Rozdział 19

37 1 0
                                    

Pół roku później

Koniec czerwca zawsze uchodził za błogi okres, jako iż było to lato, a ciepło i słońce sprawiało, że automatycznie każda ludzka istota miała w sobie więcej energii życiowej. Dla studentów, po zaliczeniu wszystkich egzaminów w sesji i otrzymaniu promocji na następny rok, był to szczególnie beztroski czas. Podobnie było też z relacją dwójki chłopaków, która wróciła już zupełnie do normalności, innymi słowy do szczęśliwego związku, w którym byli od momentu zamieszkania w Nowym Jorku. Obecnie ich jedynym zmartwieniem był powrót do Hawkins, aby odwiedzić swoje rodziny i przyjaciół oraz planowanie ich wspólnych pierwszych wakacji we Włoszech, na które mieli lecieć już za 3 tygodnie.
Tego dnia Mike miał odebrać chłopaka z pracy, po czym wspólnie mieli wrócić do mieszkania po walizki i kota, aby potem pojechać do domu. Will pracował na pierwszą zmianę, więc lekko przed 16 szatyn pojawił się pod kawiarnią na rogu, w której pracował. Po zobaczeniu przez okno bruneta, który krzątał się za ladą, na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Mike wszedł do środka i ustawił się w kolejce za dwiema osobami, które czekały, aby coś zamówić.
"Cóż za niespodzianka, wcale nie spodziewałem się, że cię tu dziś zobaczę" zażartował Will, kiedy szatyn stanął przed kasą.
"Serio? Przyszedłem tu tylko po kawę, nawet nie wiedziałem, że dziś pracujesz" drugi chłopak odpowiedział mu również żartem.
"W takim razie słucham zamówienia" odpowiedział brunet, uśmiechając się do niego.
"Hmm...niech pomyślę..." zaczął Mike, udając, że czyta menu zawieszone na ścianie i zastanawia się nad wyborem napoju. Przecież wcale nie było tak, że znał je na pamięć, przychodząc tu co najmniej raz w tygodniu, po zajęciach, aby pogadać z nim choć 15 minut.
"Poproszę mrożoną latte..."
"Z mlekiem bez laktozy i podwójnym karmelem? Tak się składa, że akurat taką mam" powiedział Will, stawiając przed nim kubek z kawą na wynos.
"Nieźle, nie wiedziałem, że potrafisz czytać mi w myślach" zaśmiał się szatyn.
"Po prostu zbyt dobrze cię znam. Daj mi 10 minut i do ciebie przyjdę" odpowiedział, po czym zniknął na zapleczu. Mike wziął swoją kawę i usiadł przy jednym z wolnych stolików, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Ich relacja była teraz taka, jaką mógł sobie wymarzyć. Bez żadnych tajemnic, dramatów i osób trzecich. Po prostu ich dwójka, czarno na białym. Czuł jakby miał to być początek czegoś większego i zupełnie nowego.

Wrócili do Hawkins późno w nocy, więc tego dnia obaj byli już na tyle zmęczeni, że po prostu każdy poszedł do swojego domu. Umówili się jednak na jutro, aby przejść się na spacer do swoich ulubionych miejsc, tak jak robili to zazwyczaj, kiedy odwiedzali rodzinne miasto. Następnego dnia wieczorem, godzinę przed ustalonym spotkaniem, Mike wydawał się być bardziej niespokojny niż zwykle. Krążył po domu bez celu, nerwowo sprawdzał godzinę i pilnował czasu, a także miał większy niż zwykle problem z doborem ubrania, do którego nigdy nie przykładał, aż tak dużej wagi. Osobliwe zachowanie chłopaka nie umknęło uwadze jego matki, która obserwując go z daleka od razu zauważyła, że coś jest na rzeczy.
"Krążysz po domu jak samolot, nie możesz choć na chwilę usiąść w miejscu?" spytała Karen, wchodząc do kuchni, w której był akurat Mike.
"Nie mogę chodzić po własnym domu? Chciałem się tylko napić" odpowiedział szatyn, wyjmując z lodówki sok pomarańczowy, po czym nalał go do szklanki.
"Powiesz mi o co chodzi?" dopytywała, krzyżując ręce na piersiach.
"O nic? Nie rozumiem twojego pytania" odpowiedział, wzruszając ramionami, po czym dopił resztę soku, który został w szklance.
"Chcesz mi powiedzieć, że zachowujesz się dziś zupełnie normalnie? Przecież widzę, że coś jest nie tak. Czym się tak stresujesz? Na pewno spotykasz się dziś z Willem?" kobieta nie dawała za wygraną i wciąż zarzucała syna pytaniami, aby tylko wciągnąć z niego jak najwięcej informacji.
"Tak, spotykam się z Willem. A z kim niby miałbym się tu spotkać?" odpowiedział, po czym wyszedł z kuchni jak gdyby nigdy nic.
"Strasznie się wystroiłeś jak na zwykły spacer, po miejscach, w których i tak nikogo nie spotkacie. Nie pamiętam kiedy ostatnio używałeś takiej ilości perfum, że czuć je od ciebie na kilometr" skomentowała, idąc za nim.
"Nie rozumiem co w tym złego. Nie mogę raz być bardziej elegancki? Po prostu mam taki humor i tyle" powiedział Mike, lekko podenerwowany insynuacjami matki, po czym usiadł na kanapie i wlepił wzrok w ekran telewizora, na którym leciał jakiś teleturniej dla millenialsów.
"Skoro twierdzisz, że to zwykła randka, a ubrałeś się tak, bo po prostu chciałeś wyglądać bardziej elegancko, to nie rozumiem po co się tak złościsz" odpowiedziała, siadając obok.
"Chociaż raz chcę być mężczyzną" mruknął pod nosem, mówiąc to bardziej do siebie niż do niej, jednak powiedział to na tyle głośno, że Karen, siedząc w bliskiej odległości, wszystko usłyszała. Gdy zobaczył jej zakłopotaną minę, stwierdził, że jednak wypadałoby wytłumaczyć co miał przez to na myśli, skoro i tak już zauważyła, że z czymś się kryje.
"Jeżeli powiem ci prawdę, nie będziesz na mnie zła?" odpowiedział, zwracając się do niej.
"Zależy co to będzie, ale postaram się przyjąć tą informację nie pokazując żadnych emocji" powiedziała, patrząc na niego z lekkim przerażeniem.
"Wiem, że wcale ci się to nie podoba, że jestem w związku z Willem i że wolałabyś abym znalazł sobie dziewczynę, z którą mógłbym ułożyć sobie życie..." mówił, próbując utrzymywać kontakt wzrokowy, co było naprawdę trudne, sądząc po tym jak bardzo stresował się tym co chciał jej powiedzieć i dodatkowo tym co miał za chwilę wyznać chłopakowi na spacerze.
"Problem w tym, że ja chyba nie chcę mieć dziewczyny, ani już w ogóle nikogo innego oprócz niego, dlatego...chcę się dziś oświadczyć" powiedział, po czym odetchnął głęboko, co było jednocześnie wyrazem ulgi, którą poczuł od razu po tym jak wydusił z siebie coś co siedziało w nim cały dzień, a nawet wcześniej, przed przyjazdem do Hawkins.
"Już dużo wcześniej chciałem, miałem już nawet wybrany pierścionek, ale wtedy stało się...wiesz co" dodał, po dłuższej chwili ciszy, w momencie gdy kobieta nic nie mówiła.
"Skoro tak dyktuje ci serce, to nie mam dużo do powiedzenia" odpowiedziała zupełnie spokojnym głosem, ściskając go za rękę, którą trzymał na kolanie.
"Długo jesteście razem, zdążyłam się już przyzwyczaić do wizji Willa jako mojego potencjalnego zięcia"
"Naprawdę? W sensie mówisz serio? Bo nie brzmisz jak ty" skomentował Mike, śmiejąc się nerwowo.
"Tak, mówię zupełnie serio" Karen pokiwała głową, uśmiechając się do niego.
"Dziękuję, że mi powiedziałeś"
"A co z ojcem? Mam mu powiedzieć, czy..." odpowiedział szatyn, zastanawiając się jak miał rozegrać sprawę z drugim rodzicem.
"Nie mów mu, nie chcę żeby na ciebie naskoczył. Za jakiś czas sama spróbuję z nim o tym porozmawiać" powiedziała.
"Dziękuję" skomentował, po czym przytulił ją do siebie.
"Mam tylko nadzieję, że więcej cię nie zdradzi. Jeśli tak, to obiecuję, że osobiście mnie popamięta" odpowiedziała, krzyżując ręce na piersiach.
"Tego nie wiem, mogę jedynie mu zaufać i wierzyć, że, oby, jako mój przyszły mąż, nie zrobi takiej rzeczy. Naprawdę go kocham" przyznał Mike.
"Wiem, skarbie. Dlatego nie chcę stać wam na przeszkodzie" powiedziała Karen, po czym wstała z kanapy i skierowała się w stronę kuchni.
"Jeśli masz jeszcze czas, dokup jakieś kwiaty. Będzie pamiętał ten dzień do końca życia" dodała, zanim weszła do drugiego pomieszczenia.
"Masz rację, zajdę po drodze do kwiaciarni. Dzięki mamo" odpowiedział, po czym sprawdził godzinę w telefonie. Gdy zorientował się, że właściwie musiał już niedługo wyjść, jeśli chciał jeszcze kupić kwiaty i nie być spóźnionym, pobiegł na drugie piętro do swojego pokoju. Zabrał z niego małe, czarne pudełeczko, które zostawił na biurku, po czym schował je do kieszeni jeansowej kurtki i w pośpiechu zszedł na dół.

Together through a lifetime//bylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz