Rozdział 15 (2)

31 0 0
                                    

Stał samotnie pod klubem, z którego niegdyś odbierała go taksówka w stanie tak dziwnym, że nie umiał tego racjonalnie wytłumaczyć. Jak zazwyczaj był pierwszy i czekał tylko na niego. Na szczęście nie zajęło to długo, gdyż po paru minutach w zasięgu jego wzroku pojawił się Marcel. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, szatyn uśmiechnął się szeroko i z entuzjazmem przyśpieszył kroku. Will odwzajemnił uśmiech, jednak nie było to do końca szczere, gdyż w środku poczuł narastające w nim napięcie. Ten cały 'plan odzyskania Mike'a' cholernie go stresował i mimo wcześniejszych prób myślenia o nim jak o zadaniu lub konieczności, którą po prostu musiał wykonać, nie potrafił podejść do tego zupełnie bez emocji. Nim zdążył przywitać się z chłopakiem, który już był obok, Marcelino dosłownie rzucił mu się na szyję i przyssał się do jego policzka, z przesadą całując go już dobre paręnaście sekund.
"Skończyłeś?" westchnął brunet, próbując go od siebie odsunąć. Drugi chłopak pokręcił przecząco głową, nie odrywając się od niego. W końcu, kiedy zaczęło brakować mu tchu, puścił go i stanął naprzeciwko.
"Hej skarbeńku, chcesz zrobić ze mną matching kryształki na zęby?" spytał, zupełnie bez kontekstu, uśmiechając się do niego.
"Raczej nie, to chyba nie w moim stylu, ale tobie na pewno będą pasowały" odpowiedział szczerze.
"Twoja strata, wchodzimy? Zimno jak cholera, patrz" powiedział, łapiąc go za rękę, po czym nakrył swoją dłoń, drugą dłonią bruneta.
"Faktycznie" odpowiedział Will i delikatnie potarł wierzch jego dłoni, po czym ją puścił. Marcel, jak się okazało, wcale nie zniechęcił się serią wiadomości, którymi próbował go zbyć, i nie dawał za wygraną.
"Idź pierwszy" powiedział szatyn, przepuszczając go w drzwiach, a kiedy wszedł do środka kupić wejściówki, ruszył za nim. Bardzo zdziwiło go to, że po tym jak mineli szatnię, on nie skręcił w stronę baru, tak jak zwykle robili.
"Chodźmy tańczyć" zaproponował.
"Już?" spytał, zaskoczony propozycją kolegi.
"Sí, dale" Marcel uśmiechnął się do niego i nie czekając na odpowiedź chłopaka, złapał go za rękę i pociągnął za sobą na parkiet. Kiedy znaleźli miejsce do tańczenia, brunet czuł się nieco skrępowany. Lekko kołysał się w rytm muzyki, rozglądając się po sali i jednocześnie próbując uniknąć wzroku drugiego chłopaka, który, jak mu się wydawało, stale był w niego wpatrzony. Po chwili zerknął na niego kątem oka, kiedy tylko się zbliżył.
"Chcesz wziąć pigułę po studencku?" krzyknął mu do ucha, próbując w ten sposób zagłuszyć głośną muzykę.
"To znaczy?" spytał Will, ryzykując spojrzenie w jego brunatne oczy. Chłopak uśmiechnął się zadziornie, po czym się odsunął i na ułamek sekundy pokazał mu język, na którym leżała mała, niebieska tabletka.
"Nie, dzięki, nie biorę" powiedział, w duchu czując ulgę, że Marcel, zgodnie z planem, miał przy sobie towar.
"Szkoda, zawsze jedna okazja mniej, żeby cię pocałować, chico" skomentował, robiąc udawaną smutną minę.
"Napijemy się?" spytał, zerkając w stronę baru.
", z tobą zawsze" pokiwał głową, po czym odwrócił się i wystawił dłoń w stronę bruneta, czekając na jego ruch. Will spojrzał na jego rękę i po chwili zawahania podał mu swoją dłoń. Dopiero po tym szatyn zaczął iść w stronę baru.
"Czego sobie życzysz, kochanie? Ja stawiam" powiedział, kładąc obie dłonie na ramieniu chłopaka i oparł się o niego, jednocześnie mu się przyglądając, kiedy udało im się dopchać do baru.
"Może tequile?" spytał Will, unikając jego wzroku, którym przeszywał go, tak jakby miał zamiar czytać mu w myślach.
"Tequile, co?" zachichotał, żartobliwie przewracając oczami.
"Dobrze, niech ci będzie" dodał, po czym zamówił dwa shoty wymienionego alkoholu.
"Idę do łazienki, zamówisz jeszcze po jednym?" spytał brunet, po tym jak stuknęli się kieliszkami i wypili po kolejce.
"Jasne, idź" odpowiedział, uśmiechając się do niego. Will szybko odwzajemnił uśmiech, po czym udał się w stronę toalet. Gdy wszedł do środka, oparł się o umywalki i wyciągnął z kieszeni telefon, aby napisać do Max.
'Ma ze sobą piguły, powiedziałem mu, żeby zamówił alkohol, a ja pójdę do łazienki. Wciąż się zastanawiam czy jest to dobry pomysł...on ciągle ze mną flirtuje i trochę się boję, bo nie wiem co może chodzić mu po głowie...może powinienem po prostu sobie pójść?' napisał. Nie musiał czekać długo na odpowiedź, gdyż w przeciągu dwóch minut dziewczyna wysłała mu wiadomość.
'Nie, zostań tam, wszystko idzie zgodnie z planem. Pamiętaj żeby nie odpowiadać na jego zaloty i nie dać mu do zrozumienia, że chcesz tego samego co on. Jak będziesz zaczynał się źle czuć, od razu zamów taksówkę i wracaj jak najszybciej do domu. Będzie dobrze, wierzę w ciebie 💪' Will westchnął głęboko, po czym schował telefon do tylnej kieszeni spodni i wyszedł z łazienki. Kiedy podszedł do baru, znalazł go w tym samym miejscu.
"Już jestem, przepraszam, że musiałeś czekać. Była kolejka" wyjaśnił, uśmiechając się do niego.
"Nic nie szkodzi, for you" odpowiedział Marcel, przysuwając dwa kieliszki tequili w jego stronę.
"Aż tyle?" spytał, podnosząc jeden z nich.
"Oj tam, nie przesadzaj. Chyba nie będziemy co pięć minut pchać się do baru tylko po to żeby zamówić po jednej kolejce, prawda? Salud!" powiedział, patrząc mu w oczy i podnosząc swój kieliszek do góry, po czym wypił jego zawartość. Will chwilę po nim zrobił to samo, nieznacznie się przy tym krzywiąc.
"Pij, pij, bo ja chcę tańczyć" skomentował szatyn, kiwając się w przód i w tył na wysokim stołeczku przy barze, na którym siedział. Brunet posłusznie wypił drugiego shota, po czym wrócili na parkiet. Alkohol, ani coś co potencjalnie mogło w nim być, nie zaczęły jeszcze działać, przez co wciąż czuł się tak samo zestresowany. Starał się udawać, że miał dobry humor, uśmiechając się niezręcznie do drugiego chłopaka i próbując wczuć się w rytm piosenek. Marcel za to wydawał się być w wyśmienitym humorze i dosłownie gwałcił go wzrokiem, tańcząc w dość bliskiej odległości.
"O mój Boże, kocham tą piosenkę!" pisnął, kiedy DJ zmienił muzykę na latino i puścił "X" od Nicky Jam i J Balvin. Nagle jego taniec stał się bardziej zmysłowy, przez co brunet był w lekkim szoku, że chłopak umiał się tak ruszać. Na refren Marcelino uśmiechnął się zalotnie, po czym odwrócił się do niego plecami i przysunął się bliżej, tak aby ich ciała do siebie przylegały. Łapiąc obie dłonie chłopaka i kładąc je sobie na biodrach, zmusił bruneta do trzymania go w swoich objęciach.
"Zrób coś" rozkazał, lekko odchylając głowę do tyłu. Will, oszołomiony bliskością chłopaka i namiętnym zapachem perfum Dior Sauvage, które czuł na jego szyji, mimowolnie się zarumienił i cmoknął go w policzek. Szatyn położył dłoń na tyle głowy chłopaka i przeczesał palcami jego włosy, jednocześnie odchylając się w ten sposób, aby usta bruneta spoczywały na jego szyji.
"Chcę mieć całą szyję w malinkach, postaraj się słońce" powiedział, ściskając jego włosy i jednocześnie ocierając sie o niego swoim ciałem. Will musnął ustami miejsce za uchem chłopaka, po czym oderwał się od niego i przeklął w myślach.
Trzymaj się planu, trzymaj się planu... powtarzał, zaciągając się po raz ostatni uwodzicielskim zapachem szatyna, przed tym jak postanowił się od niego odsunąć.
"Jak się spiszesz to dostaniesz nagrodę w kiblu" dodał, aby go w ten sposób zachęcić, gdy tylko poczuł jak chłopak się oddalił. Will jednak nie zwracał na to uwagi i tańczył w bezpiecznej odległości. Szatyn spojrzał na niego przez ramię, po czym odwrócił się i poszedł oburzony w stronę wyjścia z klubu. Drugi chłopak westchnął z irytacją i przewrócił oczami, po czym za nim pobiegł. Wychodząc z klubu, rozejrzał się w obie strony i zauważył go w miejscu wyznaczonym do palenia.
"Dlaczego wyszedłeś?" spytał, stając obok.
"A jak myślisz?" prychnął, zapalając papierosa.
"Myślałem, że chciałeś się zabawić. W końcu to był twój pomysł żeby iść do klubu, a od samego początku jesteś strasznie drętwy"
"Przepraszam, to nie o to chodzi...po prostu sam nie wiem czemu tak jest" odpowiedział, co w pewnym sensie było prawdą.
"To nie tak, że nie chcę z tobą tańczyć, ale nie czuję tego. Może powinienem więcej wypić" dodał, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego wciąż nie odczuwał żadnych skutków alkoholu.
"Zawsze możemy iść do mnie, może tam będziesz się czuł mniej skrępowany. Mam też alkohol w domu" skomentował.
"Nie chcę ci psuć imprezy" westchnął brunet.
"Jebać, na imprezie jestem prawie co weekend. Poza tym, nie mam już ochoty na taniec. Pokażę ci fajne miejsce niedaleko stąd, co ty na to? Chyba, że chcesz tam wrócić" powiedział, wskazując głową na wejście do klubu, po czym rzucił niedopałek na ziemię i przygniótł go butem.
"Czemu nie, chodźmy" Will wzruszył ramionami i poszedł za chłopakiem do baru, który miał się znajdować zaledwie kilometer drogi od klubu. W myślach zaczął się zastanawiać, że może nigdy mu nic nie dosypał. Tak naprawdę mógł to być każdy, podczas chwili nieuwagi. Poza tym istniała możliwość, że tamtego razu po prostu się upił, bo czemu niby nie. W końcu minęło już trochę czasu od wypicia tequili, a on dalej czuł się całkiem normalnie. Kiedy dotarli do wyznaczonego miejsca, zaczynał mieć nawet lekkie wyrzuty sumienia, że myślał o nim w ten sposób. Jednak kiedy tylko usiedli przy stoliku, jego stan zaczął się znacznie pogarszać. Marcelino zamówił sobie piwo i zaproponował mu to samo, lecz brunet odmówił, tłumacząc się, że strasznie rozbolała go głowa. Później z minuty na minutę stawał się coraz bardziej śpiący, a zdania wypowiadane przez drugiego chłopaka zamieniły się w zlepek słów, których nie był w stanie rozumieć. Jego powieki stały się tak ciężkie, że z trudem próbował nie zamykać oczu, mrugając co chwilę. Odgłosy rozmów i śmiech innych ludzi brzmiały jak echo chodzące gdzieś z tyłu jego głowy.
"Wszystko okej?" spytał Marcelino, nachylając się nad nim. W tym momencie odzyskał na chwilę świadomość, tak jakby został wybudzony z głębokiego snu.
"Tak...jest okej" wymamrotał.
"Na pewno? Nie wyglądasz" odpowiedział, wciąż mu się przyglądając.
"Tak, tak...muszę tylko iść do łazienki" powiedział, jednak gdy tylko wstał, poczuł jak nogi zaczęły się pod nim uginać i w rezultacie szybko złapał się oparcia siedzenia.
"Dios mío, może zamówię ci taksówkę?" zaproponował. Wydawał się być dość przejęty stanem przyjaciela, gdyż praktycznie od razu do niego podszedł i pomógł z powrotem usiąść na miejscu.
"Tak, proszę" brunet odpowiedział krótko i położył głowę na stoliku. Marcel wcisnął się na miejsce obok niego i delikatnie poklepał go po plecach.
"Spokojnie, zajmę się tym" odpowiedział, wyjmując telefon z kieszeni.
Wsiedli do taksówki razem, a on siedział obok całą drogę, nie odzywając się ani słowem. Will nie był w stanie określić, gdzie zmierzali, czuł jedynie, że gdzieś jechali i wiedział też, w którym momencie samochód się zatrzymał, a kierowca się z nimi pożegnał. Marcel wysiadł razem z nim i zaprowadził pod rękę do bloku. Na początku uznał to za formę odwdzięczenia się, gdyż poprzednim razem to on był osobą, która mu pomagała. Zorientował się, że chłopak prowadził go do swojego mieszkania, kiedy wsiedli do windy, której nie było w kamienicy bruneta. Czuł się jednak na tyle oszołomiony działaniem narkotyków, które zostały mu podane, że nie był w stanie protestować, ani nawet wydusić z siebie jakiegoś konkretnego zdania, które miałoby sens.
"Napijesz się wody i powinno być lepiej, słońce" rzucił Marcel, wyjmując z górnej szafki czystą szklankę, po czym nalał do niej wody z kranu. Will stał obok, oparty o blat kuchenny, próbując ostatkami sił utrzymać głowę w pionie i jednocześnie nie zasnąć. Szatyn, widząc w jakim był stanie, wywnioskował, że na pewno upuściłby szklankę, gdyby mu ją podał, dlatego przystawił ją do ust drugiego chłopaka i kazał pić. Kiedy wypił całą wodę, poczuł jak szkło, które parę sekund wcześniej dotykało jego warg, zastąpiły usta chłopaka. Marcelino wydawał się być calkiem zdesperowany, gdyż pocałował go bardzo agresywnie, nie zważając na to, że sprawiał wrażenie jakby miał za chwilę zemdleć.
"Kurwa, nie wytrzymam. Chodź do sypialni, pokażę ci co to znaczy dobry seks" powiedział, ciągnąc bruneta za rękę do swojego pokoju. Will wchodząc tam przypadkiem zaczepił się o coś i w rezultacie złapał się mocniej drugiego chłopaka.
"Spokojnie, uważaj na siebie" odezwał się z udawaną w głosie troską szatyn i pomógł mu położyć się na materacu.
"Nie musisz nic robić, zostaw to profesjonaliście" zachichotał, zdejmując z siebie bluzkę, po czym rzucił ją na ziemię i usiadł okrakiem na chłopaku, który leżał na wznak na jego łóżku.
"Chociaż z drugiej strony mógłbyś trochę pomóc z pozbyciem się ubrania" skomentował, trudząc się próbą zdjęcia z bruneta, który leżał tam bez ruchu, górnej części garderoby. Kiedy w końcu mu się udało, zaczął od całowania jego szyji, zostawiając w paru miejscach ciemno-różowe ślady. Will skrzywił się i wydał z siebie jęk niezadowolenia, gdyż były to jedyne rzeczy, które był w stanie zrobić.
"Cicho, amor, zobaczysz, że ci się spodoba" zachichotał, po czym przystąpił do składania pocałunków na klatce piersiowej chłopaka, schodząc w dół, aż do jego brzucha. Zasysał ustami skórę, po czym wrócił do punktu wyjścia i przejechał językiem po jego brzuchu od góry do dołu, zatrzymując się przy spodniach. Will lekko się zaczerwienił i wygiął się lekko w górę, gdyż podświadomie i z natury mu się to podobało.
"M-mike..." wymamrotał, mrużąc oczy, tak jakby chciał w ten sposób wyostrzyć rozmazujący mu się obraz.
"Kurwa, nie wierzę" prychnął Marcel, odrywając się od niego, kiedy usłyszał imię wymówione przez bruneta.
"Kiedy w końcu dasz sobie z nim spokój? On już o tobie zapomniał, pogódź się z tym wreszcie! Masz szansę wejść w znacznie ciekawszą relację z facetem, który ma ci o wiele więcej do zaoferowania, a ty mi ciągle o nim pierdolisz. Żałosne" powiedział ze złością.
"Zostaw mnie...ja nie chcę..." odpowiedział Will, odzyskując w tym momencie resztki świadomości. Wiedział już dokładnie jakie miał wobec niego zamiary.
"Może w ten sposób przemówię ci do rozumu, skoro inaczej się nie da. Próbowałem wszystkiego, a ty dalej swoje" odezwał się szatyn, walcząc jednocześnie z paskiem od spodni chłopaka leżącego pod nim.
"Puść mnie" zażądał niemal błagalnym tonem brunet, wijąc się pod jego ciężarem. Marcel jednak nie zareagował i dalej robił swoje. Kiedy rozpiął guzik spodni, zszedł z niego i usiadł obok, aby móc mu je zdjąć. Drugi chłopak wciąż próbował mu się wyrwać, jednak kiedy zauważył, że było to bezskuteczne, gdyż nie był nawet w stanie się podnieść, zakrył twarz ręką i po prostu przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy, akceptując swój los. Ku jego zdziwieniu nie czuł, aby szatyn dalej go rozbierał, a po chwili ciszy, która zapanowała w pomieszczeniu, usłyszał z końca pokoju jego głos.
"Idę po wodę" rzucił zupełnie bez emocji, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Will nie wiedział co stało się potem i czy naprawdę zrobił tak jak powiedział. Gdy tylko poczuł się trochę bezpieczniej, urwał mu się film i zupełnie odpłynął.

(Dłuższa przerwa między rozdziałami spowodowana jest moim wyjazdem za granicę. Teraz już wracam do pisania i mam nadzieję, że wynagrodzę wam to tym rozdziałem :)) )

Together through a lifetime//bylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz