Rozdział 18

3.1K 155 26
                                    

Pisany z pomocą Yasei_no_yoru..
(Szykuj patelnię i pokrywkę od garnka.) CZYTAJ POD; MEGA MEGA WAŻNE

-Wróciłam!-krzyknęłam zamykając drzwi nogą. Camila wyciągnęła mnie na spore zakupy.

-Co mi kupiłaś?-zapytał Cameron podskakując jak małe dziecko.

-Jeśli wbijesz się w moje szpilki to trzymaj.-wyciągnęłam w jego stronę torby.

-Chyba jednak sobie odpuszczę.

-Miałam taką nadzieję Cameron.

Obładowana zakupami udałam się do swojego pokoju. Kiedy włożyłam je do szafy usiadłam na brzegu łóżka.

Zastanawiałam się, dlaczego Gilinsky ostatnio zaczął się tak podejrzanie zachowywać. Od razu przypomniały mi się te wszystkie sytuacje. Kiedy wpadłam na niego wybiegając z domu. Wtedy był... sobą. Zmienił się od przyjazdu Aarona. Stał się chamski i nie znał umiaru nawet jeśli rozmawiał z dziewczyną. Ostatni raz jego "prawdziwe oblicze" widziałam pałętając się po centrum.

Z racji tego, że następnego dnia miały być moje urodziny postanowiłam położyć się wcześniej. Znając Camerona i Aarona na sto procent coś wymyślą i z samego rana będę torturowana.

Wstając z łóżka zabrałam leżącą pod kołdrą piżamę. Udałam się do łazienki. Potrzebowałam długiego i ciepłego prysznicu.

Po wykonaniu wszystkich czynności w łazience wróciłam do pokoju.  Zmęczona wszystkim położyłam się otulając pierzyną. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam.

Rano z łóżka zerwał mnie dźwięk budzika. Wydostanie się spod kołdry było ostatnią rzeczą, którą miałam zamiar zrobić.

-Skylyn, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!-Cameron wpadł do pokoju jak poparzony.

-Co? O czym ty bredzisz?

-No wstawaj, masz dziesięć minut.

Kiedy tylko mój brat wyszedł z pokoju wyskoczyłam z łóżka. Złapałam pierwsze lepsze ciuchy i pobiegłam do łazienki.

W miarę uszykowana spakowałam książki do torby.
Prawie zabijając się o własne nogi zbiegałam ze schodów.  Dopiero po chwili zorientowałam się o co biega. Przecież jest sobota. Stałam jak słup soli na przedostatnim stopniu podczas gdy mój brat wraz z Aaronem wybuchnęli śmiechem.

-Cameron!-wrzasnęłam, a ten zaczął  jeszcze bardziej zanosić się ze śmiechu.

-Wszystkiego najlepszego!

-Bardzo śmieszne-skrzyżowałam ręce na piersiach udając oburzoną ich "niedojrzałym zachowaniem." -Poczekajcie tylko kiedy przyjdzie pora na was chłopaki.-rzuciłam na odchodne kierując się z powrotem na górę.

Była siódma rano, więc nie chciałam do nikogo pisać z obawą zbudzenia z "zimowego snu", który towarzyszył każdemu kiedy tylko nadchodził weekend. Nie całą godzinę później mogłabym przyznać, że się myliłam. Ku mojemu zaskoczeniu (które było dość spore) w drzwiach wejściowych moje oczy napotkały nikogo innego jak Jacka Gilinsky'ego.

-A ty co tutaj robisz?-zapytałam, mimo tego, że wiedziałam jaka będzie odpowiedź.

-Masz urodziny i chciałem dać ci prezent.-powiedział lekko zachrypniętym głosem.

-Dzięki, ale nie trzeba było.

Chłopak stający przede mną w frontowych drzwiach opuścił rękę, w której trzymał małe, ładnie zapakowane pudełko. Na  moment zapadła niezręczna cisza.

-Mogę wejść?-Jack spytał niepewnie, zupełnie jakby się wstydził.

-Jasne, Cameron, kolega do cieb..

-Właściwie to przyszedłem pogadać z tobą.

-No dobra, wskakuj. Zrobić ci herbatę?

Okej, mimo wszystko, nawet nie wiadomo co by się stało zawsze będę tą, która nawet wrogowi zaproponuje ciepłą herbatę, kiedy na dworze jest większa pizgawica, niż w niejednej chłodni. Jack tylko prztaknął, po czym udał się wgłąb schodów prowadzących na górę.



-Pomóc ci?

-Nie trzeba.-odpowiedziałam niosąc dwa kubki starając nie wylać się ich zawartości. Odstawiłam naczynia na biurko.

-To przyjmiesz ten prezent? W zasadzie nie jest urodzinowy. Chciałem cię przeprosić za to, jak zareagowałem, kiedy Sam i ty. Wiesz o co mi chodzi. I za sprawę z Johnsonem. To wszystko przez Milly.

-A co to dziecko ma wspólnego z tym wszystkim?

-To ona nastawiała mnie przeciwko wszystkiemu, a ja sam o tym nie wiedziałem. Byłem w nią cholernie zapatrzony.

-Jak w obrazek.-dodałam od siebie.

-Dokładnie tak.

Siedzieliśmy w ciszy wymieniając się co jakiś czas spojrzeniami. Nie lubię takich sytuacji, dlatego moje serce wybijało rytm jak do afrykańskiej piosenki. W końcu nie wytrzymałam i sięgnęłam po paczkę leżącą na  łóżku. Powoli zaczęłam pozbywać się ozdobnego papieru.

-Mam nadzieję, że ci się spodoba.-To były ostatnie słowa jakie usłyszałam tuż przed otwarciem prezentu.

Nerwowo odrywałam kawałki papieru, po czym przedostałam się do małego pudełeczka. Kiedy je otworzyłam, zamarłam.


*******************************************************************************

WITAM, POWRÓCIŁAM! NIE W TERMINIE, KTÓRY WYZNACZYŁAM, ALE POWRÓCIŁAM, NIE MIEJCIE MI TEGO ZA ZŁE :(

MAM KILKA SPRAW, MIANOWICIE:

1) NIEDLUGO KONIEC PRZYGODY SKYLYN I JACKA WIEC NAPISZCIE W KOM CZY FANFICTION WAM SIE PODOBALO :)

2) NA MOIM KONCIE MOZNA ZOBACZYC ZE ROZPOCZYNAM WYCZEKIWANA PRZEZ WAS DRUGA CZESC SOE :d MAM NADZIEJE ZE UCIESZY/LA WAS TA WIADOMOSC

3) NIE MAM POJECIA CZY JEST SENS PISANIA DRUGIEJ CZESCI OLW PONIEWAZ ZACZELA SIE SZKOLA A DLA MNIE TEN ROK SZKOLNY JEST "DECYDUJACY O PRZYSZLOSCI" JESZCZE O TYM POMYSLE

4)JESZCZE DZISIAJ DODAM KOLEJNY I PRZEDOSTATNI ROZDZIAL

NIE ZATRZYMUJE WAS DLUZEJ, MILEGO CZYTANIA :))


Our little world/Jack GilinskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz