Budynek w żadnym stopniu nie przypominał ruiny. Elewacja wyglądała na względnie zadbaną i z jakiegoś powodu nie została potraktowana sprayami ulicznych graficiarzy czy wandali. Wszystkie szpitalne okna były całe, a drzwi - jak zdążył zaważyć Greenwood - ktoś wymienił na nowe. Zamek i klamka błyszczały w świetle kieszonkowej latarki.
- Bezdomni urządzili sobie przytulne gniazdko? - rzucił sarkastycznie Spencer.
Podobnie jak Greenwood badał główne wejście. Najpierw omiótł światłem latarki futrynę, po czym poświęcił na klamkę. Spojrzał wyczekująco na Greenwooda. Agent wyciągnął z kabury Glocka i skinął głową na znak, że jest gotowy. Pchnął drzwi, ale te ani drgnęły.
- No tak, można się było domyślić - skwitował Spencer.
- Obejdziemy budynek i znajdziemy inne wejście.
Kiedy tylko odwrócili się, żeby odejść, coś cicho kliknęło za ich plecami. Greenwood odwrócił się z uniesionym pistoletem. Spencer wyciągnął swój i trzymając go w obu dłoniach razem z latarką, wycelował w drzwi, które w dalszym ciągu pozostawały zamknięte. Zapadła cisza. Ze środka nie dochodziły do nich żadne podejrzane dźwięki. Agenci spojrzeli po sobie, a kiedy Greenwood ostrożnie zbliżył się do wejścia i znów pociągnął za klamkę, drzwi ustąpiły.
- Wie o nas - szepnął do Spencera. - Trzeba wezwać posiłki.
Spencer wyglądał tak, jakby bił się z własnymi myślami. W końcu podzielił się nimi z Greenwoodem:
- Jeśli teraz odejdziemy, czekając na wsparcie, to on ucieknie.
Greenwood przyjął tę sugestię z pozornym tylko spokojem. Prowadził wewnątrzną walkę ze sobą. Nie powinni wchodzić sami do środka, a jednak Greenwood doskonale zdawał sobie sprawę, że jego partner ma rację. Czas działał na korzyść Butlera. Czekając na wsparcie, tylko zwiększali szansę swojego przeciwnika. Nie mogli siedzieć z założonymi rękami. Kto wie, co mógł zrobić Butler? Może planował się pozbyć dowodów, do których zaliczali się również porwani. Greenwood nie wybaczyłby sobie, gdyby komuś coś się stało. Opanował drżenie dłoni i zdecydował:
- Wchodzimy. Tylko zawiadom Jo, że mamy bydlaka.
Spencer skinął głową. Włożył latarkę w usta i uruchomił nadajnik, tym samym wysyłając sygnał alarmowy do bazy.
- Gotowy? - zapytał Greenwood.
Spencer przyjął wcześniejszą pozycję i potaknął.
- Gotowy.
Gdy przeszli przez próg znaleźli się w wąskim korytarzyku. Greenwood poczuł, jak adrenalina uderza mu do głowy, a serce łomocze w klatce piersiowej. Był przyzwyczajony do tego dziwnego stanu, jakim była mieszanka podekscytowania i strachu. Wiele razy wchodził do jaskini lwa. Jeśli i tym razem miał wyjść z tego obronną ręką, musiał zachować zimną krew. Uważnie rozglądał się na boki i nasłuchiwał dźwięków z otoczenia, próbując nie skupiać się na odgłosach własnego serca, które wygrywało dobrze znana mu melodię.
Po lewej znajdował się kantorek, gdzie dawniej prawdopodobnie czuwał stróż. Greenwood zerknął do środka. Stało tam stare krzesło, szafka na kartoteki i przewrócony stolik kawowy. Greenwood ruchem głowy dał znak Spencerowi, że nikogo nie ma i droga jest wolna.
Ruszyli w głąb korytarza. Nie licząc grubej warstwy kurzu, panował tu jako taki porządek. Żadnych aktów wandalizmu, oznak kradzieży czy śladów po bezdomnych. Greenwoodowi wydało się trochę podejrzane, że budynek jest w tak dobrym stanie, chociaż szpital zamknięto już jakiś czas temu. Ktoś musiał dobrze pilnować tego miejsca.
CZYTASZ
Lista Butlera
Misterio / Suspenso„Jestem jak cień. Nie da się mnie pokonać, zniszczyć. Można jedynie sprawić, że zniknę, rozpierzchnie się, ale tylko na chwilę. Zawsze będę gdzieś w pobliżu, zaraz za tobą, by w końcu wyłonić się z ciemności." Cole Butler to człowiek od brudnej rob...