustrował mnie po kryjomu. Odchrząknął i podrapał się po tyle głowy. Caden opuścił ramiona, zakładając materiał z powrotem na dłonie. Sadie wyszła do kuchni. Uśmiechnął się ciepło do taty, żegnając się z nim niespiesznie.

- Do zobaczenia Ruby - machnął w moim kierunku.

Wyszedł, zostawiając za sobą niezręczną atmosferę w salonie. Tata zabrał ode mnie łańcuch, cmokając.

- Ruby, kochanie, co to było?

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Przecież zawsze był u nas mile widziany. Nie powinnaś być dla niego taka nieuprzejma.

Wywróciłam oczami, wychodząc z salonu. Przeszłam szybko przez przedsionek, otwierając gwałtownie drzwi. Wybiegłam na zewnątrz. Wiatr miotał moimi włosami na każdą stronę. Zmrużyłam oczy, czując wpadające do nich płatki śniegu. Łapiąc się za ramiona pobiegłam w stronę Cadena. Usłyszał mnie. Zatrzymał się, odwracając. Stanęłam niedaleko niego, wpatrując się w jego oczy. Obraz przysłaniała mi szalejąca zamieć. Zza moich pleców dobiegało żółte światło żarówki z patio. Mój cień ciągnął się, aż pod pień pobliskiego świerku.

- Nie przychodź tu więcej! - krzyknęłam, ale mój głos cichł wraz z zagłuszającym go świstem wiatru.

Caden ściągnął do siebie brwi, naciągając czapkę na czoło.

- Przestań kręcić się w pobliżu! - trzęsłam się z zimna, stojąc po kolana w zaspie.

Para z jego ust, uniosła się ku niebu, kiedy prychnął.

- Naprawdę tego chcesz?! - odkrzyknął, zanurzając nos w szaliku.

Zamrugałam, zakładając fruwające pasmo włosów za ucho.

- Emm... tak... - powiedziałam, zaciskając wargi.

- Nie brzmisz na przekonaną - uniósł kącik ust. - Poza tym wiesz, że nigdy się nikogo nie słuchałem?

Przełknęłam ślinę, rzuciłam mu zirytowane spojrzenie, odwracając się od niego. Skierowałam powolne kroki w stronę domu, z trudem pokonując siłę wiatru.

- Ruby! Ruby! - jego głos był podłamany, ale parłam naprzód.

Szybko wbiegłam po schodach, wchodząc do przedsionka. Haw przybiegł do mnie, trącając mnie nosem w łydkę.

- Tylko ty też nie zaczynaj - szepnęłam do niego, głaszcząc delikatnie.

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz