Louis doskonale wiedział, co musi zrobić. Najpierw zostawiał płaszcz i wszystkie swoje rzeczy w szatni. Miał już nawet swoją własną szafkę. Wyłączył telefon i położył go z innymi rzeczami.Gemma była podłączona do tyłu aparatur, że nie można było tam wchodzić z żadną elektroniką.
Po drodze witał się z każdą znajomą mu twarzą. Kojarzył praktycznie każdego. Zwłaszcza na trzecim piętrze, gdzie znajdował się oddział onkologiczny i ten specjalny, zamknięty gdzie leżała siostra Harry’ego.
Wjechał windą na odpowiednie piętro. Już po jej otwarciu słyszał irytujący i budzący niepokój dźwięk alarmu. Zawsze, gdy wybrzmiewał, na całym oddziale robił się popłoch. To tak jak wetkniesz kij w mrowisko. Nagle wszyscy zaczynają biegać i panikować.
Po chwili alarm ucichł, co wcale nie znaczyło, że zagrożenie minęło. Ktoś po prostu go wyłączył, by nie straszył innych chorych i ich bliskich. Walka o życie pacjenta pewnie nadal trwała.
Przy kontuarze, przy którym zawsze przebywały pielęgniarki była Evelyn, która była jedną z najmilszych kobiet, które tam pracują i Mrgareth, główna położna, za którą nie przepadał Louis. Pulchna kobieta w dojść wojskowych słowach kazała młodej pielęgniarce dzwonić do skutku. Eve ponownie wybrała numer i spojrzała na Louisa, odkładając słuchawkę.
- Dzięki Bogu, już Pan jest! - powiedziała z powagą.
Te słowa wcale nie podobały się omedze. Z paniką spojrzał w kierunku korytarza. Do sali Gemmy właśnie wbiegł kolejny lekarz. Louis wciągnął powietrze z paniką. To się po prostu nie może dziać. Nie teraz. On nie chce. Nie jest gotowy.
Czuł, jak ktoś nim potrząsa. Spojrzał nieprzytomnie na położną. Czuł, jak łzy spływają mu po twarzy. Po prostu go sparaliżowało.
- Panie Styles, proszę za mną przejść do pokoju lekarskiego. - powiedziała twardo.
- Nie. Gemma, ja muszę... - no właśnie, co? Wiedział, że coś musi zrobić, ale nie wiedział co.
- Przykro mi. Już nic nie może Pan dla niej zrobić. Teraz proszę pójść za mną.
Kobieta chwyciła go za przedramię i nie musiała użyć nawet żadnej siły, by pociągnąć Louisa za sobą do pomieszczenia.
- Panie Styles, proszę się skupić. - zażądała lekarka, popychając omegę na fotel. Louis był w takim szoku, że można było z nim zrobić wszystko. Evelyn podała omedze szklankę z wodą i przyłożyła naczynie do jego ust. Louis wziął łyka i wypluł zawartość z powrotem do szklanki, krzywiąc się na intensywny słodki smak.
- To glukoza. Cukier pomaga w takich sytuacjach - powiedziała, szeptem.
Do pomieszczenia wszedł kolejny lekarz. Był to ten, który zajmował się Gemmą od samego początku.
- Panie Styles. Bardzo nam przykro. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by jak najdłużej utrzymać Gemmę przy życiu. Nie mogliśmy dłużej tego ciągnąc. Jej organy po kolei przestawały pracować, co groziło sepsą i zapaścią. Właśnie przeniesiono ją na salę operacyjną. Obecnie trwa cesarskie cięcie. Proszę jeszcze raz przyjąć nasze kondolencje. Co do dalszych wytycznych, poinformuje Pana Pani Warren. - po tych słowach alfa wyszedł z pomieszczenia.
Louis całkowicie się rozkleił. Zaczął histerycznie szlochać, powtarzając, że nie chce, nie da rady tego zrobić. Chwycił się za włosy i pociagnał za nie. Nie chciał tu być i to sam. Potrzebuję Harry’ego.
Podskoczył, gdy pulchna położna uderzyła otwartą dłonią o biurko.
- Panie Styles, ma Pan trzydzieści minut, by się wypłakać i wyrzucić z siebie wszystkie te emocje. Proszę to zrobić nie dla Gemmy, a dla dziecka, które nie ma teraz nikogo innego niż Pana. Staramy się Panu to uprościć, jak możemy. Cała procedura przeprowadzona będzie przez bety. Szczenię pierwszym zapachem omegi, jaki poczuje, będzie Pański, więc proszę to z siebie wyrzucić, bo ono będzie czuć każdą złą emocję, jaką pan posiada.
CZYTASZ
Omega and the City
FanfictionLouis jest małą omegą z niewielkiego miasteczka, ale z dużym bagażem doświadczeń. Jest też Harry, u którego omega ma wielki dług. Jednak przyjdzie taki dzień, że Styles poprosi go o niecodzienną pomoc. A kim byłby Lou, gdyby mu odmówił. W taki sposó...