Rozdział trzeci

84 10 0
                                    

Doszłyśmy powoli pod nasz dom, dyskutując o planach na wieczór. Zatrzymałam się, puszczając ramię siostry. Wypuściłam nerwowo powietrze z ust. Stał przed patio z dłońmi w kieszeniach, z opuszczoną głową wpatrując się w czubek swojego buta. Spojrzał na nas, dopiero gdy weszłyśmy na ścieżkę. Przeszłam szybko, kierując się prosto do drzwi. Usłyszałam za swoimi plecami głos Sadie:

- Miło cię widzieć Caden.

Zaśmiał się. Wywróciłam oczami, szukając klucza w klapie kurtki.

- Wzajemnie - odpowiedział. Zmienił mu się głos, był niższy i bardziej zachrypnięty. - Cieszę, że chociaż ty tak uważasz.

Odwróciłam się do Sadie, przypominając sobie, że to ona zamykała, kiedy wychodziłyśmy. Wyciągnęłam w jej kierunku dłoń. Prychnęła rozbawiona, kładąc klucz na mojej puszystej rękawiczce. Unikałam patrzenia na Cadena, chociaż czułam, że specjalnie się we mnie wpatruje. Poczułam zimny płatek na skórze. Odwróciłam się na pięcie, zostawiając wgłębienie w śniegu.

- Trochę nas zdziwiłeś swoim powrotem - Sadie rzuciła na tyle głośno, żebym i ja to usłyszała.

Z trudem weszłam po oblodzonych schodach. Ze środka dobiegało szczekanie Haw.

- Cóż - odpowiedział. - Czasami wraca się do korzeni.

Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. Przekręciłam klucz w zamku, otwierając tym drzwi. Ciepłe powietrze uderzyło w moją twarz. Sadie poklepała go po ramieniu, mówiąc spokojnym tonem:

- Przykro mi.

Usłyszałam jej kroki. Gdy znalazłyśmy się w środku, położyła dłonie na biodrach.

- Nie - powiedziałam szybko. - O nie.

- Przecież nie przyszedł do mnie - odwinęła szalik.

Ściągnęłam śniegowce, kładąc wilgotną skarpetkę na kaflach.

- Skreślił to co... Skreślił naszą przyjaźń cztery lata temu.

- Daj spokój. Uwielbialiście się, dnia nie spędzaliście osobno.

Zdjęłam sweter, rzucając go na fotel. Pogłaskałam Haw po głowie.

- Właśnie - uśmiechnęłam się smutno. - Czas przeszły. To nie ja tego chciałam, to była jego decyzja.

- Jak uważasz - westchnęła. - Tylko później tego nie żałuj.

- Wiem, że ci ciężko, bo...

- Nie mieszaj w to moich zaręczyn - rzuciła sucho, wychodząc z pokoju.

Skierowałam się za nią do kuchni, gdzie szykowała już herbatę.

- Dlaczego? Powiedź w końcu, że tobie też jest przykro. Przecież nie jesteś robotem, masz uczucia.

- Pogodziłam się z tym i tyle - zalała torebkę, podając mi jeden z kubków.

Chwyciłam go, nadstawiając twarz na przyjemne ciepło pary.

- Jak uważasz - zerknęłam na nią i puściłam oczko. - Tylko tego nie żałuj.

Zaśmiała się, rzucając we mnie szmatką kuchenną.

- Nie bądź taka cwana.

Położyłam policzek na jej ramieniu.

- Może wyjdę na samolubną, ale ja tam się cieszę, że wróciłaś do domu.

- Powinnaś powiedzieć to komuś innemu - skwitowała, unosząc swój ciepły kubek.

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz