Następnego dnia pojawili się punktualnie o ustalonej godzinie w wyznaczonym przez mężczyznę miejscu. Była to mała sieciówka w sercu wysokich biurowców wielkich korporacji. Ze względu na porę i sam fakt, iż był to drugi dzień tygodnia, prawie wszystkie stoliki w kawiarnii były wolne. Rozglądając się po okolicy, w zasięgu wzroku dostrzegli jedynie grupkę pracowników, którzy wyszli zapalić na przerwie. Nigdzie jednak nie widzieli osoby, która wizualnie mogłaby odpowiadać temu jak wyglądał ojciec Marcela.
"A co jeżeli nie przyjdzie?" spytał Will, sprawdzając nerwowo godzinę w telefonie.
"Spóźnia się dopiero 2 minuty, spokojnie. Myślisz, że zrezygnowałby ze spotkania wiedząc, że mamy solidne dowody i chcemy pozwać jego syna?" odpowiedział Mike.
"Masz rację, po prostu się stresuję i zaczyna mi odwalać" westchnął, po czym schował telefon do kieszeni kurtki i spojrzał na wyższego chłopaka.
"Nie wiem dlaczego, ale boję się tego spotkania. Mam złe przeczucia"
"Będzie dobrze, da nam kasę i sobie pójdzie. Poza tym cały czas będę obok" powiedział, po czym objął ramieniem bruneta, który się o niego oparł.
"Zaczekaj, myślę, że to może być on" skomentował Will, w chwili gdy kątem oka zauważył wysokiego mężczyznę, który rozmawiał przez telefon, paląc papierosa i szedł w stronę kawiarni. Kiedy się zbliżył, był już prawie pewien, że to był on. Mężczyzna na oko koło 50, ubrany w granatowy, elegancki zimowy płaszcz, podszedł do nich z uśmiechem na twarzy.
"Valentino Rodriguez, witam. Z którym z was miałem się dziś spotkać?" spytał, zerkając raz na jednego, raz na drugiego z chłopaków.
"William Byers to ja" odezwał się brunet.
"A to jest mój..." zaczął, w momencie gdy chciał przedstawić mu swojego towarzysza, jednak zawahał się, ponieważ nie wiedział właściwie w jaki sposób miał teraz określić ich relację.
"Wsparcie mentalne" dokończył za niego Mike.
"Rozumiem, przepraszam za chwilę spóźnienia, ale musiałem coś pilnie zrobić w pracy. To nie powinno nam długo zająć, wejdziemy?" zaproponował, ruchem ręki wskazując, aby to oni weszli pierwsi, gdyż stali bliżej wejścia. Will skinął głową, po czym wszedł do kawiarni i zajął najbardziej schowany stolik, który znajdował się we wnęce na tyłach pomieszczenia. Mike usiadł obok niego, a Valentino, po odwieszeniu płaszcza, na przeciwko ich dwojga. Kiedy brunet spotkał się z nim wzrokiem, zauważył, że wyglądał on prawie jak starsza wersja Marcela. Wiedział już po kim odziedziczył urodę, a raczej jej dużą część. Drugie tyle miał pewnie od matki, która niewątpliwie musiała być piękna, zważając na to, że była kiedyś modelką. Gdy podeszła do nich kelnerka, mężczyzna poprosił o cortado, oni jednak nic nie zamówili. Chcieli po prostu jak najszybciej załatwić sprawy i wrócić do domu.
"Ile proponujesz?" spytał Will, ściszonym głosem.
"15 tysięcy będzie wystarczająco?" odpowiedział, po czym położył na stole trzy białe koperty, które przesunął w ich stronę.
"Przeliczcie sobie. Mam nadzieję, że ta suma was zadowoli i nie muszę dokładnie mówić o co proszę w zamian"
"Myślę, że się dogadaliśmy" odpowiedział brunet, patrząc przez szparkę na plik pieniędzy w jednej z kopert. Po chwili namysłu przesunął ją w stronę mężczyzny, co wywołało na jego twarzy niemałe zdziwienie.
"Chciałbym, abyś zostawił to dla Marcelino. Kup mu przynajmniej nowe łóżko do pokoju, a resztę przeznacz na jakiegoś dobrego terapeutę"
"Marcelino ma wszystko czego potrzebuje, nie musisz się o to martwić" odpowiedział, mierząc go wzrokiem.
"Na pewno nie ma ojca, którego dalej potrzebuje w swoim życiu" stwierdził Will, zachowując przy tym pełną powagę.
"Słuchaj, nie wiem jakie masz intencje wobec mojego syna, ale po tym co tutaj zaszło radzę ci go zostawić w spokoju. Najpierw grozisz mu pozwem, a teraz nagle udajesz, że zależy ci na jego dobrze?" skomentował, momentalnie popadając w furię i zmieniając ton głosu oraz całe dotychczasowe nastawienie. Wyraźnie brunet uderzył w czuły punkt i to go tak bardzo zdenerwowało.
"Znam swoje dziecko i nikt mi nie będzie mówił jak mam go wychowywać, ani co mam robić. To ja jestem jego ojcem i wiem co jest dla niego najlepsze. Jak wystarczy ci 10 tysięcy to jeszcze lepiej dla mnie. Mniej starcę na tej całej dziecinadzie. Zabieraj kasę i się stąd wynoś, bo nie mam ochoty rozmawiać z tobą na takie tematy"
"Will...daj spokój, chodźmy stąd lepiej" szepnął Mike, delikatnie szturchając bruneta i łapiąc go za rękę pod stołem. Brunet zmierzył mężczyznę morderczym wzrokiem. Chciał coś jeszcze odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Jedną z kopert podał szatynowi, a drugą schował do plecaka. Potem bez słowa wyszli na zewnątrz, zostawiając Valentino w miejscu, w którym chwilę temu siedzieli we trójkę.
"Co to było?" spytał Mike, próbując dogonić chłopaka.
"Nie wiem...chyba nie chcę o tym rozmawiać" westchnął brunet, zatrzymując się na chwilę.
"Rozumiem, najważniejsze, że mamy to już za sobą" odpowiedział, szanując decyzję drugiego chłopaka i nie dopytując więcej o szczegóły krótkiej wymiany zdań z mężczyzną.
"Chcesz iść na pizzę? Trochę zgłodniałem, a szczerze to nie chce mi się wracać na resztę zajęć"
"Tak, chętnie" Will uśmiechnął się do niego.
"Wiesz...zapomniałem chyba rękawiczek, a trochę mi zimno..." dodał, udając, że szuka ich po kieszeniach.
"Naprawdę? Wcale nie chodzi o to, że spodobało ci się jak trzymałem cię za rękę w kawiarni?" zaśmiał się, po czym złapał jego dłoń, bez czekania na odpowiedź.
"No może trochę..." zachichotał, po czym splótł ze sobą ich palce."Co zamierzasz zrobić z tymi pieniędzmi?" spytał Mike po powrocie do mieszkania.
"Jeszcze nie wiem. Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy to może jakiś wyjazd we dwójkę...o ile nie zamierzasz się wyprowadzić" odpowiedział brunet, siadając na kanapie.
"Przyznano mi miejsce w akademiku...ale bardzo nie chcę się tam przenosić" skomentował, po czym usiadł obok drugiego chłopaka.
"Wspólne wakacje to dobry pomysł, nigdy razem na żadnych nie byliśmy"
"Mike...słuchaj, naprawdę chciałbym cię za to wszystko przeprosić. Wiem, że cię cholernie zraniłem i rozumiem, że ciężko jest wybaczyć zdradę. Naprawdę mi przykro, że musiałeś przez to wszystko przechodzić i doskonale wiem jak musiałeś się czuć, ale pomyślałem, że może moglibyśmy spróbować jeszcze raz? Nie musimy się spieszyć" powiedział Will, patrząc na niego ze skruchą.
"Naprawdę bym tego chciał" odpowiedział po chwili ciszy.
"Nadal jest mi przykro, ale od momentu naszego rozstania moje uczucia do ciebie nie zmieniły się nawet na chwilę. Dalej cię kocham i chcę z tobą być" na te słowa Will uśmiechnął się szeroko i ze szczęścia rzucił mu się na szyję, przytulając najmocniej jak tylko potrafił.
"Ja też cię kocham, naprawdę" przyznał, wciąż obejmując drugiego chłopaka.
"Możemy zacząć od tego, że wrócę do łóżka? Naprawdę mam już dość spania na kanapie" zaśmiał się szatyn.
"Myślę, że Daisy nie będzie zadowolona" zachichotał.
"Powinniśmy się zmieścić nawet we trójkę" odpowiedział żartobliwie Mike.
CZYTASZ
Together through a lifetime//byler
Fiksi Penggemar‼️KSIĄŻKA JEST KONTYNUACJĄ OPOWIADANIA "Always by your side" KTÓRE ZNAJDZIECIE NA MOIM PROFILU‼️ Początek nowego roku akademickiego, nowe wyzwania, nowe znajomości...20-letni Will i Mike rozpoczynają drugi rok studiów i zarazem drugi rok mieszkania...