Rozdział ósmy

71 5 0
                                    

Zaspana ziewnęłam, zawiązując sznurowadło łyżew. Słońce leniwie wschodziło, oświetlając taflę lodowiska. Poprawiłam lekką spódniczkę do jazdy. Wjechałam powoli na lód, włączając utwór na telefonie. Odłożyłam go na barierkę. Zamknęłam oczy, ruszając przed siebie. Wykonałam obroty, unosząc złączone dłonie do góry. Wzięłam chłodny haust powietrza do płuc. Ruszyłam do tyłu, krzyżując stopy. Podskoczyłam, obracając się i lądując na jednej nodze z drugą uniesioną ku górze. Zacisnęłam pięść, oddychając z ulgą. Podskakując, zaczęłam kręcić się wokół osi i obniżać ciało, łapiąc się dłonią za łyżwę. Wyprostowałam się, znowu powoli sunąc do przodu. Rozprostowałam ręce, czując uderzające w moje ciało przyjemne, zimne powietrze. Otworzyłam szeroko oczy. Ktoś, jadąc za mną, chwycił mnie przy żebrach, unosząc lekko nad lód. Obróciłam głowę delikatnie. Dostrzegłam czubek głowy Cadena. Jechaliśmy tak kilka sekund, po czym opuścił mnie płynnie w dół. Jechaliśmy razem przed siebie, ja przylegałam plecami do jego klatki piersiowej. Przeniósł dłonie na moje ramiona. Oparłam o niego policzek. Nic nie mówił, tylko prowadził nas spokojnie po lodzie.

- Nadal dobrze jeździsz - miał poranną chrypę.

Przymknęłam powieki.

- Caden...

- Twoja siostra powiedziała mi wczoraj, że tu będziesz.

Obrócił mnie przodem do siebie. Jechałam tyłem, trzymana teraz przez niego w pasie. Spojrzałam mu w oczy.

- Nie powinieneś był wyjeżdżać - szepnęłam.

- Nie powinienem - szepnął.

Grzywka przysłoniła jego czoło. Odgarnęłam ją. Podrzucił mnie nad swoją głowę. Chwyciłam się dłońmi jego ramion, siadając na jednym z nich. Objęłam jego szyję, oparł bok głowy na moim udzie. Piosenka dobiegła końca. Nie przestał, jeździł w kółko. Zdjął mnie z siebie po kilku minutach, odkładając na lód. Powoli zjechałam po przodzie jego ciała. Stanęliśmy, prawie stykając się nosami.

- Mimo wszystko mnie zostawiłeś - niechętnie odepchnęłam się od jego brzucha. - Niedługo po tym, kiedy zmarła moja mama. Byłam załamana. Jeszcze to, co się wtedy stało.

- Ruby, wiem, że nawaliłem - powiedział, kiedy odjeżdżałam od niego po telefon.

Chwyciłam barierkę, uderzając o jej dół ostrzem. Caden stanął obok mnie, przejeżdżając dłonią po twarzy. Otworzyłam bramkę, stając na piance leżącej na korytarzu.

- Nie odchodź - opuścił ramiona.

Uśmiechnęłam się smutno, obejmując przedramiona. Opuściłam głowę, czując, że w oczach zbierają mi się łzy. Nie dałam im wypłynąć. Uniosłam podbródek, mówiąc trochę niewyraźnie:

- Mam wrażenie, że to ja już to mówiłam.

Pokiwałam głową, ruszając korytarzem. 

Zima w SwanbaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz