Umowa

387 30 7
                                    

Następnego dnia wszystko było już gotowe każdy był już na swoich miejscach a ja odhaczałam wszystkie punkty z listy by niczego nie zapomnieć.

-Kwiaty są! Liczne koszyki czekoladowe są! Słoiki są! Maszyna do wydawania reszty w formie czekolady jest! Dobry nastrój JEST!-zauważyłam że przy drzwiach Willy się stresował byłam pewna że zrezygnuje ale w końcu otworzył drzwi i zaczął śpiewać, a po chwili cały sklep był w ludziach od najmłodszych po najstarszych. Każdy próbował czekolady koszyki były już w połowie pełne a nie które nawet już całe, a inne już się kończyły.

-Będzie udany biznes-powiedział chłopak podchodząc do mnie.

-Zgadzam się-odparłam i posłałam Willy'iemu uśmiech na co on odwzajemnił i oboje podeszliśmy do Całki(staruszek) by zobaczyć ile zarobiliśmy.

-Ten pan właśnie zostawił prawie 100 suwerenów-powiedział na co się ogromnie ucieszyliśmy.

-I tak trzymajmy-powiedział i spojrzał na mnie i wiedziałam że coś mu do głowy wpadło.

-Chodź za mną-powiedział i zaczął iść w stronę rzeki, a ja za nim. Okazało się że czekał mnie rejs statkiem zrobionym z pianki do o koła górki.

-Nitka spłacimy Skrubicz i będziesz wolna!-krzyknął do dziewczyny która była zajęta doradzaniem którą piankową chmurę trzeba wziąść ale pokazała nam kciuki w górę więc przyjęliśmy to na tak.

-Dziękuję jeszcze raz-powiedział.

-Nie dziękuj nie raz ci jeszcze pomogę-odpowiedziałam i położyłam swą głowę na ramieniu chłopaka, ale ta chwila nie trwała długo bo już zaraz klient ten co zostawił prawie 100 suwerenów zaczął krzyczeć na cały lokal na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, ale gdy go ujrzałam wiedziałam dlaczego. Jego włosy wraz z brodą z siwego koloru zmieniły się na granatowy i ciągle rosły. W tym czasie jakaś matka zaczęła krzyczeć że jej dziecko ma rudego wąsa który cały czas rośnie, Wonks podszedł i spróbował trochę kwiatów których jak się okazało była wina.

-Drodzy państwo mamy pewną usterkę, za żadne skarby nie jedźcie kwiatów!

-Ale czemu?

-Co się dzieje.

-Za późno.

-Moje włosy!

-Dzwońcie na policje!

Było słychać kilkanaście głosów na raz i zaczął się bałagan każdy oczekiwał zwrotu pieniędzy, rzucali czekoladą, rozbijali słoiki aż ta sama kobieta której dziecko dostało wąsa obcięła scyzorykiem linę z lampą, która spadła na drzewo i zaczął się pożar. Ludzie uciekali z budynku krzycząc i panikując. Willy gdzieś zniknął a reszta ekipy zaczęła gasić pożar, ujrzałam chłopaka na czekoladowym moście do którego pożar zbliżał się nie miłosiernie szybko.

-Willy! Willy!-krzyczałam a chłopak ani drgnął więc pobiegłam do niego sama słyszałam głosy telefonistki i innych ale olałam ich liczył się tylko chłopak i jego życie-Chodź za chwilę pożar nas do padnie-mówiłam.

-Dlaczego? Przecież wszystko było dobrze więc dlaczego?-gdyby nie pomoc Larego który zgasił pożar zbliżający się do nas to byśmy się spalili. Wszystko stopniało drzewo na którym półgodziny temu byłam szczęśliwa było czarne jak smoła wszystko było czarne od góry do dołu.

-Willy-zaczęła Nitka.

-Daj mu spokój Nitka pan Wonka musi pobyć sam na sam-powiedział starzec i wszyscy wyszli kierując się do Skrubicz i Bielarza zostawiając nas samych. Nie wiedziałam co mam powiedzieć pocieszyć go? Przytulić? Ale na odpowiedzieć czekać nie musiałam bo zanim chłopak zaczął kłaść swą głowę na mym ramieniu to do spalonego budynku weszli Szlagwart, Figielcukier i Wściubnos( autorka: pomyliłam się z imionami sorka) a za nimi...Moi rodzice.

-Gratulacje panie Wonka i pani Smith wasz sklepik został jakby to powiedzieć...

-Spalony-dokończył Wściubonos za Szlagwarta.

-Mama...Tata...

-Tak wezwaliśmy tu twoich rodziców by zabrali cię do siebie Olivio.

-Wracasz do domu dziecko!

-Nie nigdzie nie idę!

-Ależ po co się buntować drogie dziecko mamy dla ciebie i pana Wonki ofertę nie do odrzucenia. 10 000 suwerenów dla pana Wonki, dla rakunkowego, hydrauliczki, telefonistki, tego nieśmiesznego klauna pieniądze a co najważniejsze 30 000 suwerenów dla tej małej dziewczynki, która dostanie jeszcze więcej niż inni by mogła kupić sobie mieszkanie i jakieś tam zabawki-powiedział Figielcukier wyjmując pieniądze z teczki.

-To przez was mój biznes przepadł-powiedział Willy.

-Poprosiłem panią Skrubicz by nam pomogła i tak też zrobiła. Mówiłem panu że czekolada to czekolada, a nie jakieś wynalazki jakie pan robi-odparł Szlagwart-Pan panie Wonka wjedzie z miasta i nie zrobi pan żadnej już czekolady do końca życia, a pani Smith wróci do rodziców i zerwie jakie kolwiek kontakty z nimi, a w szczególności z panem Wonką.

-Co nie! Nie zgadz...

-Niech będzie idziemy na to.

_____________________________________

Od autorki:

Dziękuję bardzo za 30 obserwujących jak i za świetny odbiór tej historii, ten projekt wszedł mi przez przypadek do głowy i myślałam że po tygodniu go usunę ale był taki świetny odbiór że go pozostawiła. Dziękuję bardzo za każdy komentarz zawsze gdy je czytam jestem uśmiechnięta do monitora i zawsze sobie powtarzam że to był świetny pomysł by go zrealizować. Czekajcie na kolejne rozdziały które będą coraz bardziej trzymały w napięciu zwłaszcza że zakończenie będzie najmocniejsze. Kolejny projekt mam już w planach i zaczynam go realizować i pojawi się mniej więcej w maju przyszłego roku i będę liczyła na podobny odbiór co do tej.

Trzymajcie się cieplutko. Cześć!

MIŁOŚĆ DO CZEKOLADY-TIMOTHEE CHALAMETOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz