#Oko Hekate

18 6 27
                                    

Wnętrze biura pozostawało skąpane w półmroku. Greenwood nie był w stanie nawet drgnąć, żeby włączyć lampkę, więc Spencer bezwiednie zrobił to za niego. Siedział przy biurku pochłonięty czytaniem akt. Nie zwracał najmniejszej uwagi na Greenwooda. Co jakiś czas mrugał oczami z niedowierzaniem, a jego rozbiegane spojrzenie pochłaniało kolejne linijki tekstu.

– Nie zadzwoniła – powiedział z wyrzutem Greenwood.

Spencer nie odpowiedział, więc agent z hukiem zamknął jedną z teczek. Prawdę powiedziawszy, nie miał ochoty zagłębiać się w akta Butlera. Jeśli chciał go dopaść, nie mógł pozwolić sobie na litość. A tą na pewno wzbudziłby w nim kolejne zdjęcia zmaltretowanego dziecka. Spojrzał na zieloną teczkę, którą jego partner trzymał w dłoni i odchrząknął znacząco.

– Co? – Spencer uniósł głowę. – A tak, ta kobieta. Dziwisz się? Bo ja nie. Gdybym coś wiedział, uciekałbym jak…

Spencer zamilkł, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Obaj z Greenwoodem momentalnie skierowali wzrok na telefon. Melodia nie cichła. Rozbrzmiewała natarczywie w uszach Greenwooda, który po chwilowym zamroczeniu ocknął się i odebrał.

– Halo.

To ja, Charlotte. Za pół godziny w klubie Juicy. Bądź sam, to wszystko wyjaśnię.

Spencer przysłuchiwał się temu z boku. Spojrzał na Greenwooda z oburzeniem i wskazał palcem na siebie.

– Prowadzę sprawę z partnerem. On też powinien być obecny przy tym spotkaniu.

O mały włos, a powiedziałby przesłuchaniu. Na szczęście w porę ugryzł się w język. Cisza. Musiała się zastanawiać, kalkulować, jakie ma szanse w razie, gdyby coś poszło nie tak. Greenwood zaczął już układać zapewnienie, że nic jej się nie stanie, ale Charlotte go ubiegła.

No dobrze, tylko wy dwaj.

– Jak cię znajdziemy? – zapytał.

Wręczył wizytówki kilkunastu osobom, nie wiedział, która z nich to Charlotte. Co prawda pamięć miał jeszcze na tyle dobrą, że pewnie rozpoznałby kobietę, gdyby tylko ją zobaczył, ale wolał dmuchać na zimne. Równie dobrze mogła chcieć pozostać niezauważoną, a gdyby uznała, że gra nie jest warta świeczki po prostu zniknąć.

– Powinienem wiedzieć, kogo mam szukać w tłumie – zaryzykował Greenwood.

Nie mógł stracić, być może istotnego świadka w sprawie. Charlotte pozostała nieugięta.

To ja znajdę was. Do zobaczenia w klubie.

Rozmowa została zakończona. Greenwood trzymał jeszcze przez jakiś czas telefon przy uchu, a później schował go do kieszeni koszuli.

– No. Jakby ją wyszkolić to zostałaby rasową agentką – zauważył Spencer z uśmiechem. – Jesteś pewien, że to nie pułapka?

Greenwood sam już nie był pewien, kto w tej sprawie jest kim. Przeciągnął dłonią po twarzy i zmęczonym głosem odpowiedział:

– Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie wyciągajmy jednak pochopnych wniosków. To słuszny ruch z jej strony. Narzuca nam warunki, bo się boi. Chce się spotkać w miejscu pełnym ludzi, a to oznacza, że sama obawia się o swoje życie. Nie ufa nam w pełni.

Spencer pokiwał głową, przyznając Greenwoodowi rację. Prawdopodobnie czekała ich rozmowa, mogąca zmienić tor śledztwa.

***

Charlotte co chwila zerkała przez ramię. Miała wrażenie, że coś przylgnęło do niej jak cień i nie chce jej opuścić. Granatowa tabletka ciążyła w kieszeni bluzy. Charlotte chciała pomóc w odnalezieniu zaginionych, chociaż tak naprawdę nie zastanawiała się dokładnie nad tym, w jaki sposób może to zrobić? Wiedziała tylko, że jest w stanie. Po prostu to czuła. Tak jak wtedy, kiedy to, czego doświadczyła w wizjach, działo się naprawdę, a cichy głos w jej głowie szeptał wiedziałam. Znów kierowała nią intuicja i przeczucie. Nie miała żadnego planu oprócz tego, żeby trzymać się w ukryciu i nie dać się oszukać.

Lista Butlera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz