Rozdział 19

731 36 3
                                    

Powrót do pracy był trudny dla obu par. Ale musieli to w końcu zrobić. Na Louisa czekało rano niemałe zaskoczenie. Zdziwił się, gdy zobaczył na podjeździe samochód Lottie.

Dziewczyna wysiadła z auta i przywitała się z parą.

- Znów jesteś gruby. - zauważyła dziewczyna. Nadal nie mogła wyjść z szoku po tym, jak wpadła do domu brata i zobaczyła go bez brzuszka ciążowego.

Louis spuścił głowę zawstydzony swoimi kłamstwami.

- Dobrze, że wyglądasz już lepiej. Harry porywam go dzisiaj. Oddam ci go koło lunchu. - Lottie nie pytała. Tylko stwierdzała fakty. Typowa alfa...

- Ale Gemm...

- Spokojnie Lou. To też załatwimy. Pojedziemy do kliniki, potem na małe zakupy i do kawiarni na tiramisu. Wiem, jak na nie patrzyłeś, gdy mama je przywiozła. Znaj moją litość.

- Ok, Lottie. Dbaj o niego. - poprosił Harry, przytulając męża na pożegnanie.

Louis wszedł do samochodu siostry i zapiął pasy.

- To, co planujesz? - zapytał szatyn siostrę.

- To, co powiedziałam. Taki jest plan. Najpierw klinika, potem galeria handlowa. Pomyślałam, że poczujesz się lepiej, jeżeli będziesz mógł o tym porozmawiać z kimś innym niż tylko z Harrym. - stwierdziła blondynka, włączając wycieraczki. Znów padało. Taki urok Londynu.

- Coś w tym jest. - mruknął Louis. - Musisz zaraz skręcić. Poprowadzę cię. - Louis od razu wyłapał, gdzie się znajdują. Już powoli zaczynał rozpoznawać niektóre ulice Londynu.

- Ok. Nie ma problemu. Często tam jeździsz? - zapytała dziewczyna.

- Codziennie, chyba że coś mi wyskoczy jak gorączka lub wasz przyjazd. - przyznał Louis, smutniejąc. - Nie radzimy sobie z tym. Staram się tego nie pokazywać przy Harrym, bo i jemu jest ciężko, ale to jest trudne. Nie cieszę się na pojawienie szczeniaka. Bo jego narodziny są równoznaczne ze śmiercią Gemmy. - przyznał coś, co go trapiło od jakiegoś czasu. Bał się, że nie będzie w stanie pokochać tego dziecka, bo uśmierciło jego matkę.

- Robisz coś bardzo szlachetnego, wiesz? Dajesz tej dziewczynie ostatnią nadzieję. Harry mówił, że jego siostra zabroniła podawać jej silniejszych leków, by nie zaszkodziły dziecku. Trudno mi pojąć rozumem jak ogromną to musi być miłość, by poświęcić samego siebie dla drugiej osoby. Tylko omegi tak potrafią dla swoich dzieci.

Louis podciągnął nosem. Wiedział to. Gemma była wspaniałą osobą. Jest. Nadal jest. W końcu jeszcze żyje.

- Żałuję, że nie miałam możliwości jej poznać. - dodała po chwili młodsza.

- Nap pewno by cię polubiła. W końcu taka właśnie była. Kochana. - Louis rozkleił się na dobre. Lottie poklepała brata po udzie.

- Wypłacz się. To ci dobrze zrobi. Poczujesz się lepiej, gdy to z siebie wszystko wyrzucisz. - Zapewniła brata.

- Nie teraz. Teraz chcę ją zobaczyć i Darcy. Poczekasz na mnie w szpitalnej kawiarni? - zapytał z nadzieją, ocierając łzy. Tego się nauczył przez ostatnie miesiące. Pokazywać, że wszystko jest ok, gdy tak naprawdę był rozwalony od środka.

- Jasne Lou. Będę tutaj. - zapewnił, parkując na poboczu zaraz przy wejściu do kliniki. - Nie śpiesz się.

Co było pocieszające w tym, że Gemma była w śpiączce? Nie było widać, gdy jej stan się pogarszał. Wyglądała na taką spokojną, gdy spała.

Lekarze mieli też dobre wieści. Będąc w śpiączce, jej stan nie pogarszał się aż tak gwałtownie, jak przedtem. Louis musiał być dobrej nadziei. Może uda się to podtrzymać jeszcze dwa tygodnie dłużej, niż pierwotnie zakładali.

Omega and the CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz