#James

28 8 8
                                    

Butler przeszedł ścieżką, wydeptaną przez turystów, którzy zapuszczali się w głąb lasu, by skrócić sobie drogę do zajazdu położonego przy szosie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Butler przeszedł ścieżką, wydeptaną przez turystów, którzy zapuszczali się w głąb lasu, by skrócić sobie drogę do zajazdu położonego przy szosie. Snajperka z dodatkowym tłumikiem, według jego własnego projektu, leżała schowana na dnie plecaka. Tak jak mu polecili, pozbył się doktora i to bez najmniejszego problemu. Fakt, że był z nim agent FBI, tylko dodawał smaku całej sytuacji.

Butler pogwizdywał cicho, czując rosnącą satysfakcję. Co prawda miał do lekarza jeszcze trochę pytań, ale nie mógł pozwolić, żeby ten wypaplał coś Greenwoodowi. Domyślał się, że agent lada moment postawi na nogi wszystkie patrole w okolicy. Nie przejmował się tym jednak. Jak zawsze umiał wtopić się w otoczenie. Buty trekkingowe, kraciasta koszula i czapka z daszkiem, a do tego broda zapuszczana przez kilka dnia, sprawiały, że wyglądał jak człowiek lasu.

Gdy w końcu znalazł się na szutrowym podjeździe, minął parterowy budynek pełen ludzi i skierował się w stronę zaparkowanego w cieniu vana.

Wrzucił plecak z ukrytą w środku bronią do bagażnika i zajął miejsce za kierownicą. Akurat w tym samym momencie telefon w jego kieszeni zawibrował.

– *Co to do jasnej cholery ma być?* – Usłyszał podniesiony męski głos.

Butler na wszelki wypadek odsunął telefon od ucha. Nie znosił, kiedy ktoś na niego krzyczał, ale w tej sytuacji musiał schować dumę do kieszeni. Policzył w myślach do pięciu i odparł chłodno:

– Zależy o czym… – zawiesił głos… – lub o kim pan mówi?

Głęboki wdech po drugiej stronie słuchawki i szmer na linii, wskazywały na to, że jego rozmówca stara się opanować emocje.

– *O chłopcu!* – rzucił w końcu.

Butler doskonale wiedział, co jego rozmówca ma na myśli, jednak postanowił wystawić cierpliwość mężczyzny na próbę.

– O chłopcu? – zapytał, tłumiąc uśmiech.

– *James Mosey, mówi ci to coś?*

– Hm, niech pomyślę. – Zastanawiał się głośno.

Ciche sapnięcie po drugiej stronie telefonu i szmer rozmów. Mężczyzna prawdopodobnie nie był sam, a ich rozmowę słychać było na głośniku.

– *Syn tej wariatki, Margaret Mosey. Oboje byli na twojej liście. Chłopak lat czternaście śpiewał w chórze kościelnym, który ona prowadziła, chodził do katolickiej szkoły, należał do lokalnej drużyny baseballa. Zniknął po jednym z treningów. Czy to odświeża ci pamięć… ?*

Butler miał wrażenie, że mężczyzna chce go zwyzywać od idiotów, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie mógł się odważyć, bał się Butlera, chociaż ten był jedynie jego podwładnym. Pionkiem na szachownicy.

– Tak, już sobie przypomniałem.

– *Jasna cholera, miała być żywa.*

– Sprawy się skomplikowały. Musiałem działać.

– *A dzieciak? Jego też zabiłeś? Nie chcę mieć na sumieniu jakiegoś dzieciaka.*

Łgarz – pomyślał Butler – tak jakby jedna ofiara więcej robiła mu różnicę.

Podejrzewał, że prawdziwym powodem, który zezłościł pracodawcę, jest strach. Strach przed porażką. Jeden błąd wystarczy, by prawda została odkryta, a winni wszystkich tych zniknięć ukarani. Słyszał trzęsący się głos mężczyzny i urywane oddechy innych, przysłuchujących się rozmowie w napięciu. Wszyscy bali się konsekwencji swoich czynów.

– Myślę, że nie ma się pan czym martwić. Musiałem zareagować, nie widziałem innej opcji.

– *Nie płacę ci za myślenie. Módl się, żeby nasza sprawa się nie skomplikowała* – odparł ostro.

Po tych słowach mężczyzna trzasnął słuchawką *Odważnie* – pomyślał Butler, zagryzając zęby. Wrzucił telefon do schowka i zabębnił palcami w kierownicę. Spojrzał na asfaltową drogę, którą przyjechał, ale nie odpalił silnika. Odwrócił się w stronę tylnego siedzenia.

– Nie lubię takich rozmów, a jeszcze bardziej nie lubię, gdy ktoś podnosi głos. Dorośli powinni panować nad emocjami, nie uważasz?

Chłopiec skulony na kanapie z tyłu spoglądał na niego z przerażeniem w oczach. Usta zacisnął w wąską kreskę. Nie spuszczał wzroku z Butlera.

– Twoja matka też często krzyczała.

Butler nie oczekiwał odpowiedzi, ale gdy chłopiec na moment spuścił wzrok, uznał to za ciche wyznanie.

– Zabierała cię na wizyty do doktorka?

Chłopiec skinął głową.

– Pamiętasz to?

Uniósł do góry przezroczysty woreczek z granatową, okrągłą tabletką w środku. James Mosey otworzył szerzej oczy, gdy zobaczył przedmiot w dłoni Butlera. Spoglądał to na porywacza, to na zawartość woreczka.

– Pewnie, że poznajesz. Szprycowali cię tym dosyć często – powiedział, nie spuszczając wzroku z chłopaka.

Nastąpiła długa cisza, przerywana dźwiękami dochodzącymi z zewnątrz.

– Zadziałało? – zapytał w końcu Butler.

Chłopiec przybrał marsową minę. Wcisnął się mocniej w oparcie fotela i nawet nie patrząc na mężczyznę, skinął nieznacznie głową. *A więc to prawda* – pomyślał Butler. – *Tabletka o pieszczotliwej nazwie Oko Hekate spełnia swoją funkcję. Pytanie jakim kosztem?* Podniósł tabletkę do słońca. Więcej mógł się dowiedzieć jedynie od doktora Chamberlaina, ale tego musiał zlikwidować.

– Widziałem – powiedział nagle chłopiec, przerywając rozmyślania Butlera.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Jej śmierć – kontynuował.

Kąciki ust zabójcy nieznacznie uniosły się do góry. Od razu zrozumiał, że chodzi o Margaret Mosey, chociaż słowo matka nie przechodziło chłopcu przez usta. James nie mógł być świadkiem wydarzeń, które rozegrały się w jego domu, dlatego że wtedy go tam nie było. A jednak mężczyzna wiedział, że chłopiec nie kłamie.

– Kiedy? – zapytał z zainteresowaniem.

– To była moja pierwsza wizja. Zaraz po tym, jak doktor dał mi to. – Chłopiec wskazał na zawartość woreczka.

Butler spojrzał uważnie na chłopca, a później przeniósł spojrzenie na tabletkę spoczywającą na swojej dłoni. Oko Hekate działało, pobudzało uśpione możliwości Wyroczni, a to oznaczało, że jego zleceniodawcy w końcu odkryli klucz do przyszłości.

Lista Butlera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz