𝑿𝑽𝑰𝑰𝑰

109 5 11
                                    

- Izrael...?... Izrael... Hej... Śpisz...?

- mm...

Izrael powoli i mozolnie otworzył oczy leżąc jeszcze w łóżku na boku. Przed sobą zobaczył Rzesze, który siedząc na kolanach przed łóżkiem delikatnie głaskał go po policzku już w pełni ubrany... Ale nie w swój mundur, tylko w zwyczajny płaszcz i sweter

- Guten Morgen mein Schatz...

- Dzieńdobry... - Izrael ziewnął zasłaniając sobie oczywiście przy tym usta - ah... Kochanie.. Co się dzieje?... Dlaczego jesteś nie w swoim mundurze?

- ... - Rzesza spuścił wzrok w dół - To nie ważne... Po prostu... Ehh... Chodź, wstań już powoli i uszykuj się, musimy gdzieś jechać...

- oh... A m- muszę z tobą?

- Nein... Ale byłoby mi miło gdybyś pojechał ze mną... Jeżeli nie chcesz... To zrozumiem-

Nagle Izrael złapał Rzesze za policzki i pocałował go dość długo i namiętnie

- Ah~... Heh~ Ty łobuzie~ A za co to było?~

- Żebyś już nie wygadywał więcej takich bzdur. Oczywiście że chce z tobą~

Rzesza westchnął z uśmiechem, po czym pomógł mu wstać i się szybko uszykować, później zjedli równie szybko śniadanie i ruszyli w drogę, tym razem do Reims we Francji. Przez całą drogę Izrael trzymał Rzesze za dłoń, mając palce splecione z jego palcami. Po minie Rzeszy był w stanie stwierdzić, że strasznie nie cierpił Aliantów...

Gdy już znaleźli się na miejscu, Izrael z zaciekawieniem patrzył przez szybę okna samochodu na miasto; bardzo różniło się od Berlina... Kiedyś nawet mu się nie śniło że kiedykolwiek znajdzie się we Francji... Aż we Francji. SS-man siedzący za kierownicą zaparkował przed wysokim, poważnie wyglądającym budynkiem praktycznie w centrum miasta... I wtedy Izrael zauważył Brytanię i Francje stojących na wejściu dyskutujących coś między sobą. Wyraźnie nie byli zadowoleni widokiem auta Rzeszy... Ale niestety musieli w końcu stanąć oko w oko

- Chodź Izrael, wychodzimy...

- O- oh, wybacz... Zapatrzyłem się...

- Heh... Na tych dwoje? Okropni są, prawda?

- ... Nie wzbudzają mojej sympatii...

- No właśnie.

Po tych słowach obydwaj wyszli z auta i stojąc bardzo blisko siebie skierowali się do wejścia gdzie przywitali ich właśnie Francja i Brytania, jak zawsze elegancko ubrani... W końcu obaj byli szlacheckiego pochodzenia, więc nic dziwnego że będą się prezentować po królewsku. Rzesza miał nieco skwaszony wyraz twarzy... Natomiast Brytania zimny, bez uczuciowy, strasznie poważny... A Francja o dziwo zmartwiony

- Ekhem. Cóż za niespodzianka, żeś raczył się pojawić, Ado-

- Rzesza.

- ... Rzesza. - Brytania spojrzał sie na niego pogardliwie - A gdzie twój mundur? Twoja narodowa duma?

- ... Nie przyszedłem tu, żebyś sobie ze mnie stroił żarty.

- Ja nie żartuje, obawiam się że aktualnie nie ma z czego.

Izrael przełknął głośno ślinę i zbliżył się do Rzeszy jeszcze bardziej. Sposób, w jaki Brytania traktował Rzesze był kompletnie pozbawiony szacunku...

- Brytania... Chodźmy już załatwić co mieliśmy załatwić... I miejmy już to z głowy.

Francja wyglądał na jeszcze bardziej zestresowanego

„𝑴𝒆𝒊𝒏 𝑺𝒄𝒉𝒂𝒕𝒛"                      𝐼𝑧𝑟𝑎𝑒𝑙 𝑥 𝐼𝐼𝐼 𝑅𝑧𝑒𝑠𝑧𝑎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz