Rozdział 7

738 37 1
                                    

- Ale jak to? Chyba źle się zrozumieliśmy. Panie Tomlinson nie chcę kończyć z Panem współpracy. Nie chcę i nie zamierzam. Nie przyjmuję tego wypowiedzenia. W umowie o pracę wyraźnie jest napisane, co się stanie, gdy pracownik nagle bez powodu odejdzie z pracy. Możemy nałożyć kary finansowe za złamanie umowy. Chyba tego nie chcesz? Poza tym obowiązuję cię okres wypowiedzenia. Jeszcze przez trzy miesiące jesteś zobowiązany pracować w przedszkolu. Czynnie pracować. Bezpłatny urlop się w to nie wlicza. A teraz proszę wracać do grupy. I nie chcę więcej słyszeć tych bzdur o zwolnieniu.

To nie była wina Louisa, że się popłakał zaraz po wyjściu z gabinetu kierownika przedszkola. To niebyła też wina Zayn'a, że po wysłuchaniu co się stało, zadzwonił do Harry'ego. I z pewnością nie było to winą alfy, że od razu skontaktował się z prawnikiem i 45 minut później był już w drodze do Doncaster.

Louis siedział z dziećmi na macie i układał klocki. Intensywnie myślał, co miałby zrobić i co powiedzieć Harry'emu. Przecież obiecał mu, że wszystko załatwi do dzisiaj. Westchnął pokonany. Malik uważnie obserwował przyjaciela. Nie chciał, by stres mu zaszkodził. Harry twierdził, że to załatwi, tylko gdzie on do cholery jest? Minęły już prawie cztery godziny od ich rozmowy.

Małe wilczki zaciekawiły się, gdy ktoś zapukał do sali. Był to siwiejący mężczyzna w średnim wieku. Omegi nie rozpoznały w nim żadnego z rodziców dzieci. Zayn podszedł do intruza, gdy Louis w tym czasie starał się zapanować nad szczeniakami.

- Lou? - Zayn podszedł do przyjaciela. - Ten Pan przyszedł do ciebie. - powiedział, zastępując przyjaciela w dotychczasowej pracy.

Zdezorientowany Louis podszedł do nieznanego mężczyzny. Jak na złość była to alfa. Nie może panikować, nie przy dzieciach.

- Tak? - zapytał piskliwie. Starał się utrzymać odpowiednio duży dystans pomiędzy nimi. Alfa jednak szybko go skrócił. Podeszła dwa kroki i wyciągnął dłoń na przywitanie. Louis się wzdrygnął i niepewnie podał dłoń.

- Dzień dobry Panie Styles. Greg Howard z kancelarii Howard & Evans. Do usług. Jestem tutaj z polecenia Pana alfy. Pański mąż niedługo do nas dołączy.

- Nie rozumiem. - wydusił zdezorientowany. Musisz oddychać. Nie można ci zemdleć. Powtarzał sobie jak mantrę.

- Jestem tutaj by arbitrażować podczas rozmowy odnośnie do pańskiej umowy o pracę, a raczej jej zerwaniu. - powiedział profesjonalnie.

- Zastąpię cię. Nie przejmuj się. - zapewnił Malik, skupiając się na szczeniakach.

XXX

Harry zadowolony z obrotu spraw pewnie wyszedł z budynku. Podziękował jeszcze adwokatowi za jego pomoc i poprosił o wysłanie faktury na jego adres. Louis stał z boku zdezorientowany. 

Nadal nie wiedział, jak to się stało, że nie tylko bez problemu dostał wypowiedzenie, ale również ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Mało rozumiał,z tego, co mówił Greg. Jakiś prawniczy bełkot, od którego jego były pracodawca od razu spokorniał.

- Dlaczego od razu mnie nie poinformowałeś o tym? - zapytał brunet, podchodząc do omegi.

- Nie chciałem zawracać ci głowy. Skąd się tu wyżąłeś tak w ogóle? - omega od razu poczuła się bezpieczniej przy boku znanej mu alfy.

- To nie jest zawracanie głowy. Mieliśmy sobie nawzajem pomagać. Następnym razem od razu do mnie zadzwoń, gdyby coś się działo. Nawet nie wiesz, jak się zdziwiłem, gdy Zayn do mnie zadzwonił.

- Kolaborant jeden. - mruknął Louis wkurzony na ingerencję Malika.

- I dobrze, że to zrobił. - starszy pogroził palcem.

Omega and the CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz