Rozdział dziewiąty

67 8 0
                                    

Zdążyłam tylko przebrać łyżwy i wsiąść do samochodu, kiedy usłyszałam otwierające się po stronie pasażera drzwi. Caden usiadł spięty, patrząc przed siebie przez przednią szybę. Prószył delikatnie śnieg, który osiadł na jego wierzchnich włosach. Odwróciłam się do niego przodem, siadając bokiem na fotelu kierowcy. Zaczął bawić się swoimi palcami, przenosząc na nie wzrok. Siedziałam cierpliwie, włączając ogrzewanie. Szepnął:

- To dzisiaj?

Uchyliłam usta. Zahaczył swoim kciukiem o palec drugiej ręki. Podciągnęłam kolana pod brodę. Pokiwałam głową, mówiąc:

- Dokładnie pięć lat temu. Pięć lat temu mama zachorowała.

Wciąż przyglądał się swoim palcom, odwracając dłonie wierzchem do góry.

- Pamiętasz? - szepnęłam.

Przeniósł niespiesznie wzrok na mnie, opierając policzek o zagłówek. Przytaknął ledwo widocznie. Przyglądałam mu się tak przez chwilę. Powoli wsunęłam palce swojej dłoni pomiędzy jego. Zgiął je, dociskając do mojej skóry.

- Naprawdę przepraszam - mówił przez zaciśnięte gardło.

Westchnęłam, prostując nogi obok skrzyni biegów.

- Hej - powiedziałam łagodnie, lekko potrząsając naszymi dłońmi. - To w końcu twoje życie, a to był mój problem. Wiem, że to było jak kula u nogi.

Zaprzeczył szybko głową. Chwytając mnie za policzek, przytrzymywał moją głowę kciukiem za uchem.

- Nigdy - powiedział stanowczo. - Nigdy nie byłaś ciężarem.

Przygryzłam dolną wargę.

- Rozumiesz, nigdy.

Przytaknęłam, z trudem przełykając ślinę. Strzepnęłam roztapiający się śnieg z jego włosów. Opuścił rękę, kładąc ją na brzegu mojego fotela. Zastanawiał się nad czymś.

- Chciałbym wtedy zrobić tyle rzeczy inaczej.

- Tak? - zapytałam zbyt szybko, zbyt wysokim tonem.

Speszona szybko zamrugałam, chwytając kierownicę. Patrzyłam niespokojna przed siebie, nie poruszając się.

- Muszę już wracać do domu. Będą się martwić - oznajmiłam.

Podrapał się po karku zrezygnowany. Chwycił klamkę i powiedział:

- W porządku. Wracaj bezpiecznie.

Wyszedł z samochodu, cicho zamykając za sobą. Wypuściłam powoli powietrze, rozluźniając się w końcu. Przygryzłam paznokieć. Podjechał do niego, uchylając okno.

- Ty byłeś dla mnie ciężarem. Przez te cztery lata nim byłeś, ale nigdy tego nie żałowałam.

Nie odpowiedział.

- I kłamałam - wzięłam głęboki wdech. - To nigdy nie było przeszłością i raczej nigdy dla mnie nie będzie. 

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz