Dzień wyjazdu Harry’ego przyszedł za szybko zdaniem Louisa. Omega pociągał nosem, żegnając się z alfą.
- Pilnuj go Zayn.
- Nie martw się, wydrapie oczy każdej omedze, która na niego spojrzy. - Zapewniał mulat, kładąc swoją torbę przy drzwiach.
- Masz w telefonie wszystkie numery. Nawet ten do mojego ojca. Dzwoń od razu, gdyby coś się działo. Mogę mieć przez jakiś czas wyłączony telefon, ale Lee, Zee i Des na pewno odbiorą.
Harry’emu również ciężko było zostawić omegę samą.
- Damy sobie radę. Możesz jechać spokojnie i szybko do nas wracaj. - Louisowi coraz lepiej wychodziło udawanie ciąży. Jeszcze tylko trochę ponad miesiąc. Słodko gorzkie wydarzenie.
- Nadal nie wiem, co to będzie. - Mruknął Harry. Nawet codzienne przynoszenie kwiatów nie pomagało.
Louis zignorował słowa alfy i odprowadził ich aż na podjazd.
- Wracaj do domu Louis! Nie możesz być chory. - Diana wyszła z domu i pociągnęła omegę za ucho.
- Ale, chcę się pożegnać...
- Masz minutę. - Fukneła, samemu wracając do pomieszczenia. Było zimno jak diabli.
- Do zobaczenia kochanie. - Harry złożył czuły pocałunek na ustach omegi.
- Kocham cię i to dziewczynka. - powiedział i owijając się szczelniej swetrem, wrócił do domu. Harry jeszcze przez chwilę stał w szoku na podjeździe. Dopiero ponaglenie Zayna wybudziło go z transu.
Gemma zawsze chciała mieć córkę...
Pierwszy dzień Louisa po wyjeździe Harry’ego, omega spędziła bardzo produktywnie. Rano taksówką pojechał do kliniki i wrócił tak samo po kilku godzinach. Potem rozmawiał z Harrym, który bezpiecznie dotarł do hotelu. Alfa zastrzegł, że przez jakiś czas może nie mieć możliwości korzystania z telefonu. Potem spędził sporo czasu na zakupach internetowych. Szczeniak w końcu będzie potrzebował dużo rzeczy.
Gorzej było już wieczorem. Louis miał wrażenie, że coś go rozkłada. Raz było mu zimno, a raz gorąco.
No pięknie. Już się bał opieprzu, jaki dostanie od Diany. Przezornie wysłał jej wiadomość, by nie przychodziła przez najbliższy tydzień. Jakoś może uda mu się wyzdrowieć do tego czasu.
Do tego doszły dreszcze i zawroty głowy. Postanowił położyć się do łóżka i przespać najgorsze.
Obudził się w środku nocy, zlany potem i cholernie potrzebujący. Dostał gorączki właśnie teraz, gdy nie było Harry’ego w kraju.
Chwycił za telefon i wybrał numer bruneta. Raz, drugi, trzeci... Cały czas nic. Cholera... Co ma robić, co robić? Miał dzwonić do innych. Do Zayna i Liama nie mógł, bo oficjalnie był w ciąży, więc nie mógł mieć gorączki. Został Desmond. Skrzywił się na samą myśl, ale co zrobić... Nie było innego wyjścia.
Ojciec Harry’ego odebrał niemal natychmiast. Louis w dość klarowny sposób jak na jego stan opisał alfie, po co dzwonił i dlaczego Harry powinien wrócić do Londynu.
- Chyba śnisz. Co mnie obchodzi twoja gorączka. Jeszcze zaciążysz, a ci teraz nie wolno! Radź sobie sam. - z tymi słowami rozłączył się.
Louis miał ochotę się popłakać. I to właśnie zrobił na początku. Potem wziął się w garść i powiedział sobie, że będzie silny. Pokarze temu pieprzonemu Desmondowi, że jest silną omegą i poradzi sobie sam.
No i poradził sobie. Przynajmniej przez pierwsze 30 godzin. Potem zwijał się z bólu tak mocno, że jedyne co chciał to alfy. Teraz nie było dla niego znaczenia, jaka to alfa, byleby to była alfa. Przeprosił w duchu Harry’ego i wybrał numer. Osoba po drugiej stronie odebrała po drugim połączeniu.
CZYTASZ
Omega and the City
FanfictionLouis jest małą omegą z niewielkiego miasteczka, ale z dużym bagażem doświadczeń. Jest też Harry, u którego omega ma wielki dług. Jednak przyjdzie taki dzień, że Styles poprosi go o niecodzienną pomoc. A kim byłby Lou, gdyby mu odmówił. W taki sposó...