Rozdział 12

37 1 1
                                    

Pierwszego dnia po powrocie z wakacji zimowych na uczelnię, nie było go na zajęciach. Will pomyślał, że zaspał, gdyż być może wrócił późno do Nowego Jorku ze względu na inną strefę czasową. Jednak kiedy nie pojawił się ani we wtorek, ani w środę, zapaliła mu się czerwona lampka. Codziennie dopytywał się Ashley czy znała powód jego nieobecności, ale dziewczyna nie chciała mówić zbyt wiele. Jednego dnia powiedziała coś o rzekomym przeziębieniu oraz, że przez wysoką temperaturę spędził cały dzień w łóżku. Następnego, że niby musiał załatwić jakieś sprawy rodzinne i od rana latał po mieście z ojcem. W końcu zasugerowała, że jeżeli tak bardzo za nim tęsknił i się o niego martwił, powinien sam się z nim skontaktować. Problem polegał na tym, że Will stale próbował tego dokonać, między innymi pisząc do przyjaciela dzień w dzień, jednak ten w ogóle mu nie odpisywał i nie wyświetlił żadnej z wysłanych przez bruneta wiadomości. W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak tylko zobaczyć się z nim osobiście. Postanowił go odwiedzić w czwartek po zajęciach i zmierzyć się z problemem w cztery oczy. Miał tylko nadzieję, że zastanie go w mieszkaniu, albo że nie zostanie z niego wyrzucony. Cholernie nie był pewien tego czy robił dobrze, jednak jakiś wewnętrzny głos moralności podpowiadał mu, że Jamie mógł go potrzebować. Zatrzymując się przed drzwiami jego mieszkania, zapukał trzy razy w krótkich odstępach czasu. Odczekał pół minuty, po czym powtórzył gest, tym razem jednak nieco pewniej i niecierpliwie. Po upływie kolejnej minuty i braku odpowiedzi ze strony lokatorów, cicho westchnął i pokręcił głową. Kiedy zawrócił się w stronę windy, usłyszał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Impulsywnie obrócił się w stronę źródła hałasu i chwilę po tym zobaczył siostrę przyjaciela.
"Przyszedłeś do mojego brata?" spytała, zanim wpuściła go do środka.
"Tak" odpowiedział krótko, dodatkowo kiwając głową dla potwierdzenia jego słów.
"Jesteś Will?" dopytywała, co było dla niego zaskoczeniem, bo niby po co miała o to pytać.
"Tak mam na imię" potwierdził, po czym Natalie zrobiła mu miejsce, aby wszedł do środka i zamknęła za nimi drzwi.
"Marcelino powiedział mi, że chce widzieć tylko dwie osoby i je mogę wpuszczać, dlatego przepraszam za przesłuchanie" nieznacznie się uśmiechnęła, krzyżując ręce na piersiach. Will odwzajemnił uśmiech. Dość dziwnie było słyszeć jak ktoś nazywał go pierwszym imieniem, gdyż tak bardzo przyzwyczaił się do tego drugiego, którego używał w gronie przyjaciół, że niemal czuł jakby mowa była o kimś innym.
"Nie szkodzi, jest teraz w domu?" spytał, rozglądając się po mieszkaniu.
"Tak, siedzi w swoim pokoju. Właściwie ostatnio rzadko go opuszcza" westchnęła, spoglądając w stronę zamkniętych drzwi od pokoju brata.
"Ten dzieciak mnie kiedyś wykończy, słowo daję. Jeżeli znowu wpakował się w jakieś gówno to chyba go uduszę we śnie"
"Mogę tam wejść?" spytał.
"Pewnie, ale na własną odpowiedzialność" siostra Jamiego wzruszyła ramionami, po czym przeszła do kuchni, w której pachniało obiadem. Will lekko się wahał, jednak nie było już odwrotu. Pociągając za klamkę, otworzył drzwi od pomieszczenia i wszedł do środka. Od razu uderzył go zapach papierosów unoszący się w powietrzu, przez co zebrało mu się na kaszel, jednak zamiast tego wstrzymał na chwilę oddech i przełknął z trudem ślinę. Rozglądając się po pokoju przyjaciela zauważył, że panował tam większy nieład niż zazwyczaj, czego nie można było już określić mianem artystycznego. Na komodzie stały trzy nieumyte talerze, na których widoczne były zaschnięte resztki jedzenia, cztery kubki oraz sztućce, które leżały albo między telarzami albo były włożone w kubek. Między naczyniami leżały zużyte chusteczki i pusta paczka czerwonych Marlboro. Krzesło stojące przy biurku, przypominało bardziej wieszak na ubrania niż miejsce do siedzenia. Podobnie było na materacu, aka łóżku chłopaka, na którym leżały trzy pary spodni i kilka zmiętolonych bluzek. Will nie był w stanie policzyć ile ich dokładnie było, ponieważ skrawek materiału prawdopodobnie górnej części ubrania, wystawał ze zwiniętej w kłębek kołdry. Jamie siedział na środku pokoju, po jego obu stronach leżały specjalne farbki do materiału, pędzle i kubek z wodą, a on sam zajęty był malowaniem wzoru na czarnej, płóciennej torbie na ramię.
"Kogo ja widzę w swoich skromnych progach, muszę przyznać, że nie spodziewałem się tu akurat ciebie" odezwał się nagle, jednak nie odwrócił wzroku w jego stronę nawet na sekundę.
"Chyba jednak się spodziewałeś skoro powiedziałeś siostrze, że ma wpuszczać tylko dwie osoby, które wymieniłeś z imienia" odpowiedział Will.
"Kochana siostrunia, zawsze niezawodna" prychnął, nabierając na pędzelek odpowiednią farbę, po czym przeniósł ją na część materiału, którą malował.
"Mogę wejść?" spytał niepewnie.
"Jak już tu wlazłeś to chyba cię nie wygonię. Zapraszam" Jamie przesunął pełną petów popielniczkę oraz parę farbek na bok, robiąc mu miejsce po swojej prawej stronie. Brunet bez słowa podszedł do niego i usiadł na przygotowanym miejscu. Wpatrywał się w pracę chłopaka, właściwie ciężko było mu określić co tak naprawdę zamierzał namalować, gdyż wyglądało to bardziej jak abstrakcja niż jakiś konkretny wzór. Nie wiedział też jak właściwie miał zacząć rozmowę, zważając na to, że drugi chłopak nie był w humorze na pogaduszki. Po chwili stwierdził, że pomoże mu w pracy nad torbą, gdyż chłopak zrobił początkowy szkic. Wziął do ręki pędzelek i nabrał farbę, która według niego najlepiej tam pasowała. Jamie nie protestował, dlatego zajął się malowaniem prawej strony torby, aby przeczekać milczenie.
"Przypomniałeś sobie o mnie, szkoda tylko, że kurwa dopiero teraz" odezwał się po dłuższym czasie.
"Jamie, pisałem do ciebie od przerwy świątecznej. Chciałem się spotkać, martwiłem się, ale ty mnie olewałeś. Co miałem zrobić?" odpowiedział szczerze.
"Potraktowałem cię tak samo jak ty mnie, proste" skomentował.
"Wiem, że nie odpisałem ci na tamtą wiadomość i chciałem cię za to bardzo przeprosić, po prostu nie wiedziałem czy powinienem..." kończąc zdanie ściszył głos, gdyż sam nie był w stanie dokładnie określić co chciał przez to powiedzieć.
"To wszystko jest tak skomplikowane...jednak mimo tej całej sytuacji jestem tu dla ciebie i chcę ci pomóc...jako przyjaciel" dodał co miało być bardziej zapewnieniem dla niego, niż dla drugiego chłopaka.
Na te słowa Jamie po raz pierwszy odkąd brunet wszedł do pokoju, odwrócił wzrok w jego stronę i spojrzał mu w oczy. Zanim zdążył się odwrócić, Will zauważył, że nie miał on makijażu oczu, jak zazwyczaj. Dodatkowo wyglądał na bardzo zmęczonego i na podstawie ciemnych worów pod oczami można było wywnioskować, że nie sypiał zbyt dobrze. Przez to wyglądał bardziej potulnie niż zazwyczaj.
"Widziałem się z nim w poniedziałek" mruknął.
"Dlaczego?" spytał Will, wzdychając przy tym z rezygnacją. Doskonale wiedział jaką osobę miał na myśli.
"Jak to dlaczego? Nie rozumiesz? Bo za nim kurwa tęsknię! Jest jaki jest, ale mimo wszystko było nam razem dobrze" odpowiedział, podnosząc głos, tak jakby próbował się bronić i jednocześnie usprawiedliwić swoje zachowanie.
"Było wam razem dobrze w tej relacji czy tylko w łóżku?" zapytał wprost.
"Co za różnica" odburknął.
"Moim zdaniem różnica jest ogromna. Co robiliście jak spotkałeś się z nim w poniedziałek? Błagam, nie mów tylko, że mu na to pozwoliłeś...po tym jak cię potraktował..." powiedział Will, patrząc na niego ze smutkiem.
"Dobra, to się nie odzywam" odpowiedział Jamie, po czym zapadła między nimi cisza.
"Wiesz, ja też nie miałem dzieciństwa jak z bajki. Moi rodzice są po rozwodzie, z ojcem nie mam kontaktu i jedynym oparciem była dla mnie mama. Tak naprawdę nigdy nie uważałem go za rodzica, bo który normalny rodzic wyżywa się na swoim dziecku, dodatkowo stosując szantaż emocjonalny i przemoc fizyczną"
"Dlaczego mi to mówisz?" spytał szatyn, ponieważ zdziwiła go nagła zmiana tematu ze strony przyjaciela. Doskonale wiedział do czego nawiązywał Will opowiadając o swojej sytuacji rodzinnej, jednakże nie rozumiał co miało jedno do drugiego.
"Bo mam wrażenie, że przez podobne przeżycia, też czułeś, że nikt cię nigdy nie pokocha i jesteś pomyłką" odpowiedział. Jamie ponownie zamilkł na krótki czas, po czym stwierdził, że też mu się zwierzy, bo tak wypadało.
"Do czasu kiedy mieszkałem w Sewilli ojciec traktował mnie jak oczko w głowie. Zawsze mnie faworyzował i miałem wszystko na pstryknięcie palca. Oczywiście zmieniło się to, kiedy podpisał ten jebany kontrakt i przeprowadziliśmy się do Ameryki. Później miał nas totalnie w dupie, liczyła się tylko kariera. Matka też nie lepsza, znalazła sobie jakiegoś faceta na boku, obecnie jej męża. Rozwiedli się gdy miałem 6 lat. Jak mogłem czuć, że ktoś mnie kochał, skoro nawet nie umiałem powiedzieć, gdzie był mój dom. Dwa tygodnie u ojca, kolejne u matki i tak w kółko. Dobrze, że chociaż nie wpadli na genialny pomysł żeby nas rozdzielić i była ze mną Nat. Kiedy tylko skończyła 21 lat kupili nam to mieszkanie. Zajebiście pozbyli się problemu"
"Przykro mi i doskonale cię rozumiem" odpowiedział Will, kładąc dłoń na kolanie chłopaka. Delikatnie pomasował miejsce, w którym leżała jego ręka, było to jednak czysto empatyczne.
"Możesz pomyśleć co chcesz, ale przez seks czuję, że daję coś drugiej osobie. Nie wiem czym jest miłość, nie znam tego uczucia i nie umiałbym go przekazać. Wolę szybkie znajomości typu fwb, ponieważ oprócz tego, że mogę sprawić komuś przyjemność, czuję też bliskość i pożądanie z tej drugiej strony. Zabrzmi to bardzo narcystycznie, ale lubię jak ktoś poświęca mi sto procent swojej uwagi. Alex był ze mną wyjątkowo długo, ale ta relacja opierała się głównie na seksie oprócz sporadycznych randek. Myślałem, że przynajmniej mu zależało...wyszło jak zawsze. Nie nadaję się do kochania i do bycia kochanym, punto" powiedział, po czym przygryzł od środka prawy policzek i zamrugał szybko parę razy.
"Wiesz...myślę że tutaj będzie pasował bardziej indygo. Mogę?" odpowiedział Will, uśmiechając się do niego. Celowo udał zainteresowanie malowaniem torby. Nie widział sensu w prawieniu morałów i pouczaniu go, albo co gorsza mówieniu pseudo-motywacyjnych rzeczy typu 'jeszcze przekonasz się co to miłość' albo 'Alex był do dupy, zasługujesz na kogoś lepszego'. Żadna z tych rzeczy nie sprawiłaby, że nagle zacznie myśleć o sobie w ten sposób. Miał jednak cichą nadzieję, że chłopak poczuł, że ktoś naprawdę chciał go wysłuchać.
", rób co chcesz. W teorii kolorów jesteś znacznie lepszy ode mnie" odpowiedział, równocześnie zajmując się malowaniem lewej strony torby. Siedzieli na tym dość długo, coś około dwóch godzin, a kiedy w końcu wzór był gotowy, Jamie poprosił go, aby podpisał się pod nim, gdyż właściwie była to ich wspólna praca. Will zrobił tak jak mu powiedział, po czym zadeklarował, że będzie się już zbierał do domu. Szatyn poszedł za nim, mówiąc, że odprowadzi go do drzwi.
"Nigdy cię o to nie spytałem, ale wolisz swoje drugie imię?" zapytał nagle obracając się w stronę chłopaka, kiedy mieli już wychodzić z jego pokoju.
"Nie, lubię to pierwsze, ale debile Amerykanie nie umieją go poprawnie wymawiać, więc przyzwyczaiłem się do przedstawiania się drugim, które w zasadzie też nie jest angielskie i brzmi inaczej po hiszpańsku, ale to nie istotne" wytłumaczył.
"Mogę cię nazywać pierwszym?" spytał Will.
"Po co?" Jamie wyglądał na zupełnie zdezorientowanego zadanym mu pytaniem.
"Słyszałem jak twoja siostra cię tak nazwała. Uważam, że jest ładne i nietypowe" jak ty - dopowiedział mu tok myśli, przez co momentalnie zrobiło mu się gorąco. Całe szczęście, że przysłowiowo ugryzł się w język i nie zdążył powiedzieć tego na głos. Oczywiście miał prawo stwierdzić, że stojący przed nim chłopak był przystojny bez żadnego podtekstu, zupełnie po przyjacielsku. Chyba nie było w tym nic złego...a może jednak...
"Marcelino" wypowiedział jego imię, starając się odrzucić rodzimy akcent.
"Nie jest źle, możesz tak mówić. Jesteś pierwszą osobą spoza rodziny, która zwraca się do mnie pierszym imieniem. Pomijając Ashley, ale robi to tylko jak chce mnie podkurwić albo jak to ja przeginam pałeczkę" pierwszy raz uśmiechnął się do niego na tyle szeroko, że uwidoczniły się dwie małe metalowe kulki spoczywające na przednich zębach.
"Zostaniesz na obiad? Potem możemy posiedzieć u mnie w ciemności" zaproponował.
"Dlaczego w ciemności?" brunet cicho się zaśmiał.
"Bo jest fajny klimat i muszę przyznać, że twoja obecność jest bardzo uspokajająca" odpowiedział.

"Ymm...chciałbym, ale muszę wracać do domu. Mam parę rzeczy do zrobienia" skomentował Will, jednocześnie udając, że nad czymś się zastanawiał. Doskonale wiedział, że jak zgodzi się zostać na obiad, później pojawią się dlasze propozycje typu zostań, obejrzymy coś, a w końcu zostań na noc bo już późno. Pewnie do niczego by między nimi nie doszło, oczywiście nie pozwoliłby sobie na to, jednak szczerze trochę bał się swojej głowy po tym co dopowiedziały mu myśli parę minut temu.
"Chuja musisz, kłamiesz" odpowiedział, bardziej żartobliwie niż na serio, mrużąc przy tym oczy.
"Mówię prawdę, przysięgam" zaśmiał się brunet.
"Może chcesz się spotkać w weekend? Kończę wcześnie pracę, jakie jedzenie lubisz?"
"Uwielbiam kuchnię włoską. Mogę ci pokazać świetną restaurację" zaproponował, prowadząc go do przedpokoju.
"Pewnie, jestem za" odpowiedział, zakładając przy tym buty, po czym zarzucił na siebie szalik i kurtkę. Jamie przyglądał mu się przez ten czas, tak jakby chciał mu coś jeszcze powiedzieć.
"Will..." odezwał się nagle.
"Gracias, cariño" powiedział, kiedy chłopak obrócił się, aby na niego spojrzeć. Will uśmiechnął się ciepło i zrobił krok w jego stronę.
"De nada" odpowiedział, wygrzebując z pamięci jeden z podstawowych zwrotów z hiszpańskiego, który pamiętał jeszcze z liceum. Chwilę po tym coś go tknęło i przytulił do siebie chłopaka. Jamie na początku stał w bezruchu, pewnie ze względu na to, że było to dość niespodziewane, jednak po chwili również go objął. Jego uścisk był dość mocny, przez co Will stwierdził, że naprawdę tego potrzebował. Stali w takiej pozycji dość długo, nic do siebie nie mówiąc, do momentu kiedy brunet pogłaskał jego plecy, po czym się odsunął. Kiedy miał już iść w stronę drzwi, drugi chłopak zrobił coś bardziej niespodziewanego. Złapał go za rękę, zatrzymując w tym miejscu, w którym stał, po czym cmoknął w policzek. Odsuwając się na bok po tym zdarzeniu, spojrzał mu głęboko w oczy, jakby chciał wyczytać z nich emocje, które siedziały w środku bruneta. Will patrzył na niego lekko przerażony, rozchylając przy tym minimalnie usta, z czego nawet chyba nie zdał sobie sprawy, próbując przetworzyć w głowie to co się przed chwilą stało. Próbował też odczytać emocje z twarzy szatyna, jednak wyglądał on na stanowczego stale patrząc na niego, lekko od dołu. Jego spojrzenie było tajemnicze i zarazem bardzo zmysłowe. Można było się w nie zapatrzeć, gdyż dodatkowo też niezwykle magnetyzujące. Mimo, że zaglądał mu w oczy już od dłuższego czasu, Will nie czuł się przez to skrępowany i nie miał ochoty odwracać wzroku. Wręcz przeciwnie, czuł się bardzo komfortowo przyglądając się mu, może dlatego, że chłopak miał na ogół bardzo ładne rysy twarzy, wręcz dziewczęce, co tylko dodawało mu uroku. Jego urodę komplementowaly śliczne, duże usta w kolorze pudrowego różu, co było naprawdę nietypowe.
"Do zobaczenia na zajęciach, mam nadzieję" powiedział szybko, po czym odwrócił się i wyszedł, nie czekając nawet na odpowiedź chłopaka. Przeklął w myślach, kiedy przypadkiem trzasnął drzwiami, po czym podbiegł do windy, z której akurat wysiadł siąsiad, mieszkający na tym samym piętrze. Kiedy zaczął zjeżdżać w dół, oparł się o ścianę i głośno wypuścił powietrze. Jego ręce stały się lodowate, w środku jednak czuł jakby się w nim gotowało. Zaciskając powieki, próbował wymazać wszystkie myśli, które krążyły mu po głowie, a także zapomnieć o cichym komplementowaniu urody przyjaciela, co chcąc nie chcąc przyszło mu dość naturalnie.
Nie podoba mi się, nic do niego nie czuję, cieszę się, że mogłem go pocieszyć i że się pogodziliśmy, wszystko było po przyjacielsku - powtarzał w głowie do momentu, kiedy wyszedł z klatki.

Together through a lifetime//bylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz